Izrael nawołuje do wojny z Iranem


Kilka dni temu w Warszawie odbyła się tzw. konferencja bliskowschodnia. Dyplomaci z kilkudziesięciu krajów pojawili się w Polsce, aby dyskutować o tym w jaki sposób zadbać o pokój na Bliskim Wschodzie. Logika podpowiadałaby, że na takie wydarzenie powinni zostać zaproszeni przedstawiciele lokalnego mocarstwa, jakim w tym regionie świata jest Iran. Tak się jednak nie stało, co natychmiast pozwoliło nam stwierdzić, że oficjalny cel konferencji to bajka dla naiwnych. Skupmy się zatem na najważniejszych rzeczach do jakich doszło podczas konferencji i zróbmy małe podsumowanie z perspektywy Polski, która przecież podjęła się bycia gospodarzem (przynajmniej formalnie).

Jednym z ważniejszych gości konferencji był Mike Pompeo, obecnie sekretarz stanu USA, a wcześniej dyrektor CIA. W trakcie jednego ze swoich przemówień zaapelował do polskich władz, by przyspieszyły prace nad ustawą mającą umożliwić amerykańskim obywatelom żydowskiego pochodzenia uzyskanie od Polski odszkodowań za dobytek utracony w trakcie II Wojny Światowej. Warto w tym miejscu podkreślić, że zgodnie z umową między Polską a USA z lipca 1960 roku rząd amerykański przejął na siebie wszystkie późniejsze roszczenia swoich obywateli.

Niezależnie od faktów, propaganda trwała w najlepsze. Relacjonująca wydarzenia w Warszawie dziennikarka NBC i MSNBC Andrea Mitchell stwierdziła, że powstańcy z getta warszawskiego walczyli przeciwko „polskiemu i nazistowskiemu reżimowi”. Pomyłka? Każdy może sam ocenić. Jako ciekawostkę dodamy, że Mitchell to żona… Alana Greenspana, byłego szefa Rezerwy Federalnej.

Przekaz Pompeo z pewnością dał do myślenia, jednak to nie były szef CIA zszokował obserwatorów najbardziej. Główna rola przypadła premierowi Izraela, który podczas rozmowy z dziennikarzami poinformował, że spotkania z przedstawicielami arabskich państw „dotyczą wojny z Iranem”. Chwilę później pojawiły się głosy, że Benjamin Netanjahu mówił o „zwalczaniu Iranu”. Niestety, słowo „wojna” pojawiło się również na Twitterze premiera Izraela (cytat został później zmieniony).

Burza wokół słów Netanjahu miała miejsce jeszcze raz, kiedy Jerusalem Post zacytował premiera, który miał powiedzieć, że „naród polski współpracował z nazistowskim reżimem w zabijaniu Żydów w ramach Holokaustu”. Także i te słowa momentalnie były dementowane, kancelaria premiera Izraela oświadczyła, że chodziło o „Polaków” a nie „naród czy państwo polskie”.

Jakby tego wszystkiego było mało, nowy minister spraw zagranicznych Izraela Israel Kac stwierdził, że „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”.

Może trochę mniej rozpisywalibyśmy się o wypowiedziach dot. relacji Polska – Izrael, gdyby nie fakt, że byliśmy gospodarzami konferencji. Skoro się na to zgodziliśmy, to najwyraźniej po to, by coś ugrać? Polska dyplomacja działa chyba jednak w zupełnie inny sposób. Z naszego podsumowania ostatnich dni wychodzi nam, że:

- zostaliśmy ponagleni w kwestii żydowskich roszczeń,

- mainstreamowe media w USA pokazały nas jako współautorów zagłady Żydów,

- premier Izraela przedstawił nas jako antysemitów,

- szef izraelskiego MSZ przedstawił nas jako antysemitów,

- konferencja służyła realizacji polityki Izraela,

- Polska znacząco pogorszyła swoje stosunki z Iranem,

- polskie firmy straciły kontrakty w Iranie.

