W roku 2008 gdy skończył się okres globalnego boomu gospodarczego rozpoczął się okres zwiększania podaży środków płatniczych. Początkowo plan był taki aby nowe pieniądze przekazać bankom aby ratować je przed upadkiem. Z czasem druk zwiększano w imię pobudzenia gospodarki. Rząd zwiększa wydatki, firmy zyskują nowe zamówienia, bezrobocie spada itd. Jednocześnie w skutek zwiększania podaży pieniądza następuje dewaluacja krajowej waluty. Import staje się mniej opłacalny, więc lokalni przedsiębiorcy przejmują coraz większą część gospodarki krajowej. Z kolei produkty eksportowe stają się tańsze dla odbiorców zagranicznych więc gospodarka krajowa przeżywa boom jakiego wcześniej nie doświadczyła.

W podobny sposób ekonomiści tłumaczą konieczność ciągłego druku. Modele teoretyczne to jedno lecz praktyka pokazuje, że polityka niszczenia własnej waluty w imię zyskania przewagi zagranicznej może i przynosi krótkoterminowe rezultaty lecz w długim terminie doprowadza gospodarkę do ruiny. Aby to wyjaśnić posłużę się przykładem Japonii. Kraj ten wybrałem gdyż luźną politykę monetarną bezskutecznie stosowano przez ponad 20 lat. Następnie gdy władzę w Banku Japonii przejął Schizo Abe, proces ten przyśpieszono na tyle, że Japonia zwiększa podaż waluty w stosunku do wielkości gospodarki najszybciej na świecie.

Abe zapewne nie zna powiedzenia, że tylko wariat stosuje ciągle te same rozwiązania jednocześnie oczekując innego rezultatu.

Japonia 1989 - 2012

Większość z nas pamięta, że w latach 80-tych niemalże każdy walkman czy odtwarzacz video pochodził z Japonii. Marki Sony, Sanyo, Panasonic zdominowały rynki zachodnie. Toyota była synonimem trwałości. Produkty japońskie były powszechnie uznawane za przykład jakości. Kraj ten był ogromnym eksporterem produktów zaawansowanych technologicznie mimo mocnej waluty oraz wysokich wynagrodzeń pracowników zatrudnionych w japońskich koncernach. W tym samym czasie poziom oszczędności wśród Japończyków plasował ich na pierwszym miejscu pod względem oszczędności osobistych w stosunku do zarobków.

Wraz z pęknięciem bańki na rynkach akcji oraz nieruchomości pod koniec lat 80-tych rząd podjął próby naprawcze. Zastosowano obniżenie stóp procentowych oraz zwiększono wydatki rządowe. Działania te miały na celu pobudzenie gospodarki. Niestety przez pobudzenie gospodarki politycy czy bankierzy centralni zazwyczaj rozumieją podniesienie cen nieruchomości i akcji. W praktyce niskie stopy procentowe doprowadziły do dewaluacji yena. Gospodarce to nie pomogło, eksport się załamał, a firmy japońskie straciły ogromną część rynku na rzecz krajów takich jak np. Niemcy, Korea Pd czy Chiny.

Niskie stopy procentowe przełożyły się bezpośrednio na ubożenie społeczeństwa. W latach 80-tych większość oszczędności Japończyków były na tyle duże, że wielu z nich mogłoby sobie pozwolić na życie z „odsetek” lub kapitału. Kultura pracy oczywiście nie pozwalała na to gdyż jest to kraj osób bardzo pracowitych. Niemniej negatywne stopy procentowe utrzymywane w imię pobudzania gospodarki doprowadziły do niemalże całkowitego zniszczenia oszczędności Japończyków. Obecnie odsetek obywateli bez żadnych oszczędności sięgnął 31% i jest najwyższy od 1963 roku, kiedy to rozpoczęto badania.

Sektorem, który zyskał natomiast na zerowych stopach procentowych w Japonii były banki działające globalnie. Mogły one bowiem pożyczać środki w Japonii niemalże po koszcie zero oraz inwestować je na rynkach o wyższych stopach zwrotu. Proces ten trwał przez lata nosząc nazwę carry trade.

Przez owe 23 lata japońskiego eksperymentu z zerowymi stopami procentowymi oraz finasowaniem deficytu pustym drukiem, dług Japonii wzrósł z 68% do 210% PKB. Póki co poprzez zakup większości obligacji przez BOJ udaje się utrzymać niskie stopy procentowe lecz gdy tylko bank centralny straci nad nimi kontrolę, dojdzie do sytuacji, w której większość wpływów podatkowych będzie przeznaczana na spłatę odsetek co w ciągu kilu miesięcy oznacza bankructwo.

