Od dłuższego czasu jesteśmy karmieni przez media informacjami, że należy walczyć z deflacją oraz pobudzić inflację. Deflacja podobno jest przyczyną depresji gospodarczej podczas gdy „kontrolowana inflacja” jest niezbędna dla prawidłowego funkcjonowania gospodarki.
Jak jest naprawdę? Wolimy gdy ceny rosną czy spadają? Cieszymy się gdy możemy kupić coś taniej niż przed rokiem czy drożej?

Otóż deflacja czyli ogólny spadek cen jest czymś zupełnie naturalnym w zdrowej gospodarce. Spadek cen jest efektem wzrostu produktywności w efekcie wdrażania nowych technologii czy masowej produkcji.

Załóżmy, że powstaje nowy wynalazek np. dwukrotnie szybszy procesor. Jego producent mając przewagę technologiczną inkasuje ogromne marże gdyż jego produkt jest innowacyjny i jak na razie nie ma konkurencji. Z czasem jednak kolejne firmy wchodzą na rynek kopiując produkt. Ceny ulegają obniżeniu co jest efektem większej konkurencji. Konsument na tym zyskuje gdyż za tą samą kwotę może nabyć lepszy produkt.

Permanentna deflacja na poziomie 1,5 – 3% panowała w całej Europie w XIX wieku podczas rewolucji przemysłowej. Mimo, iż ceny spadały gospodarki wielu krajów przeżywały rozkwit. Znacznie wzrósł także poziom życia całych społeczeństw. Nikt nie wstrzymywał się z zakupami ze względu na spadek cen, jak nam się to wmawia obecnie.

Co prawda, oprócz deflacji wymuszonej przez system monetarny oparty na złocie, mieliśmy także niskie podatki i minimalne regulacje a więc idealne środowisko dla rozwoju przedsiębiorczości. Należy pokreślić, że deflacja absolutnie nie jest żadną przeszkodą w rozwoju gospodarczym jak powszechnie twierdzą ekonomiści wybiórczo posługując się teoriami Keynesa.

Mamy 2 rodzaje deflacji:

a) naturalna – o której już wspomniałem powyżej. Pojawia się w efekcie wzrostu produktywności.

b) deflacja spowodowana zapaścią gospodarczą – w sytuacji nagłego załamania gospodarczego zazwyczaj wywołanego przez problemy systemu monetarnego lub bankowego dochodzi do nagłego wzrostu bezrobocia. Wiele osób godzi się na obniżenie wynagrodzenia. Osoby, które nie mają wyjścia decydują się na wystawienie różnych aktywów na sprzedaż (np. domy czy samochody) aby pozyskać środki na pokrycie bieżących wydatków. Cyrkulacja pieniądza spowalnia w efekcie braku oszczędności jaki i wolnych środków, które mogłyby być przeznaczone na konsumpcję.

W takiej sytuacji mamy oczywiście deflację lecz jest ona konsekwencją zapaści gospodarczej a nie jej przyczyną.


Czym jest zatem inflacja i jakie są jej przyczyny?

Inflacja jest zjawiskiem ogólnego wzrostu cen, przy czym istnieją dwa rodzaje inflacji.

a) Inflacja związana ze wzrostem szybkości cyrkulacji pieniądza

W sytuacji gdy gospodarka szybko się rozwija zanika bezrobocie, a wzrasta poziom optymizmu w społeczeństwie. Każdy ma środki na podstawowe potrzeby + dodatki. W efekcie braku obawy o jutro ludzie zaczynają wydawać pieniądze.

Skoro mam środki to już dzisiaj kupię nowy samochód. Zarobi na tym dealer, którego zyski wzrosną. Diler wyda pieniądze na wakacje czy w restauracji itd. Każdy przedsiębiorca widząc, że bez większych problemów pozyskuje klientów powoli zaczyna podnosić ceny aby zwiększyć marże jak i wyrównać koszt rosnących wynagrodzeń (efekt spadku bezrobocia).

