Początek lata. Wysoki, ciemnoskóry mężczyzna w biały dzień przecina szlifierką kątową piękną latarnię. Trzy przecznice dalej inny młody mężczyzna z Afryki sieje postrach wśród przechodniów. Kilka minut wcześniej przywiązał sobie do japońskiego motocykla na francuskich blachach coś, co wygląda jak wyrwany z ziemi parkometr i tak jeździ z nim po ulicach, próbując podcinać nim nogi przechodniów. Wszędzie wokół pełno dymu i hałasu rozbijanego szkła w plądrowanych sklepach. Jednocześnie płonie kilka samochodów. Tak oto prezentuje się Paryż na początku lipca 2023 roku. Stolica europejskiej kultury? Raczej stolica anarchii.


Zamieszki we Francji
 

Na początek krótko wyjaśnimy, co aktualnie dzieje się we Francji i od czego zaczęły się te zamieszki.

Otóż w ostatni wtorek czerwca tego roku jeden z policjantów zastrzelił 17-letniego Nahela w Nanterre pod Paryżem. Chłopak odmówił zastosowania się do poleceń policji podczas kontroli drogowej. Nastolatek był już wcześniej dobrze znany francuskim służbom.

Wskutek tego tragicznego wydarzenia w wielu francuskich miastach wybuchły ogromne protesty, które trwają już od kilku dni. Uczestniczą w nich przede wszystkim osoby wywodzące się z Północnej Afryki oraz Bliskiego Wschodu.

W czasie tych zamieszek młodzi bandyci podpalali samochody, plądrowali sklepy, atakowali ludzi (zazwyczaj tych o białym kolorze skóry) i demolowali posterunki policji oraz budynki władz samorządowych. Wtargnęli też do domu burmistrza miasta L'Haÿ-les-Roses, zaś w czasie tego ataku w środku spała żona i dwójka jego małych dzieci.

Łącznie w całym kraju imigranci podpalili ponad 5000 samochodów, splądrowali około 250 oddziałów banków, 200 sklepów spożywczych i 10 centrów handlowych. Francuskie MSW mówi o ogólnej liczbie 10 000 pożarów w ciągu 5 dni! W niedzielę do pilnowania bezpieczeństwa rząd francuski wysłał aż 45 tys. policjantów.

Warto zwrócić uwagę na to, jak daleko te protesty zaszły. Imigranci nie skupiają się bowiem tylko na walkach z policjantami i tradycyjnym podpalaniu aut, lecz dodatkowo plądrują sklepy, demolują biblioteki, podpalają budynki, a nawet atakują zwykłych ludzi na ulicach. Krótko mówiąc, agresja i nienawiść przybyszy z Afryki skierowała się w stronę niczemu niewinnych mieszkańców i właścicieli sklepów, domów czy lokalnych zakładów pracy. 

Druga sprawa to zasięg protestów. Nie mówimy tutaj o samym Paryżu i okolicach. Do zamieszek doszło w ponad 100 francuskich miastach. Podobne zdarzenia miały miejsce także w Szwajcarii (np. Lozanna) i w Belgii (np. Bruksela, Liege).

Co do samego Paryża – tak wygląda niekompletna mapa zamieszek w samej stolicy Francji.
 

Źródło: Adam Gwiazda / Twitter.com 


Jeśli chodzi o kradzieże i plądrowanie sklepów, to w Internecie w miniony piątek pojawiło się wręcz stwierdzenie, że mieliśmy do czynienia z Black Friday. Niektóre marki zorganizowały nieprawdopodobne promocje, które czujni spekulanci natychmiast wykorzystali.

 

Coraz gorsza sytuacja w Europie
 

W Europie problem agresji ze strony imigrantów jest znacznie szerszy i nie dotyczy tylko Francji. Zresztą akurat sytuacja w tym państwie jest szczególna. Wynika to z faktu, że zamieszki te wywołują często osoby, które urodziły się już we Francji, zaś to ich rodzice lub nawet dziadkowie przyjechali tu z krajów afrykańskich i osiedlili się na stałe. Wprawdzie posiadają oni obywatelstwo francuskie, lecz jednak dalej są ludźmi z zupełnie innego kręgu kulturowego. Kierują się całkowicie innymi wzorcami albo w ogóle ich nie mają. Nie podzielają także jakichkolwiek europejskich wartości.

Co gorsza, inne kraje Europy Zachodniej także poszły w tą stronę, przyjmując w ostatnich latach na gigantyczną skalę imigrantów z krajów Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu, m.in. podczas kryzysu imigracyjnego z 2015 roku.