Abeeconomics

Eksperyment, który okazał się totalną porażką przez ponad 20 lat nie robi najwyraźniej żadnego wrażenie na prezesie Banku Japonii. Obejmując urząd twierdził, iż handel jest kluczowy dla Japonii. Dewaluacja yena doprowadzi do eksplozji w eksporcie oraz ograniczy import. W rezultacie wygeneruje to potężne nadwyżki handlowe oraz wzmocni gospodarkę. Praktyka pokazała, że jego działania przynoszą dokładnie odwrotny efekt.

Eksport liczony w japońskiej walucie co prawda wzrósł w ciągu roku o 11,5% w stosunku do roku poprzedniego lecz biorąc pod uwagę 20% dewaluację yena to w rzeczywistości zmalał. Import natomiast w tym samym okresie wzrósł o 16,5% czyli mimo tak ogromnej dewaluacji waluty bilans handlowy (eksport minus import) uległ pogorszeniu. Nie można tłumaczyć tego rosnącymi kosztami energii, które stanowią 1/3 importu gdyż ceny węgla czy gazu w tym okresie spadły.

Energia wyrażona w yenach jest praktycznie jedyną grupą, która zanotowała spadek ceny. Ceny w pozostałych grupach wzrosły w wartości dwucyfrowe: dobra przetworzone 22%, urządzenia techniczne 38%, urządzenia elektryczne 46%, a półprzewodniki 59%. We wrześniu deficyt handlowy wzrósł do 9,5 mld USD i jest to 15-ty kolejny miesiąc permanentnego deficytu. Łączny deficyt od początku roku przekroczył już rekordowe 60 mld USD. Koszty życia dla przeciętnych obywateli znacznie rosną mimo, iż oficjalna inflacja jest bliska zeru. Oszczędności maleją w zastraszającym tempie. Jednocześnie pensje spadają już 16-ty miesiąc z rzędu. W najbliższych miesiącach z inflacją oczywiście nie będzie problemu gdyż rząd po raz kolejny zmienił metodologię liczenia pozwalającą na trzymanie się celu BOF na poziomie 2%. Tymczasową ochronę przed dewaluacją oszczędności przyniosła giełda lecz po znacznych wzrostach i jednoczesnych kiepskich wynikach korporacji notowanych na niej akcje są w typowej fazie bańki.

Podsumowując:

Niszczenie waluty fachowo nazywane dewaluacją czy quantative easing, mimo iż oficjalnie ma przyczynić się do wzrostu gospodarczego nie jest niczym innym niż transferem majątku z klasy średniej do 1% najbogatszej części społeczeństwa. Dodruk w połączeniu z zerowymi stopami procentowymi nie wnosi nic do realnej ekonomii lecz sprawia, że oszczędności tracą na wartości. Ci którzy próbują zachować część majątku kierują środki w kierunku akcji sztucznie podtrzymując bańkę.
Pewien mądry człowiek powiedział, że gdy rząd niszczy pieniądz to mamy do czynienia zarówno z deflacją jak i inflacją. Dokładniej opisując spadają ceny tego co posiadamy (pensje, oszczędności), a rosną tego co potrzebujemy (dobra pierwszej potrzeby tj. żywność czy energia).

Jeżeli ktoś o zacięciu spekulacyjnym chciałby pograć na spadek cen obligacji Japonii to zapewne przyda mu się wiadomość, że BOJ obecnie skupuje już 75% wszystkich obligacji byleby tylko utrzymać ich minimalną rentowność. Inaczej mówiąc wkrótce skończą się możliwości sztucznego utrzymywania niskiej rentowność (wysokiej ceny) obligacji Japonii tym bardziej, że wraz z pogarszającą się sytuacją gospodarczą wielu Japończyków dokona sprzedaży posiadanych obligacji.

Gdy tylko dojdzie do utraty kontroli nad rentownością obligacji najprawdopodobniej szybko Japonia ogłosi bankructwo na części swoich obligacji gdyż większość długu jest w posiadaniu samych Japończyków przez co sektor bankowy nie musi bardzo ucierpieć. Inny scenariusz to utrata kontroli nad stopami procentowymi wywołująca znaczną przecenę obligacji i po roku ogłoszenie niewypłacalności.

Trader21