Rothschildowie wycofują bank z giełdy


Rodzina Rothschildów zamierza wycofać swój bank ze szwajcarskiej giełdy. Akcje Edmond de Rothschild mają zostać wykupione po cenie 17 945 franków za sztukę.

Jako główny powód takiej decyzji podano chęć uproszczenia struktury majątkowej i przyspieszenia rozwoju firmy. Wydaje się jednak, że ważniejsze były czynniki, które wymieniono w dalszej części oświadczenia. Rodzina bankierów ma spore obawy co do wydarzeń w kolejnych miesiącach („zachowujemy ostrożność”), a jednocześnie podkreśla potrzebę zmiany oferty i redukcji kosztów.

Wspominamy tą informację z kilku powodów. Po pierwsze, po to by pokazać, iż nazwisko Rothschild nie wiąże się jedynie z wydarzeniami sprzed 200-300 lat oraz teoriami spiskowymi. To rodzina bankierów, która wciąż może pochwalić się potężnymi wpływami, co potwierdzają w swoich tekstach np. agencje Reuters i Bloomberg.

Po drugie, ostrożność Rothschildów może budzić pewne obawy wśród inwestorów. Kto jak kto, ale tak wpływowi ludzie mają świadomość w jakim stanie znajduje się globalna gospodarka oraz jakie problemy doskwierają systemowi finansowemu.

Po trzecie, niewykluczone, że po tym jak tajemnica bankowa w Szwajcarii upadła (co uderzyło w atrakcyjność tamtejszego sektora bankowego), Rothschildowie przeniosą działalność gdzieś indziej. Oczywiście mamy na myśli miejsce, gdzie bank ponownie będzie w stanie zapewnić swoim klientom maksymalny poziom dyskrecji. Będzie to przy okazji podstawa do podniesienia opłat.

Po czwarte, problem z systemem bankowym w Szwajcarii wygląda coraz poważniej. Tamtejsze banki są niszczone z jednej strony przez biurokratyczną machinę (odebranie tajemnicy bankowej i utrata konkurencyjności), a z drugiej strony przez erę taniego pieniądza (coraz niższe zyski). Efekty? Dla szwajcarskich banków przestaje liczyć się długoterminowa współpraca i relacje na pokolenia. W pogoni za krótkoterminowymi zyskami wpycha się klientom niebezpieczne produkty, z których banki kasują wysokie prowizje.

Szwajcarska bankowość przez lata opierała się na zdrowych zasadach, ale wygląda na to, że zostały one zniszczone. Pamiętajcie jednak, że to nie wzięło się znikąd. Właściciele banków nie stwierdzili nagle: „od dzisiaj liczy się tylko zysk, zaufanie klientów jest na drugim miejscu”. Mentalność zmieniła się w efekcie działań polityków i bankierów centralnych. Tak samo jak w przypadku zwykłych ludzi negatywne realne stopy procentowe wymuszają wyciągnięcie pieniędzy z lokaty i podjęcie ryzyka na rynkach, podobnie dzieje się w przypadku banków. One też zmuszone są odejść od tego na czym się znają (bezpieczeństwo środków) i szukać dodatkowych źródeł zysków (niebezpieczne produkty finansowe). To jeden z przykładów jak system zmienia ludzi. Podkreślmy, że chodzi o system pustego pieniądza. Przecież jeszcze 20 lat temu frank szwajcarski był powiązany ze złotem. Niewiarygodne jak wiele zmieniło się od tego czasu.

 

Bank Japonii nieco spokojniejszy


Problem z Bankiem Japonii polega na tym, że nie tylko skupuje on aktywa na giełdzie (obligacje, japońskie ETFy), ale też robi to bez konkretnego harmonogramu. W związku z tym, warto od czasu do czasu zajrzeć do danych BOJ. Dzięki temu wiemy czy ostatnie wydarzenia na giełdzie miały związek z działaniami tego banku. Ostatecznie kiedy Bank Japonii skupuje na dużą skalę aktywa, mamy do czynienia ze wzrostem płynności, która wspiera także rynki finansowe np. w USA czy Europie.

