Indie realizują wizję scentralizowanej kryptowaluty


Pod koniec 2017 roku opublikowaliśmy artykuł „Nadchodzi globalna kryptowaluta” w którym wysunęliśmy tezę, że rządy bądź większe instytucje finansowe będą dążyć do „zamiany” dużej liczby niezależnych kryptowalut na kilka kontrolowanych odgórnie walut cyfrowych.

W tym samym okresie w Indiach tamtejszy bank centralny wydał opinię, że wszystkie giełdy kryptowalut powinny zostać zamknięte. Powodem była troska o finansową stabilizację kraju. W grudniu 2017 roku hinduski minister finansów przyrównał waluty cyfrowe do schematu Ponziego, a miesiąc później stwierdził jednoznacznie, że Bitcoin nie jest legalnym środkiem płatniczym w Indiach.

Kryptowaluty nie zostały w Indiach prawnie zakazane, natomiast w kwietniu Bank Centralny Indii dał wszystkim finansowym instytucjom 3 miesiące na odcięcie się od współpracy z jakimikolwiek giełdami walut cyfrowych.

W międzyczasie zależny od banku centralnego Instytut Badań i Rozwoju nad Technologiami Bankowymi prowadził badania nad kryptowalutami oraz blockchainem. Ostatecznie wydany został raport w którym stwierdzono (ujmując to w najprostszy sposób), że blockchain stanowi przełomową technologię oraz że nadszedł czas na to, by stworzyć rupię indyjską w wersji cyfrowej. W tym samym raporcie poinformowano że Bank Centralny Indii rozpoczął pracę nad wprowadzeniem kryptowaluty.

Przy okazji w tekście przypomniano również o rosnących kosztach emisji waluty w postaci papierowej (kolejna krytyka w kierunku gotówki).

Wniosek, który przychodzi nam do głowy jest następujący: o ile Japonia jest określana przez nas jako poligon doświadczalny co do polityki monetarnej, to Indie są testerem w kwestii walki z gotówką. Najpierw rząd tego kraju nagle zdecydował o wycofaniu połowy banknotów będących w obiegu, a teraz ewidentnie zaczyna iść w kierunku stworzenia jednej legalnej kryptowaluty. Oba te ruchy oznaczają wizję społeczeństwa bezgotówkowego, korzystającego z jednej kryptowaluty narodowej będącej pod kontrolą banku centralnego. Dalsza część tej wizji to powiązanie cyfrowych walut narodowych z globalną kryptowalutą o której pisaliśmy w artykule podlinkowanym na początku.

Warto też przypomnieć, że nad własnymi kryptowalutami pracuje coraz więcej banków centralnych, co sprawia, że nasza prognoza (50 kryptowalut narodowych w 2 lata) ze wspomnianego artykułu może okazać się trafiona.

 

Globalne wydobycie złota zacznie spadać


W bieżącym roku wydobycie złota na świecie wzrośnie i będzie oscylować wokół 107 mln uncji (ok. 3300 ton). Czy w kolejnych latach tendencja wzrostowa zostanie utrzymana? Pewny punkt odniesienia w tej kwestii dają nam dane S&P Global Market Intelligence. Na poniższym wykresie w słupkach pokazane zostało wydobycie złota (w mln uncji – lewa skala) w ostatnich latach oraz prognozy na kolejne kilka lat.


Źródło: S&P Global Intelligence

Jak widać, w teorii wydobycie złota ma wzrastać do 2020 roku. Problem w tym, że zielona część słupków odnosi się do potencjalnej nowej produkcji. W przypadku bieżącego roku nie ma problemu – nowe projekty albo już działają albo z dużym prawdopodobieństwem niebawem rozpoczną wydobycie.