W sytuacji rozwoju gospodarczego pieniądz zaczyna szybko krążyć w gospodarce. Tempo cyrkulacji pieniądza określa się jako velocity of money i jest to wskaźnik określający rzeczywisty stan gospodarki. Im szybciej pieniądz zmienia właściciela, tym gospodarka znajduje się w lepszej kondycji.

Inflacja związana ze wzrostem prędkości cyrkulacji pieniądza jest efektem trwałego wzrostu. Jej skala jest jednak bardzo ograniczona a efektem jest wzrost zamożności społeczeństwa rozumiany jako wzrost relacji dochodów z pracy do cen produktów.

b) Inflację związaną ze wzrostem podaży pieniądza

Przez wzrost podaży pieniądza rozumiemy dwa zjawiska. Zwiększenie podaży pieniądza emitowanego przez banki centralne jak i poprzez banki komercyjne. Pierwszy przypadek przekłada się na wzrost zadłużenia kraju, drugi społeczeństwa.
 

Dodruk pieniądza:

Z pierwszym przypadkiem mamy do czynienia gdy politykom brakuje środków na sfinansowanie różnych wydatków. Obecnie w zachodnich gospodarkach wydaje się średnio 20% więcej niż pozyskuje się z podatków. Skutkuje to ogromnym wzrostem zadłużenia jak i częściowym przedostaniem się środków do realnej gospodarki.

Mamy zatem sytuacje, w której bank dodrukowuje środków płatniczych. Efekt jest taki, że rosną ceny. Ceny wszystkich aktywów nie rosną jednak w takim samym tempie. W pierwszej kolejności pieniądze z dodruku zazwyczaj trafiają do branży finansowej, która jest głównym beneficjentem dodruku. Może ona bowiem skupić pewne grupy aktywów jak akcje czy nieruchomości nim ich ceny wzrosną.

Po pewnym czasie pieniądz wylewa się do realnej gospodarki i podnosi ceny żywności, energii oraz wielu produktów, które są nam potrzebne do codziennej egzystencji. Niestety dodruk pieniądza na poziomie banku centralnego w ostatniej kolejności przekłada się na wzrost wynagrodzeń.

Dochodzi do sytuacji, w której rosną ceny niemalże wszystkich produktów lecz za nasze wynagrodzenie ostatecznie możemy kupić mniej towarów.
 

Zwiększenie zadłużenia społeczeństwa:

Z drugim zupełnie innym przypadkiem inflacji mamy do czynienia w sytuacji wzrostu zadłużenia społeczeństwa. W Polsce mieliśmy taką sytuację w latach 2004 – 2007, kiedy to banki tak ochoczo udzielały kredytów na zakup nieruchomości zazwyczaj denominowanych w CHF.

Tani kredyt doprowadził do 3 rzeczy. Po pierwsze, do drastycznego wzrostu zadłużenia Polaków. Po drugie, przełożył się on na ogromny wzrost cen nieruchomość osiągając poziomy bańki spekulacyjnej. Oba zjawiska zaowocowały ogromną ilością błędnych inwestycji i marnotrawstwa kapitału, który mógł być spożytkowany w dużo bardziej produktywny sposób.
 

Inflacja wypadkowa

Obecnie mamy do czynienia z tzw. inflacją wypadkową. Z jednej strony, następuje ciągły wzrost produktywności w efekcie wprowadzania innowacji co wymusza spadek cen.

Z drugiej strony, mamy stały dodruk środków płatniczych po stronie banków centralnych.

Oba zjawiska nakładają się na siebie. Możemy mieć zatem 2 % spadek cen będący procesem naturalnym oraz 7% dodruk waluty przez bank centralny. Efekt jest taki, że w gospodarce mamy 5 % inflację.

Kompozycje tego zjawiska mogą być różne. Deflacja może być dużo większa np. naturalny 2% spadek cen (innowacje) pogłębiona o kolejne 5% spowodowane wzrostem bezrobocia oraz pęknięciem bańki w nieruchomościach. Łącznie mamy zatem 7% deflację.