Z dostępnych danych wynika, że od początku roku do połowy marca BOJ skupił akcje o wartości 7,5 mld dolarów. Dla porównania, w analogicznym okresie w ubiegłym roku BOJ zainwestował w akcje 11,5 mld dolarów.

Widzimy zatem, że zakupy BOJ nie były prowadzone na tak dużą skalę jak zazwyczaj. Znacznie większy wpływ na akcje w perspektywie globalnej miały buybacki, short squeeze (czytaj: "Czym jest Short Squeeze?") na giełdzie w USA oraz kompletna zmiana narracji ze strony FED.

Co do Banku Japonii, z jego mętnych zapowiedzi wynika, że skup akcji w tym roku powinien być prowadzony w tempie 4,5 mld USD miesięcznie. Zatem nawet biorąc te informacje na poważnie BOJ ma pewien „zapas”. Jego uruchomienie może być potrzebne w nadchodzących tygodniach, kiedy większość spółek w USA nie będzie prowadziła buybacków (na wykresie odsetek spółek, który w danym tygodniu nie przeprowadzą skupu akcji):

Zaznaczmy, że chociaż BOJ obecnie nie dokonuje zakupów akcji tak dużych, jak np. jeszcze niedawno EBC, to dodatkowo nabywa obligacje. W ten sposób nowy kapitał może przepływać z obligacji do akcji.

 

Niemcy: Fuzja bankowych gigantów coraz bliżej


Kierownictwa Deutsche Banku i Commerzbanku potwierdziły rozpoczęcie rozmów ws. przeprowadzenia fuzji. W efekcie akcje obu banków zaliczyły wybicie, chociaż w jednym i drugim przypadku ceny wciąż znajdują się blisko minimów.

Na początek warto uświadomić sobie o jakiej skali działań mówimy. W przypadku ewentualnej fuzji może powstać bank, którego całkowita wartość aktywów będzie wynosić 1,85 biliona euro. Na ten moment obie instytucje zatrudniają łącznie niemal 80 tysięcy osób.

Jak to się ma do konkurencji? W przypadku fuzji Deutsche Banku i Commerzbanku, będziemy mieć do czynienia z prawdziwym gigantem – czwartym pod względem wielkości w Europie.

Ewentualne połączenie DB i Commerzbanku budzi duże emocje w niemieckim sektorze bankowym. Fuzja oznaczałaby zwolnienie nawet 30 tysięcy pracowników. Oczywiście argumentem za połączeniem jest obniżenie kosztów działalności obu instytucji.

Nie da się ukryć, że fuzja najlepiej wygląda z perspektywy polityków oraz kierownictw obu banków. W razie dalszych problemów z sektorem bankowym w Europie, jeszcze łatwiej będzie wytłumaczyć społeczeństwu, że nowy Deutsche Bank nie ma prawa upaść i należy go ratować.

Kto wie czy dążenie do fuzji nie ma związku także ze specjalnym statusem Deutsche Banku, którego Commerzbank nie posiada. Mamy tutaj na myśli obecność na liście „instytucji kluczowych dla systemu”. Zgodnie z tym, co napisaliśmy w artykule „Jak bankierzy zapewnili sobie bezkarność?”, obecność banku na takiej liście oznacza, że jego obecni i byli pracownicy są bezkarni. Sprawiedliwość nie może ich dosięgnąć niezależnie od przestępstw, które popełnili.

Możliwe, że ewentualna fuzja sprawi, iż obecni dyrektorzy Commerzbanku zyskają nietykalność. Ostatecznie po połączeniu będą już pracownikami Deutsche Banku, czyli instytucji wyjątkowo ważnej dla systemu.

Jeśli do tego wszystkiego dodamy fakt, że w 2008 roku Commerzbank uratowano na koszt podatników, to widzimy że fuzja gigantów będzie kolejnym elementem polityki dla bogatych.

 

Dotacje dla firm – kto na tym traci?


W naszym artykule „Najważniejsze wydarzenia minionych tygodni – Luty 2019” wspomnieliśmy, że Amazon nie zapłacił ani dolara podatku za rok 2018. Pisaliśmy wówczas, że w efekcie tworzenia skomplikowanego prawa, największe firmy zyskują kosztem małych.

