Liczba danych do naszej dyspozycji wzrasta z roku na rok. Każdego dnia jesteśmy bombardowani setkami newsów, z których część nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Warto zatem zadać sobie pytanie czy bycie „na bieżąco” jest jednym z obowiązków inwestora? A może przetwarzanie informacji przynosi więcej szkody niż pożytku?


Przykłady z ostatnich tygodni


Na początku grudnia w mediach pojawiła się informacja o rozejmie na linii USA – Chiny. Zgodnie z tamtym porozumieniem, zaplanowane na 1 stycznia cła na chińskie produkty zostały odłożone w czasie o 2 miesiące. Oba państwa dały sobie dodatkowe tygodnie na wypracowanie kompromisu, który uchroniłby świat od zaostrzenia wojny handlowej.

Poniższy wykres, a dokładnie jego lewy górny róg, pokazuje w jaki sposób akcje zareagowały na tamtego newsa.

Jak widać, każda osoba, która na fali optymizmu po newsie dokonała inwestycji, szybko znalazła się na minusie.

Z kolei 17 stycznia w mediach pojawiła się informacja jakoby strona amerykańska miała wycofać się z części opłat nałożonych na chińskie produkty. News doprowadził do wybicia indeksów o 1%. Następnie okazało się, że informacja była zmyślona. Giełda szybko wróciła do stanu pierwotnego.

Ciekawe przykłady zawirowań wywołanych newsami mamy także w ostatnich dniach. Nie dalej niż tydzień temu, w ciągu jednej sesji mieliśmy najpierw wypowiedź Larry’ego Kudlowa o tym, że negocjacje z Chinami są dalekie od kompromisu, a później poinformowano nas, że spotkanie Xi – Trump w lutym raczej się nie odbędzie. Oba newsy doprowadziły do spadków cen akcji:

Przy okazji zwracamy uwagę na fakt, że chodzi o wypowiedź Kudlowa. To ten sam „ekspert”, który na przełomie 2007/2008 zapowiadał kolejny wspaniały rok dla amerykańskiej gospodarki. Z kolei w 1993 roku przestrzegał przed problemami. W obu przypadkach kompletnie się pomylił.

Skoro już wymieniamy przykłady newsów wpływających na akcje, to przypomnijmy jeszcze przypadek z wczoraj.

Do wzrostu wycen doprowadziła m.in. informacja o planowanym przesunięciu deadline’u dla Chin. Tak, tego samego, który był już przesuwany na początku grudnia, o czym napisaliśmy wyżej.

Można zwariować, co? A pomyślcie, że w przypadku wielu tych optymistycznych newsów, w tym samym czasie w Chinach rozmowy USA – Chiny przedstawiano diametralnie inaczej.

Teraz zastanówcie się ile czasu sami poświęcacie na sprawdzanie co dzieje się w tym cyrku. Ile płytkich newsów przeczytaliście w ciągu ostatniego roku? Jak to wyglądało u inwestorów, których znacie?

Powyżej pokazaliśmy wam przykłady sytuacji w których osoby inwestujące w reakcji na newsy albo traciły (np. z powodu fake newsa) albo były dwa kroki za rynkiem i kupowały akcje po wyższej cenie, już po tym jak dokonali tego ludzie z lepszym dostępem do informacji oraz instytucje finansowe. Przykładanie dużej uwagi do newsów obraca się jednak nawet przeciwko tym, którzy nie podejmują natychmiast określonych decyzji inwestycyjnych. Poniżej kilka argumentów w tej kwestii.

 

Dobelli: Mniej newsów, więcej wiedzy


Do zgłębienia tego tematu zachęcił nas niejaki Rolf Dobelli, szwajcarski publicysta, który w swoich tekstach i przemówieniach wielokrotnie zwracał uwagę na minusy związane z ciągłym śledzeniem informacji.

Jednym z głównych argumentów Dobelliego jest fakt, że informacje przedstawiane w danym momencie (zwłaszcza w dramatyczny sposób) są przez nas oceniane jako znacznie bardziej istotne niż jest to w rzeczywistości. Z naszej strony możemy podać dobry przykład z ostatnich miesięcy. Najpierw weźmy pod uwagę jak często w ostatnim półroczu mówiło się o wojnie handlowej. Następnie porównajmy to z częstotliwością newsów nt. pogarszającej się koniunktury gospodarczej (recesja we Włoszech i Niemczech, problemy Chin czy Japonii). Z perspektywy inwestora ta druga kwestia jest bardziej istotna, a mimo to w mediach dominuje temat nr 1. Dlaczego? Bo można zrobić z niego niezły show i pisać o nim codziennie.