Jednocześnie bank centralny może po cichu dodrukować ekstra 10% łącznej puli środków pieniężnych. W uzasadnieniu usłyszymy, że robią to wszystko w imię ratowania gospodarki. Nie zapominajmy jednak, że o owe 10% wzrośnie zadłużenie kraju.
 

Czemu banki / rządy tak bardzo boją się deflacji.

XX wiek był stuleciem bankowości. Nigdy w historii udział banków w gospodarce nie był tak duży. Rozrost bankowości jest efektem systemu banków centralnych emitujących walutę dla „suwerennych” krajów. Banki komercyjne natomiast kreując pieniądz poprzez system rezerwy cząstkowej są bardzo zainteresowane aby wartość pieniądza nieustannie spadała.

Wyjaśnię to na następującym przykładnie:

Pan X zaciąga 100 tys. zł kredytu. Co roku płaci wyłącznie 4% odsetek, spłata kredytu jest na razie odroczona (na potrzeby uproszczenia przykładu). Kredyt jest zabezpieczony na nieruchomości wartej 140 tys. zł.

a) Realna inflacja jest na poziomie 4%, mimo że oficjalne dane mówią o zaledwie 1,5 % (CPI). Po 10 latach w skutek inflacji cena domu będącego zabezpieczeniem udzielonego kredytu wzrosła ze 140 tys. zł do 207 tys. zł (4% rocznie).  Zarobki w tym samym czasie także wzrosły łącznie o 48%.

Pan X, jako że spłacał wyłącznie same odsetki ma do spłaty ciągle 100 tys. zł kredytu. Sytuacja banku jednak się poprawiła. W skutek inflacji wartość domu obecnie stanowi 207% wartości kredytu podczas gdy 10 lat wcześniej zaledwie 140%. Bank posiada lepsze zabezpieczenie swojej wierzytelności.

b) Sytuacja odwrotna – mamy 3% deflację.
Po 10 latach spłaty samych odsetek cena domu spadła ze 140 tys. do 103 tys. Bank ma problem z zabezpieczeniem kredytu gdyż jego wartość zabezpieczenia (domu) spadła ze 140% wartości kredytu do 103%, co jest poziomem niebezpiecznym dla banku. W kolejnych latach zabezpieczenie stałoby się warte zdecydowanie mniej niż kredyt co mogłoby się przyczynić do poważnych strat banku. W sytuacji trwałej deflacji doszłoby do bardzo poważnej redukcji całego sektora bankowego. Właśnie dlatego banki nie mają innego wyjścia jak tylko zwalczać pierwsze oznaki deflacji.


Drugi przykład to kwestia naszych oszczędności

a) Realna inflacja na poziomie 4% - czyli by Pan X nie tracił pieniędzy bank musi mu zaoferować minimum 5% gdyż zysk z lokaty będzie uszczuplony o podatek Belki. Jeżeli Pan X stracił zaufanie do banku i zdecyduje się na trzymanie pieniędzy w domu to co roku na skutek inflacji jego oszczędności stracą 4% siły nabywczej.

b) Z kolei w przypadku deflacji bank staje się zbędny gdyż siła oszczędności zwiększa się co roku. Przy 3% deflacji za daną ilość pieniędzy każdego roku możemy kupić o 3% więcej towarów.

 

Sytuacja zadłużenia kraju

Podobnie wygląda sytuacja na rynku obligacji. Jeżeli mamy inflację (realną) wyższą niż odsetki od obligacji to wartość długu względem wielkości gospodarki stale spada. Inflacja po cichu redukuje wartość zadłużenia.

Politycy mogą zadłużać kraj finansując bzdurne obietnice wyborcze, a mimo to wartość długu w relacji do wielkości gospodarki stale maleje. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia np. w USA po drugiej wojnie światowej. W ciągu 30 lat dług w stosunku do PKB spadł ze 122% w 1947 roku do zaledwie 33% pod koniec lat 70-tych.