Tak, wiemy, że w tym wszystkim chodzi o utrzymywanie dobrych stosunków z USA, jako naszym głównym sojusznikiem. Niestety, tym razem należało wymigać się od organizacji konferencji. Trzeba było zachowywać się dokładnie tak, jak kraje Unii Europejskiej, które zachowują rozsądną powściągliwość wobec agresywnej narracji względem Iranu. Gdybyśmy odmówili, niczego by to nie przekreśliło. Pozostalibyśmy jednym z głównych sojuszników USA, jednocześnie zachowując przyzwoite relacje z Iranem. Niestety, polska dyplomacja zawiodła na całej linii.

Na koniec pewna uwaga dla wszystkich, którzy nie traktują na poważnie tematu koncentracji mediów i ich uzależnienia od wąskiej grupy osób. Zauważcie, że roszczenia żydowskie o których wspomniał Pompeo nie zostały skrytykowane ani w TVP, ani w TVN (jeśli coś pominęliśmy, wrzućcie w komentarzach). To daje do myślenia.

Sekretarz stanu USA wspomniał o tej kwestii m.in. w związku z tzw. ustawą 447 odnoszącą się do odszkodowań dla ofiar Holokaustu i do wywierania w tej kwestii presji na kraje takie, jak Polska. Ustawa została podpisana przez Donalda Trumpa w maju 2018 roku. Wcześniejszą prośbę o jej zawetowanie podpisało 4 spośród 460 polskich posłów. Byli to Jacek Wilk, Tomasz Jaskóła, Robert Winnicki i Janusz Sanocki. W dużym uproszczeniu, w polskim interesie zadziałał co setny poseł. Taka statystyka należycie oddaje poziom niezależności państwa polskiego.

Z kolei sprawa relacji z rządem Izraela jest o tyle istotna, że do Polski w ostatnich 2-3 latach wróciła bardzo duża liczba Żydów.

 

Banki centralne: Dodruk idzie pełną parą


Przedstawiciele banków centralnych przez kilka miesięcy karmili inwestorów przemowami o normalizacji polityki oraz odejściu od dodruku. Rzeczywistość pokazała jednak, że ograniczenie aktywności banków centralnych oznacza silne spadki na rynkach finansowych. W efekcie bilanse banków centralnych wciąż puchną, co potwierdza poniższy wykres (wbrew temu co prezentuje skala, grafiki obejmują okres do początku lutego br.):

Dodatkowo, Europejski Bank Centralny, który miał dążyć do zaostrzenia polityki monetarnej, obecnie coraz poważniej rozważa ponowne wprowadzenie bardzo nisko oprocentowanych pożyczek dla firm (tzw. TLTRO). W ostatnich dniach potwierdził to Benoit Coeure, jeden z członków EBC.

Przypomnijmy, że ze względu na kolejne oznaki nadchodzącej recesji, głównie w Europie, różnego rodzaju instytucje (m.in. FED i MFW) zaczęły ostatnio natarczywe promowanie negatywnych stóp procentowych. Oczywiście w przypadku wprowadzenia silnie ujemnych stóp procentowych (które oznaczają płacenie bankowi za przechowanie środków), wiele osób zdecydowałoby się na wyciągnięcie gotówki z banku. Niewykluczone zatem, że ewentualne negatywne stopy procentowe zostaną wprowadzone wraz z kilkoma zmianami, które będą miały na celu zniechęcić do gotówki.

Co ciekawe, niemal rok temu o negatywnych stopach procentowych oraz spadającym użyciu gotówki w Szwecji czy Norwegii mówił… wspomniany wyżej Benoit Coeure. Opisaliśmy to w artykule Dlaczego walka z gotówką jest tak ważna?”.

W ramach ciekawostki, w tamtym tekście napisaliśmy: „Teraz załóżmy, że pomimo problemów z gospodarką, rynkiem długu i rynkiem akcji, FED zdoła dojść do poziomu 2,5% i dopiero wówczas pojawią się poważne problemy.”.

