W ciągu ostatniego roku dolar radził sobie bardzo dobrze, co blokowało wzrosty złota. Wystarczyła jednak chwilowa zadyszka amerykańskiej waluty i kruszec natychmiast znalazł się na 6-letnich maksimach.

Opór pokonany
 

W ramach małego przypomnienia: po osiągnięciu szczytu z 2011 roku, kiedy złoto kosztowało 1950 USD, w kolejnych latach metal taniał. Dołek przypadł na przełom 2015/2016 roku. Wówczas cena za uncję złota wynosiła już tylko 1050 USD. Od tego czasu kruszec zaczął drożeć, natomiast przez kolejne 3 lata nie był w stanie przebić poziomu 1360-1380 USD.

Kilka dni temu ta bariera została pokonana. Ma to swoje znaczenie, ponieważ część inwestorów czy spekulantów bierze dane aktywo pod uwagę dopiero, gdy pokona ono tzw. poziom oporu. W przypadku złota było to właśnie wspomniane 1360-1380 USD.

Włączenie się do gry kolejnych uczestników rynku spowodowało, że złoto kontynuowało rajd, dobijając nawet do 1440 USD. Ostatecznie cena zamknięcia wypadła w okolicach 1420 USD. Tak czy inaczej, mówimy o wzroście o niemal 12% w niewiele ponad miesiąc! W przypadku złota to naprawdę duży ruch.

Ostatnie 2-3 dni upłynęły raczej pod znakiem spadającej ceny złota, co nie zmienia faktu, że kruszec jest dziś (w ujęciu dolarowym) najdroższy od 6 lat.

 

Papierowa cena złota
 

Zanim zaczniemy rozważać perspektywy złota na kolejne tygodnie, małe wyjaśnienie dla tych, którzy nie czytali starszych artykułów Tradera21. Chodzi o sposób ustalania dolarowej ceny złota, którą na co dzień widzimy na wszelakich portalach inwestycyjnych.

Cena złota jest w dużej mierze uzależniona od tego co dzieje się na giełdzie (tzw. Comex). Obrót złotem na Comexie ma bardzo niewiele wspólnego z realną wymianą metalu pomiędzy zainteresowanymi stronami. Dochodzi głównie do handlu certyfikatami, które imitują złoto. W efekcie na Comexie obraca się kontraktami opiewającymi na kilkadziesiąt milionów uncji złota, a realnie w magazynach Comexu (jako zabezpieczenie) przechowuje się kilka milionów uncji, z których tylko mała część faktycznie może zostać dostarczona. Resztę stanowi metal, który należy do banków i nie mógłby być użyty do rozliczeń.

Ktoś zapyta: co to za różnica? Jest, i to znacząca. Załóżmy, że handel odbywa się w oparciu o fizyczny metal. Pojawia się kupiec i musi podnosić cenę aż do momentu, kiedy znajdzie się ktoś chętny na odstąpienie towaru. Tymczasem w obecnych realiach, kiedy na giełdzie pojawia się kupiec, banki po prostu kreują certyfikat mający być rzekomo odpowiednikiem złota. W ten sposób zaspokaja się popyt.

Konkretne liczby:

1. Na ten moment całkowita liczba otwartych kontraktów na złoto wynosi 570 tysięcy. Każdy kontrakt to 100 uncji, więc łącznie kontrakty opiewają na 57 mln uncji.

2. Łączna ilość złota przechowywana w magazynach Comexu to 7,6 mln uncji, z czego większość to kruszec stanowiący czyjąś własność (nie może posłużyć do rozliczenia kontraktów).

3. Złoto, które faktycznie może zostać użyte do rozliczenia transakcji to zaledwie 320 tysięcy uncji.

Innymi słowy: na każdą realnie dostępną uncję złota przypada 178 uncji w formie papierowych certyfikatów.

 

Co dalej z ceną kruszcu?
 

Złoto nie bez powodu jest określane mianem „antydolara”. Cena kruszcu rośnie, kiedy wzrasta niepewność co do kondycji globalnej gospodarki czy też stabilności całego systemu (którego dolar jest kluczową częścią).

Wzrost ceny złota nie jest na rękę największym beneficjentom obecnego systemu. Można się zatem spodziewać, że ostatni rajd metalu nie pozostanie bez odpowiedzi.

Analityk David Brady oszacował, że na chwilę obecną banki grają na spadki złota na skalę podobną do tej z połowy 2016 roku. Co stało się wówczas? Złoto zakończyło półroczny rajd i zaliczyło duże spadki (z 1370 USD do 1140 USD).

Jeszcze bardziej precyzyjny w ocenie sytuacji jest Dave Kranzler, który zwrócił uwagę na to w jaki sposób rosnąca liczba kontraktów na złoto (oznaczająca wzmożoną aktywność banków) oddziałuje na notowania metalu. Kranzler zauważył, że kiedy w środę 19-go czerwca złoto ruszało w górę przy okazji konferencji FEDu, liczba kontraktów oscylowała wokół 520. Zaledwie 2 dni później liczba kontraktów wzrosła do 572 tysięcy. W ten sposób dotarliśmy do poziomów przy których cena złota była atakowana w trakcie 3 ostatnich lat.