Co prawda, spory udział w redukcji długu miał znaczny wzrost gospodarczy lecz kluczowym czynnikiem były negatywne stopy procentowe. W praktyce dług został spłacony przez klasę średnią gdyż wartość ich oszczędności kurczyła się z każdym rokiem w efekcie negatywnych stóp procentowych (niższe odsetki od depozytów niż realna inflacja).

Można by powiedzieć, że to dobrze gdy dług kraju spada. W praktyce jednak obniżenie długu odbywa się poprzez kradzież oszczędzających. Inflacja jest niczym innym jak tylko ukrytym podatkiem. Gdyby nagle US co roku zabierał z naszych kont 3-4% wszystkich środków szybko doszłoby do manifestacji. Gdy rząd dokonuje takiej grabieży przy pomocy inflacji społeczeństwo nie reaguje gdyż nie zdaje sobie sprawy z tego co się dzieje.


Czy jeżeli bank udziela komuś kredytu oprocentowanego niżej niż inflacja to czy na tym nie traci?

Oczywiście że nie. Banki zarabiają na różnicy w oprocentowaniu pomiędzy depozytami a kredytami.

Jeżeli zatem bank może pozyskać środki płacąc za nie 2% rocznie i w tym samym czasie udzielić kredytów na 5% to dla banku jest to sytuacja komfortowa. Identycznie jest w przypadku wyższej inflacji.

Bank pozyskując środki z rynku płaci 15% rocznie odestek. Udzielając kredytów oprocentowanych na 18% bank wygeneruje takie same zyski. Różnica jest jednak taka, że w przypadku wyższej inflacji (wyższe stopy procentowe) szybciej wzrasta wartość zabezpieczenia udzielonych kredytów.
 

Największy poszkodowany

W całej sytuacji największym poszkodowanym jest klasa średnia, której oszczędności są systematycznie podkradane przez bank centralny i rząd. Z roku na rok bowiem oszczędności nawet powiększone o odsetki stają się mniej warte. Mniej dóbr możemy za nie kupić. Proceder taki trwa od wielu lat. Niestety nie więcej niż 5% społeczeństwa zdaje sobie sprawę jakie są prawdziwe skutki dodruku i wywołanej tym inflacji.

"Polityka finansowa państwa o rozbudowanym systemie ubezpieczeń społecznych wymaga aby posiadacze majątków i aktywów nie mieli żadnej możliwości obrony. Jest to nikczemna i podła tajemnica prezentowania „szatańskiego oblicza“ złota. Zadłużanie państwa jak i wywoływanie inflacji jest prostym, utajnionym mechanizmem konfiskaty majątku.

Alan Greenspan –  Prezes FED (1987 – 2006)


Podsumowanie

Przez praktycznie cały XIX wiek największe gospodarki funkcjonowały w środowisku deflacji. Oszczędzanie było proste gdyż pieniądz systematycznie zyskiwał na wartości. Osoby posiadające znaczny kapitał chętnie udzielały pożyczek. Dzięki 2% deflacji oprocentowanie pożyczek czy kredytów było na bardzo niskich poziomach.
Jednocześnie stabilizacje cen oraz niskie zaangażowanie rządu w gospodarkę sprawiało, że mieliśmy optymalne otoczenie dla rozwoju gospodarczego, czego dowodem była rewolucja przemysłowa.

W obecnym systemie jednak deflacja nie może funkcjonować gdyż szybko doprowadziłaby do rozpadu systemu bankowego w efekcie przyrostu wartości długu. To jest właśnie główna przyczyna, dla której tak bardzo demonizuje się deflację.

Jeżeli ktoś chciałby zaznajomić się ze standardem złota jaki funkcjonował przez lata zachęcam do przeczytania artykułu Czemu politycy i banki centralne demonizują złoto?

Trader21