Nasz Czytelnik o nicku Plastic Tofu napisał wówczas ciekawy komentarz, zwracając uwagę, że nie interesujemy się dokładnie tym, z czego wynika zerowy (a nawet ujemny) podatek Amazona. Dodał również, że „prawo jest takie samo dla wszystkich” oraz, że robimy z Amazona „chłopca do bicia” tylko dlatego, że gigant wykorzystuje obowiązujące prawo.

Jeśli chodzi o pierwszy zarzut, to dziękujemy za wyjaśnienie, ale stanowi ono potwierdzenie skrajnego skomplikowania prawa. Mogłoby ono być znacznie prostsze, co pokazał w jednym z kolejnych komentarzy Gruby (zniechęcanie do buybacków przy jednoczesnym utrzymywaniu podwójnego opodatkowania dywidendy).

Jeśli chodzi o chłopca do bicia – w naszym tekście podkreśliliśmy, że nie chodzi o to by wszystkie przedsiębiorstwa płaciły wysokie podatki. Wręcz przeciwnie, niech będą one jak najniższe, ale takie same dla wszystkich. Tymczasem sytuacja z Amazonem idealnie ukazywała absurdalną rzeczywistość gospodarczą.

Jeśli zaś chodzi o to, że prawo jest równe dla wszystkich firm, to nie jest to prawda, biorąc pod uwagę fakt, że dopuszcza się m.in. specjalne dotacje i ulgi, które są możliwe tylko w przypadku dużych podmiotów. I tutaj wracamy do przykładu Amazona.

Nawet w swoim komentarzu Plastic Tofu wspomniał o: „ostatniej akcji amerykańskiej kongresmanki Alexandrii Ocasio-Cortez, której działania doprowadziły do rezygnacji ze stworzenia biura Amazona w Nowym Jorku gdzie miało pracować 25 tyś ludzi ze średnią pensją 150 tyś dolarów rocznie.”.

Czytelnik pominął jednak bardzo istotny fakt i chociaż nie znosimy Ocasio – Cortez, to chcemy zwrócić na niego uwagę. Nowy Jork proponował Amazonowi kredyty i ulgi o łącznej wartości do 3 mld USD. Pojawiło się też drugie miasto, które zaoferowało 0,5 mld USD. Ogółem takich miast chętnych do hojnego obdarowania Amazona było więcej. Czy prawo, które dopuszcza takie dotacje jest dobre i równo traktuje wszystkich? Czy takie dotacje sprzyjają gospodarce bo tworzą nowe miejsca pracy?

Interesująco skomentował ten temat Marc Faber. Najprościej będzie jeśli przetłumaczymy jego wpis:

„Kiedy przedsiębiorstwa rywalizują o klienta, muszą oferować lepsze produkty lub ceny. Są zmuszone do poprawy efektywności. W języku ekonomii taka rywalizacja rynkowa nie jest grą o sumie zerowej (moje zyski są równe Twoim stratom), ale grą przynoszącą pozytywny wynik (moje zyski przekraczają Twoje straty).

Z kolei rywalizacja korporacji o dotacje to gra o sumie zerowej. Amazon nie będzie bardziej produktywny w Nowym Jorku niż w innym mieście – po prostu zapłaci mniej podatku. Rezultat? Gospodarka nie zrobi postępu, a reszta będzie musiała złożyć się na środki potrzebne do dalszego funkcjonowania miasta (podatki, opłaty).

Rywalizacja o dotacje uderza w produktywność i tworzy system oparty na sieci układów („kapitalizm kolesiów”). W takim systemie przedsiębiorstwa mające odpowiednie znajomości zyskują kosztem tych najbardziej efektywnych. Potwierdzają to badania z których wynika, że przedsiębiorstwa częściej dostają dotacje, jeśli sponsorują kandydatów w wyborach.

Z tego między innymi bierze się ograniczanie produktywności – korporacje muszą poświęcać czas i środki na lobbowanie, co ogranicza nakłady jakie mogą przeznaczyć na rozwój.”

Z kolei prof. Luigi Zingales dodaje ciekawe spostrzeżenia:

„Mały sklep osiedlowy nie zagrozi gubernatorowi przeprowadzką do innego stanu i nie uzyska w ten sposób dodatkowej ulgi. Efekt jest taki, że małe firmy muszą poradzić sobie z podatkami w swoim okręgu, a giganci są w stanie całkowicie tego uniknąć.