Konkretnie:

- w lipcu 2016 roku liczba otwartych kontraktów przekroczyła 600 tysięcy. Następnie cena spadła o ponad 15%.

- we wrześniu 2017 roku liczba otwartych kontraktów przekroczyła 580 tysięcy. Następnie cena spadła o 8%.

- w styczniu 2018 roku liczba kontraktów ponownie przekroczyła 580 tysięcy. W kolejnych miesiącach cena spadła o 14%.

Na podstawie powyższych danych, Kranzler uważa, że w ciągu najbliższych 10 dni można spodziewać się ostrego ataku na cenę złota. W tym czasie mamy w USA święto (4 lipca). Piątki oraz święta to czas kiedy wolumen spada – dla banków to najlepszy moment do atakowania złota.

Zgadzamy się z Kranzlerem, że w kolejnych dniach złoto będzie pod sporą presją. Spadki są bardzo prawdopodobne. Z drugiej strony, uważamy, że nie będzie kolejnych półrocznych spadków, jak to było w wymienionych przykładach.

Dlaczego?

Bo dziś sytuacja wygląda diametralnie inaczej niż w 2016 czy 2017 roku. Wówczas banki centralne wciąż prowadziły oficjalny dodruk, skupując akcje czy obligacje. Szykowano się do zacieśniania polityki monetarnej, a w USA podejmowano nawet konkretne ruchy (podnoszono stopy procentowe, co osłabiało złoto).

Z kolei w 2019 roku doszło do weryfikacji możliwości banków centralnych. Okazało się, że w związku z gigantycznym zadłużeniem i słabnącą koniunkturą gospodarczą wszystkie największe banki centralne muszą ponownie łagodzić politykę. Oznacza to m.in. obniżki stóp procentowych, w niektórych przypadkach poniżej zera. A zatem realne stopy procentowe (uwzględniające inflację) będą silnie negatywne. Historycznie w takich sytuacjach złoto zawsze notowało bardzo dobre rezultaty.

Na grafice okresy negatywnych realnych stóp procentowych oznaczono szarym tłem. Zobaczcie jak w tym czasie zachowywała się cena złota (kolor złoty).

Oczywiście nie wiemy jeszcze jaka będzie skala obniżek stóp procentowych, natomiast w USA na ten moment oczekuje się 2 obniżek o 0,25% w ciągu kolejnego kwartału (lipiec i wrzesień).

 

Podsumowanie
 

Zgodnie z naszymi oczekiwaniami, zmiana narracji ze strony banków centralnych przyniosła natychmiastowy wzrost ceny złota. Póki co jesteśmy po silnych wzrostach metalu (wspomniane 12% w miesiąc). Teraz zdrowy rozsądek podpowiada ostrożność. Wiele wskazuje na to, że zostaną podjęte próby mające na celu zbicie ceny złota. Naszym zdaniem najbardziej prawdopodobne jest zejście do 1380 USD i od tego momentu ponowne wzrosty.

Jak silne będzie późniejsze umocnienie złota? Tutaj dużo zależy od komplikacji jakie pojawią się w związku z nadejściem recesji oraz od narzędzi jakich zdecydują się użyć banki centralne. Naszym zdaniem bankierzy sięgną po radykalne metody (widywane do tej pory co najwyżej w Japonii). Ich celem jest przecież wysoka inflacja, a w okresie rosnącej inflacji najlepiej radzą sobie metale szlachetne, surowce oraz spółki wydobywcze.

Na koniec jeszcze jedna uwaga – o ile ostatni okres był bardzo dobry w wykonaniu złota i spółek wydobywczych, to srebro zostało nieco w tyle. W efekcie wskaźnik „gold to silver ratio” wzrósł do poziomu 92, co oznacza, że za jedną uncję złota możemy kupić 92 uncje srebra. Srebro jest dziś wyjątkowo tanie w stosunku do złota, natomiast nie mamy wątpliwości, że to kwestia czasu, kiedy zobaczymy rajd obu metali.

Warto też zauważyć, że kiedy w przeszłości gold to silver ratio (niebieski kolor) osiągał wysokie wartości, zaczynał się świetny okres dla metali szlachetnych. Na poniższym wykresie zaznaczyliśmy takie momenty czerwonymi strzałkami.

Podsumowując, jeśli złoto w dobrej kondycji przetrwa najbliższe dni, to w kolejnych tygodniach możemy zobaczyć atak na 1500 USD za uncję. Z kolei wybicie srebra przeciąga się w czasie, natomiast kiedy już do niego dojdzie, wielu osobom opadną szczęki.

 

Zespół Independent Trader