Skoro już o tym wspomnieliśmy, to można dodać tu od razu kolejny argument Dobelliego. Podkreśla on, że gdyby newsy faktycznie dawały taką przewagę zarówno w inwestycjach, jak i na innych obszarach, to dziennikarze byliby najbogatszymi ludźmi. Jak jest w rzeczywistości, to już każdy sam może ocenić. Fakty są takie, że dziennikarze są zobowiązani do tego, by w pracy dostarczyć określoną liczbę tekstów. W związku z tym najczęściej są to żenująco płytkie informacje.

I tu jest kolejny problem. Jesteśmy przygniatani ogromną liczbą płytkich newsów, które (w przypadku inwestorów) zawierają gigantyczne ilości danych. Jak jest teraz, jak było rok temu, o ile procent coś wzrosło lub zmalało. Danych mamy od groma, ale wiedzy mało lub wcale. W ten sposób zaśmiecamy nasz umysł i tracimy czas, ograniczając jednocześnie swoją zdolność do faktycznego zgłębienia tematu, myślenia w sposób kreatywny, wybiegania w przód.

Dobelli przy okazji porusza w tym miejscu jeszcze jeden ważny temat. Newsy są zazwyczaj bardzo krótkie. Wystarczy skupić się na 20 sekund i… już. Znowu wsypaliśmy trochę danych do głowy. Niestety najczęściej nie zauważamy, że tysiące takich newsów ograniczają naszą zdolność do utrzymywania koncentracji przez dłuższy okres czasu. W najlepszym przypadku dostrzegamy to po czasie, kiedy czytanie książki jest coraz trudniejsze. Starsi Czytelnicy pomyślą zapewne „bzdura!”, ale młodzi w większości doskonale wiedzą o co chodzi, bo ten problem już ich dotyczy.

Ostatnim argumentem Dobelliego o którym warto wspomnieć jest fakt, że ludzie są zwyczajnie zdrowsi, kiedy nie śledzą newsów.

 

Nasze spostrzeżenia


Słuchając Rolfa Dobelliego bardzo szybko sami stworzyliśmy listę spostrzeżeń w tym temacie. Zacznijmy od kwestii związanych stricte z inwestycjami.

Rodzajem informacji, które silnie wpływają na inwestorów, są rekomendacje biur maklerskich. Moglibyśmy polecić Wam sprawdzenie skuteczności prognoz analityków bądź też wyników funduszy inwestycyjnych, ale lepiej będzie jeśli damy przykład z pierwszej ręki. Spółka giełdowa naszego znajomego dwukrotnie była wyceniana przez tą samą firmę. Mimo, że między pierwszą a drugą wyceną w przedsiębiorstwie nie zaszły większe zmiany (jedynie znacząco spadła jej wycena na giełdzie), to pierwsza cena docelowa brzmiała 4 zł, a druga 1.80 zł. Na pytanie właściciela „skąd taka różnica?” analityk odpowiedział, że „wtedy spółka rosła, a dziś spada”.

Nie twierdzimy absolutnie, że proces wyceny wygląda podobnie w każdym przypadku. Pokazujemy jedynie jak bardzo niebezpieczne jest sugerowanie się rekomendacjami biur maklerskich, których pracownicy często dokonują analizy pod taką czy inną presją.

Wracając do newsów pojawiających się codziennie, ważny wątek w swojej książce „Czarny Łabędź” poruszył Nassim Taleb. Zwrócił on uwagę na fakt, że dla dziennikarzy ekonomicznych standardem jest podawanie przyczyny danego wydarzenia. Wszystko musi mieć swoje wyjaśnienie i nikt nawet nie dopuszcza myśli, że pewne wydarzenia mogą być dziełem przypadku. Dlatego też w nagłówkach czytamy „Akcje rosną w efekcie dobrych danych z rynku pracy” albo „Indeksy spadają przez brak porozumienia na linii USA – Chiny” i tak w nieskończoność! Dziennikarze zawsze mają jakieś wyjaśnienie, mimo że jednocześnie na giełdę wpływa wiele innych czynników. Problem polega na tym, że wielu uczestników rynku traktuje te podejrzenia dziennikarzy jako prawdę objawioną i w ten sposób buduje swoje wyobrażenie o rynku. Niestety, nie zobaczą w nagłówkach mediów informacji „Akcje rosną, gdyż prezydent Trump poprosił Plunge Protection Team o zdecydowaną interwencję”.

Kolejny przykład to newsy o wynikach spółek. W porządku, wyniki się liczą, jak najbardziej. Problem w tym, że nagłówki krzyczą w naszym kierunku, że „Spółka X pokazała wyniki lepsze od oczekiwanych”. Być może powtarzamy się w tej kwestii, ale zauważcie, że człowiekowi, który sprawdza wybiórczo newsy i nie ma czasu na dłuższe analizy, nie przyjdzie do głowy jakim cudem te wyniki cały czas są „lepsze od oczekiwanych”. Opisaliśmy to dokładnie w naszym artykule Jak kreuje się wyniki lepsze od oczekiwanych?.