Tak się składa, że FED doszedł do poziomu 2,5% i pojawiły się poważne problemy. Wygląda na to, że przyjęliśmy całkiem rozsądne założenia.

Wracając jeszcze do głównego wątku, pamiętajmy, że silnie negatywne realne stopy procentowe w przeszłości oznaczały wzrost cen złota i srebra. Dodając do tego trwające niszczenie walut, wniosek może być tylko jeden: metale szlachetne muszą zajmować dużą pozycję w portfelu inwestora.

 

Chiny wróciły do oficjalnych zakupów złota


Rezerwy złota Ludowego Banku Chin wzrosły w styczniu o niemal 12 ton i łącznie wynoszą 1864 tony. Był to drugi z rzędu miesiąc w którym Pekin oficjalnie dokonał zakupu kruszcu (w grudniu rezerwy wzrosły o 10 ton). Wcześniej przez ponad 2 lata Chiny nawet słowem nie wspominały o żółtym metalu, a całkowita ilość posiadanego złota cały czas wynosiła 1842 tony.

Kładziemy nacisk na słowo „oficjalnie”, gdyż Chiny bardzo często nie informują o powiększających się rezerwach złota. Państwo Środka jest największym producentem kruszcu na świecie, a zatem w łatwy sposób może zataić prawdziwy poziom rezerw przed światem. Wystarczy, że złoto zostanie skupione np. przez największe banki, które są pod kontrolą państwa.

Oficjalne informacje nt. chińskich zakupów złota należy zatem traktować z przymrużeniem oka. Dużo lepszym punktem odniesienia pozostają informacje dotyczącego łącznej ilości złota skupionego przez wszystkie banki centralne na świecie. W tym przypadku w 2018 roku osiągnęliśmy poziom najwyższy od 50 lat, do czego zresztą dołożył się także Narodowy Bank Polski.

Zwiększanie rezerw złota symbolizuje po pierwsze spadek zaufania do waluty rezerwowej jaką jest dolar amerykański, a po drugie zabezpieczanie się na wypadek drastycznej dewaluacji walut będących w obiegu. Przy obecnym gigantycznym zadłużeniu większości krajów, rządy mogą doprowadzić do wysokiej inflacji, która zdewaluuje dług. W takich warunkach zaufanie społeczeństwa do używanych dziś walut może znacząco spaść. Jednym ze sposobów odzyskania tego zaufania może się okazać późniejsze powiązanie waluty z aktywem materialnym, np. złotem.

Warto dodać, że jeśli banki centralne będą miały wystarczające rezerwy złota to dewaluacja długu poprzez inflację w połączeniu z rewaluacją złota sprawi, że system bankowy ponownie będzie wypłacalny.

 

Giełda w USA zaklina rzeczywistość


Zgodnie z tym co pisaliśmy miesiąc temu, w efekcie zawieszenia działalności rządu w USA niektóre dane nie były publikowane. Teraz, po osiągnięciu porozumienia, co chwile pojawiają się różne opóźnione raporty. Jeden z nich został opublikowany kilka dni temu i dotyczył sprzedaży detalicznej w grudniu. Okazało się, że sprzedaż spadła o 1,2% w porównaniu do poprzedniego miesiąca, co było nie tylko wynikiem gorszym od prognoz, ale w ogóle najgorszym rezultatem od dna kryzysu z 2009 roku.

Powyższe dane są o tyle istotne, że w przypadku USA konsumpcja (a tym przecież jest sprzedaż detaliczna) odpowiada za niemal 70% amerykańskiego PKB.

Jeśli do powyższych informacji dodamy fakt, że prognozy dotyczące wyników spółek za 1 kwartał 2019 roku wyglądają coraz gorzej (obecnie spodziewany spadek o 2,2% rok do roku) to prawdziwe zdumienie może powodować fakt, iż giełda w USA ciągle rośnie.