Z kolei prognozy na kolejne lata obejmują także niepewne projekty. W takiej sytuacji rozwiązania są dwa:

1. Cena złota wzrośnie, co sprawi, że nowe wydobycie stanie się faktem ze względu na wysoką opłacalność.

2. Nie będzie wzrostu ceny złota, co sprawi, że wydobycie spadnie szybciej (część zaplanowanych projektów nie dojdzie do skutku). W efekcie niższej podaży złota, wzrośnie cena metalu.

W przypadku obu scenariuszy w dłuższym terminie możemy spodziewać się wzrostu ceny kruszcu. Jeśli chodzi o rozwiązanie nr 2 to oczywiście złoto wydobywane w poprzednich dekadach wciąż jest obecne a zatem poziom produkcji teoretycznie nie powinien wpływać na jego cenę, jednak sama informacja o spadającym wydobyciu złota mimo wszystko oddziałuje na sposób myślenia inwestorów.

Przy obecnych niskich cenach metali uwagę zwraca też srebro. W przypadku tego metalu tzw. commercials zaczęli grać na wzrosty (więcej pozycji długich niż krótkich). Nie brzmi to nadzwyczajnie, więc zerknijmy na wykres za ostatnie 20 lat (pozycja commercials na czerwono):

Commercials przez ostatnie 20 lat ani razu nie wyszli ponad poziom zera. Aż do zeszłego tygodnia. Ma to swoją wymowę kiedy zauważy się, że ta grupa dość skutecznie trafia w dołki na srebrze – w zeszłym roku było tak chociażby w czerwcu i grudniu.

 

Europa słabnie na tle USA


Unijna szefowa handlu Cecilia Malmstrom zaproponowała kilka dni temu obustronne zniesienie ceł na samochody na linii Unia Europejska – Stany Zjednoczone. Przypomnijmy, że na ten moment pojazdy z USA są obłożone w Europie taryfą rzędu 10%. Z kolei cła na europejskie samochody w USA wynoszą jedynie 2,5% (z wyjątkiem ciężarówek i pick-upów w przypadku których jest to 25%).

Po oświadczeniu Malmstrom notowania europejskich producentów zdążyły nawet podskoczyć, ale kilka godzin później nadeszła odpowiedź Donalda Trumpa. Amerykański prezydent stwierdził, że taka propozycja to za mało. Wspomniał także o zwyczajach kupujących twierdząc, że w Europie amerykańskie samochody nie są zbyt popularne.

W ramach prowadzonej wojny handlowej Stany Zjednoczone rozważają krok w przeciwną stronę – nałożenie 25% taryf na wszystkie zagraniczne samochody.

Wojna handlowa na linii UE – USA na ten moment dużo mocniej uderza w Europę. Odczyty dla przemysłu na Starym Kontynencie (PMI - biała linia na wykresie) pogarszają się od początku 2018 roku.

Dziś negatywnie pod względem PMI wypadły dwa najważniejsze kraje UE, czyli Niemcy i Francja. Bardzo słabo wyglądał też odczyt dla Włoch. Wyniósł 50,1 pkt. wobec oczekiwanych 51,2 pkt., tymczasem poziom poniżej 50 oznacza spadek aktywności przemysłowej. Włosi są niedaleko tej strefy.

Na tle Europy dużo lepiej wyglądają dane ze Stanów Zjednoczonych. W USA prowadzona jest jednocześnie polityka ograniczania podaży waluty. To wszystko sprawiło, że dolar w ostatnich miesiącach umocnił się względem euro. Teraz jednak na horyzoncie mamy 2 wydarzenia, które mogą doprowadzić do wzrostu kursu EURUSD. Pierwszym z nich może być zapowiedziane na początek 2019 roku zakończenie dodruku w Europie, o ile faktycznie do niego dojdzie. Druga ważna kwestia to grudniowa podwyżka stóp procentowych w USA (wrześniowa jest uważana za pewnik).