Innym przykładem szkodliwości typowych newsów jest fakt, że zabierają nam one czas, który moglibyśmy poświęcić na analizę danych historycznych. Różnica jest zasadnicza. Newsy często wywołują emocję, z kolei wieloletnie analizy pomagają nam spojrzeć na rynek z dystansem, na chłodno. Efekt jest taki, że inwestor bazujący na newsach kupi akcje w USA. Dlaczego? Bo rosną! Z kolei ktoś, kto bazuje na analizach, będzie szukał rynku ze stosunkiem ceny do zysku poniżej 8. W długim terminie, ta druga osoba zarobi znacznie więcej. Potwierdzają to wyniki strategii MOAR od Michaela O’Higginsa zestawione z głównymi indeksami akcji w USA.

Ostatnie z naszych spostrzeżeń wychodzi poza świat inwestycji i dotyczy roli mediów i polityków w naszym życiu. W okresie dominacji radia i telewizji sytuacja była dość prosta. Do obywateli trafiał określony przekaz, nie było dyskusji ani miejsca na niezależne spojrzenie. Wiele zmieniło się w momencie rozpowszechnienia Internetu. Od tej chwili miliardy osób zyskały dostęp do prawdziwej studni wiedzy, gdzie mogą czytać teksty zarówno stronniczych, jak i obiektywnych autorów. W efekcie coraz większa część społeczeństwa (mowa głównie o młodych) dochodzi do wniosku, że rola polityków w ich życiu mogłaby być dużo mniejsza i kompletnie nic by się nie stało. Jedyną odpowiedzią ze strony polityków i powiązanych z nimi mediów jest granie na emocjach, a najlepiej – utrzymywanie atmosfery strachu i nienawiści. W związku z tym newsy to w dużej mierze niebywały cyrk w którym dominują: wojna na linii Republikanie – Demokraci (obie partie sponsorowane przez tych samych ludzi), rzekome i prawdziwe zbrodnie dyktatorów na Bliskim Wschodzie, zbrojenia Iranu, potencjalna wojny z Koreą Północną, a teraz także wojna handlowa z Chinami. Na polskim podwórku mamy niekończącą się wojenkę między dwiema partiami. Im więcej czasu poświęcasz na newsy, tym silniej Twoja głowa zajęta jest tymi kwestiami. W efekcie zaczyna Ci się wydawać, że potrzebujesz polityków z partii X, żeby obronili Cię przed politykami partii Y. Albo na odwrót.

 

Wnioski


W pierwszej kolejności chcielibyśmy zaznaczyć, że nie popieramy stuprocentowo takiego podejścia jakie prezentuje Dobelli, który odciął się od newsów całkowicie. Nie możemy ignorować rzeczywistości, która nas otacza, a fakty są takie, że w efekcie wykorzystania wspomnianej siły strachu, bankierzy całkowicie uzależnili rynki finansowe od swoich poczynań. W związku z tym nawet inwestorzy długoterminowi powinni przykładać wagę do zapowiedzi banków centralnych.

Nie zmienia to jednak faktu, że zdecydowana większość newsów, którymi jesteśmy bombardowani to przeszkoda w osiągnięciu dobrego wyniku inwestycyjnego. Dlatego też optymalnym rozwiązaniem jest poświęcanie na newsy maksymalnie 10% czasu jaki macie na słuchanie/czytanie. Skupcie się na książkach, newsletterach, blogach, analizach danych historycznych, filmach czy wartościowych kanałach na YouTube. Po kilku miesiącach okaże się, że zaczęliście zyskiwać wiedzę. Zwiększy się wasza kreatywność, a emocje będą odgrywać mniejszą rolę. Będzie w stanie odróżnić rzetelne informacje od propagandy. To klucz do sukcesu.

Ostatecznie giełda to wciąż dobre miejsce dla racjonalnie myślących osób. To właśnie na rynkach finansowych mogą oni odbierać pieniądze tym, którzy dają się ponieść emocjom, choć przyznajemy, że w przypadku obecnego cyklu giełdowego trwa to wyjątkowo długo.

Już w trakcie pisania wniosków przypomnieliśmy sobie, że od czasu do czasu najlepsi inwestorzy w wywiadach przyznają, iż najlepsze decyzje inwestycyjne w życiu podejmowali po okresie całkowitego odcięcia od świata finansów. Tak było chociażby w przypadku Stanleya Druckenmillera, u którego przerwa trwała nie tygodnie, lecz miesiące. To trochę inny przypadek niż odcięcie od samych newsów, ale też daje do myślenia.

Na koniec zostawiamy Was z jednym pytaniem Rolfa Dobelliego:

„Czy z tysiąca newsów, które usłyszałeś w ostatnich tygodnia, jesteś w stanie znaleźć chociaż jeden, który umożliwił Ci poprawę poziomu życia prywatnego lub zawodowego?”


Independent Trader Team