Mało tego, odbywa się to przy wciąż trwającym odpływie środków z ETFów dających ekspozycję na giełdę w USA (kolor ciemnozielony).

W takiej sytuacji na usta ciśnie się jedno pytanie: kto właściwie kupuje, skoro akcje rosną?

Biorąc pod uwagę okres od początku 2019 roku, z pewnością mieliśmy do czynienia z typowym short squeezem (Czytaj: "Czym jest short squeeze?"). Najważniejszą rolą odegrały jednak buybacki (skup akcji własnych przez spółki). Były one prowadzone na gigantyczną skalę, co potwierdzają dane Bank of America. Zgodnie z informacjami BofA, wartość buybacków przeprowadzonych przez klientów banku była o 78% wyższa niż w analogicznym okresie w 2018 roku.

Sztuczne podtrzymywanie cen akcji powodowane zakupami spółek sprawia, że obecna sytuacja na rynku nie ma kompletnie nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Rynek akcji rośnie kiedy z gospodarki płyną coraz gorsze dane, a wyniki spółek okazują się słabsze niż przed rokiem. Buybacki zniekształcają rynek do tego stopnia, że senator Marco Rubio zaproponował nawet wprowadzenie podatku od skupu własnych akcji. Jeśli taka propozycja miałaby zostać potraktowana poważnie, to rynek mógłby utracić jedno z kluczowych źródeł wsparcia dla cen akcji.

 

Amazon nie zapłacił ani dolara podatku


Po wprowadzeniu reformy podatkowej w USA, podatek od zysków przedsiębiorstw został ustalony na poziomie 21%. Niestety, prawo podatkowe w Stanach Zjednoczonych, podobnie jak w wielu innych krajach rozwiniętych, pozostaje skrajnie skomplikowane. Efekt jest taki, że większe firmy są w stanie zatrudniać armię prawników, którzy wiedzą jak korzystać z luk prawnych i obniżać ostateczny, faktyczny poziom opodatkowania. Na ten luksus nie stać średnich i małych firm.

Kolejnym potwierdzeniem tego stanu rzeczy są informacje nt. spółki Amazon, która wypracowała w 2018 roku 11,2 mld zysku i nie zapłaci od niego nawet 1 dolara podatku! Rok wcześniej, kiedy zysk wyniósł 5,6 mld USD, Amazon także nie płacił jakiegokolwiek podatku.

Niezależnie od powodów dla których Amazon uniknął opodatkowania, ten przykład pokazuje jak diametralnie różni się rzeczywistość w której funkcjonują firmy mniejsze i większe. To kolejny z czynników, który prowadzi do kumulacji majątku w rękach niewielkiej grupy osób. Inne przyczyny wymienialiśmy już we wcześniejszych tekstach, są to m.in.:

- ratowanie największych instytucji finansowych z pieniędzy społeczeństwa,

- komplikacja prawa,

- zmiany prawne ograniczające rozwój mniejszych podmiotów (przykład: ustawa Dodda-Franka dla sektora bankowego w USA po ostatnim kryzysie),

- bezkarność bankierów (ograniczanie się do kar finansowych dla banków),

- niszczenie walut (na inflacji zyskują Ci, którzy pierwsi wydają nowe środki),

- pompowanie cen akcji i obligacji poprzez skup aktywów (akcje i obligacje należą głównie do bogatszych osób),

- i wiele, wiele innych.

Dla jasności dopiszemy, że nie chodzi nam o to by Amazon zapłacił podatek w wysokości 21 procent, bo to nie stanowiłoby rozwiązania problemu. Chodzi o to by w miarę możliwość upraszczać prawo i utrzymywać podatki na rozsądnych poziomach. Wszystko po to, by przedsiębiorcy mogli skupić się na swojej działalności, a nie na analizowaniu rozwiązań optymalizujących wysokość podatków.


Independent Trader Team