Na ten moment prawdopodobieństwo podwyżki w USA w grudniu wycenia się na 67%. Jeśli do niej dojdzie, dolar umocni się względem euro, a rynki wschodzące obciążone dużym długiem denominowanym w USD będą miały kolejne problemy. Należy jednak pamiętać, że w ostatnim kwartale FED będzie wyprzedawał aktywa o wartości 50 mld USD miesięcznie. Tak silna redukcja bilansu może doprowadzić do dużych spadków na rynku akcji. Czy FED wycofa się wówczas z grudniowej podwyżki? Naszym zdaniem jest to realne, choć na ten moment do grudnia wciąż zostały 3 miesiące i wiele może się wydarzyć.

Warto zauważyć, że wzrostu EURUSD coraz bardziej spodziewają się commercials, którzy sukcesywnie powiększają liczbę pozycji krótkich na dolarze. Widać to po obniżającej się czerwonej linii.

 

Argentyna: Stopy procentowe doszły do 60%


Ze względu na geopolityczne znaczenie Turcji, to właśnie ten kraj wraz ze swoją walutą jest ostatnio w centrum zainteresowania mediów. Gdzieś w tle po raz kolejny z problemami finansowymi boryka się Argentyna, której waluta w sierpniu silnie osłabiała się względem dolara. Argentyński bank centralny w celu ratowania peso podniósł stopy najpierw do 45%, a 30 sierpnia doszło do kolejnej podwyżki – tym razem do 60%.

Ta ostatnia decyzja zatrzymała spadek wartości waluty w odniesieniu do USD.

Nie zmienia to jednak faktu, że za dolara płaci się obecnie aż 37 peso! To oznacza, że od początku roku USD umocnił się względem argentyńskiej waluty o niemal 100%.

Tym bardziej niedorzecznie brzmi fakt, że w zeszłym roku Argentyna pozyskała 2,8 mld USD poprzez emisję… 100-letnich obligacji. Ich rentowność wynosiła 7,12%. Ta historia pokazuje jednak pewną ważną kwestię – po 35 latach hossy na rynku obligacji rentowność długu wielu krajów spadła do abstrakcyjnych poziomów (im wyższa cena, tym niższe rentowności). To sprawiło, że różnego rodzaju fundusze desperacko szukają w miarę przyzwoitych stóp zwrotu i rzucają się np. na 100-letnie obligacje wiecznego bankruta jakim jest Argentyna. Oczywiście duża w tym zasługa banków centralnych pompujących rynek, ale przy okazji widzimy też jak wiele funduszy działa na krótką metę. Chodzi tylko o to, aby przy najbliższym podsumowaniu roku pokazać dobry wynik i przyciągnąć klientów.

A co stanie się w dalszej przyszłości? To już zarządzających nie obchodzi. Każdy z nich wie, że przy tak wysokim globalnym zadłużeniu albo dojdzie do resetu długów, albo zadłużenie będzie dewaluowane inflacją. W obu przypadkach obligacje okażą się aktywem gwarantującym stratę.

 

Różnorodność w mediach


Mainstreamowe media odgrywają potężną rolę w kształtowaniu rzeczywistości w której żyjemy. Kiedy na rynku medialnym działają dziesiątki lub setki podmiotów, możemy mieć nadzieję na różnorodność przekazu. Problem pojawia się kiedy kanałów telewizyjnych czy gazet wciąż jest mnóstwo, jednak mają one tylko kilku właścicieli. Wówczas różnorodność przekazu znika, a jednocześnie znacznie łatwiej wprowadzić jest cenzurę.

Zgodnie z poniższą grafiką w 1983 roku 90% mediów w USA było w rękach 50 kompanii. Dzisiaj właścicielami jest już tylko 6 gigantycznych korporacji.

Dzisiaj podobnie jak w 2011 roku, właścicielami jest już tylko 6 gigantycznych korporacji. Co więcej, na podstawie raportu Uniwersytetu z Zurychu wiemy, że są one powiązane kapitałowo.


Zespół Independent Trader