Ta polityka „zbyt dużych do opodatkowania” (too-big-to-tax) korporacji nie tylko zaburza naturalne mechanizmy rynkowe. Ona jest wręcz niezgodna z amerykańskimi tradycjami. W 1773 roku patrioci z Bostonu wyrzucili brytyjską herbatę w proteście przeciwko podatkom stawiającym w uprzywilejowanej pozycji Brytyjską Kompanią Wschodnioindyjską. Nie zrobili tego dlatego, że ktoś inny był lepszy, ale dlatego, że był faworyzowany. Innymi słowy: rewolucja zaczęła się w związku ze sprzeciwem wobec dużej korporacji, która korzystała z układów politycznych by wzmocnić swoją pozycję.

Nie jestem prawnikiem, jednak nawet jako ekonomistą mogę stwierdzić, że nie ma różnicy pomiędzy dyskryminowaniem przez podatki, a dyskryminowaniem przez dotacje.

Problemem nie jest Amazon czy Nowy Jork (niedawno Foxconn dostał absurdalnie wysoką dotację w Wisconsin). Problemem jest system, który pod pretekstem pomocy przedsiębiorcom niszczy wolny rynek.”

Mamy wrażenie, że wypowiedzi Fabera i Zingalesa wyczerpują temat równego prawa dla wszystkich firm w kapitalizmie opartym na układach. Chodzi o to by zostawić sam kapitalizm, a odrzucić układy. Żeby tak się stało, od czasu do czasu potrzebny jest bunt, przede wszystkim przeciwko rosnącej roli państwa i polityków.  

 

Zero Hedge zbanowane przez Facebooka


Trudno nam stwierdzić na ile popularny jest w Polsce portal Zero Hedge, więc na wszelki wypadek małe wprowadzenie. Zerohedge.com to portal skupiający się na rynkach finansowych i polityce. Możemy na nim znaleźć publikacje wielu wartościowych autorów. Jego głównym plusem jest fakt, że publikowane tam teksty bardzo często demaskują zarówno manipulacje na giełdzie, jak i kłamstwa mainstreamowych mediów.

Portal cieszy się sporą popularnością w USA, dlatego też prawdziwym skandalem okazało się zablokowanie Zero Hedge na Facebooku. Sytuacja miała miejsce w ostatni weekend. Każdy użytkownik, który chciał udostępnić link z zerohedge.com mógł przeczytać komunikat „Link nie spełnia standardów naszej społeczności”.

Swoje oburzenie w tej sprawie bardzo szybko wyrazili m.in. syn Donalda Trumpa, Nigel Farage czy Peter Thiel. Właściciele Zero Hedge stwierdzili, że to zapewne odwet za artykuły nt. problemów Facebooka. Żaden z dyrektorów Facebooka nie wypowiedział się wówczas w tej sprawie.

Rozwiązanie konfliktu nadeszło dopiero we wtorek. Facebook nagle odblokował wszystkie linki związane z zerohedge.com, a przedstawiciel portalu wyjaśnił, że był to błąd związany z automatycznym wykrywaniem spamu. Jednocześnie właściciele Zero Hedge do teraz nie wiedzą który z artykułów został jako pierwszy uznany za spam.

Naszym zdaniem Facebook po prostu przeholował z cenzurą. Dopiero kiedy pracownicy Zuckerberga zobaczyli skalę reakcji, uznano, że atak na Zero Hedge może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Ta sytuacja pokazuje jednocześnie, co dzieje się gdy społeczność potrafi się zbuntować. Zawsze można pójść na łatwiznę i stwierdzić, że Facebook to po prostu prywatny biznes, który może robić u siebie co chce. Nie zmieni to jednak faktu, że jest to też portal potężniejszy niż wiele państw na świecie. Tylko reakcja użytkowników na kolejne próby cenzury ze strony Zuckerberga może jakoś ograniczyć te zapędy w kierunku ograniczania wolności słowa.

Swoją drogą, Facebook z cenzurą zaszedł już tak daleko, że nie pozwala promować 90% naszych artykułów w języku angielskim.


Zespół Independent Trader