W żaden sposób nie kontrolowano wówczas napływu tych ludzi do Europy, mimo że powszechnie było wiadomo, iż są wśród nich dżihadyści. Jednak politycy europejscy (np. kanclerz Niemiec Angela Merkel) świadomie dawali na to przyzwolenie. W efekcie poziom bezpieczeństwa w większości krajów Europy Zachodniej wyraźnie spadł. Dla przykładu, liczbę gwałtów w Szwecji (w przeliczeniu na 100 tys. obywateli) można obecnie śmiało porównywać z najbardziej zacofanymi krajami Afryki.

Czy w takim razie Szwecja walczy z tym zjawiskiem? Oczywiście.

To znaczy… walczy z tymi, którzy zwracają w ogóle uwagę na problem i próbują wyjaśnić skąd on się właściwie wziął.
 


 

Jak widać, osiągnięto tam najwyższy poziom postępu i poprawności politycznej.

Wróćmy jednak do zachowania polityków. Zauważcie, że te same głowy państw, które w 2015 roku nie dbały o kontrolę na granicach, już 5 lat później stwierdziły, że nie ma nic ważniejszego niż zdrowie i bezpieczeństwo obywateli europejskich państw. Nagle zaczęto nas kontrolować na każdym kroku. 

O ile dla dzihadystów w 2015 roku problemem nie było przekraczanie granic UE, o tyle w 2020 roku przeciętny Kowalski, Muller czy Smith miał problem z przejściem przez próg sklepu spożywczego. Nie wspominając o pójściu do Kościoła czy wyjeździe na wakacje.

Politycy, którzy w 2015 roku dawali na to wszystko przyzwolenie, powinni być opisani w podręcznikach do historii jako kryminaliści. To ich bezczynność doprowadziła finalnie do wielu tragicznych wydarzeń.

Dziś zapewne coraz mniej osób pamięta o tamtych wydarzeniach, ale to nie znaczy, że problem zniknął. Po pierwsze, łodzie z przybyszami dalej regularnie docierają do Europy. Można wręcz odnieść wrażenie, że cały proces ponownie przybiera na sile. Po drugie, imigranci, którzy są już tutaj od kilku lat, czują się coraz pewniej i pozwalają sobie na coraz więcej. Dochodzi nawet do walki o wpływy. Mainstreamowe media nie są zbyt chętne do podejmowania tego tematu, ale w Internecie da się znaleźć sporo informacji i filmów.

Przykładowo, w czerwcu tego roku setki osób starły się w bardzo brutalnych walkach na ulicach niemieckiego Essen, gdzie miała miejsce eskalująca wojna klanów z Syrii i Libanu z użyciem noży, kijów bejsbolowych i pałek. W Szwecji mamy do czynienia z prawdziwą wojną gangów, a w ostatnich latach bardzo mocno wzrosła liczba zamachów bombowych.
 


 

Dantejskie sceny mają miejsce w wielu miastach Europy Zachodniej. Ludzie w tych krajach obawiają się wybrać latem na basen (wiele przykładów z Niemiec), a często nawet i wyjść na ulicę. Jeśli ktoś nie interesował się zbyt mocno tym tematem, to polecamy zwłaszcza profil Adama Gwiazdy na Twitterze. Treści, które są tam zamieszczane (oraz ich częstotliwość!) pokazują, że problemy z imigrantami to codzienność.

 

Sytuacja w Polsce. Czy powtórzymy błędy Zachodu?
 

W 2015 roku udało nam się uniknąć tego tragicznego błędu, jaki popełniła wówczas Europa Zachodnia w stosunku do imigrantów z krajów Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Doszło wówczas do zmiany rządu w Polsce. Politycy rządzącej wówczas Platformy Obywatelskiej, która była chętna do przyjęcia tysięcy imigrantów, zostali zastąpieni rządem Prawa i Sprawiedliwości. Politycy PiSu byli wówczas niechętni do przyjmowania „gości” z Afryki i Bliskiego Wschodu. Fakt, że wówczas w wyborach parlamentarnych w Polsce wygrało właśnie Prawo i Sprawiedliwość, po części też pokazuje to, jakie Polacy mieli wówczas podejście do kryzysu imigracyjnego.

Chcemy podkreślić to, co się wtedy stało. Tak chętnie używamy określenia „mądry Polak po szkodzie”. Tymczasem wówczas większość Polaków zareagowała i wykazała się dużo większą czujnością niż obywatele zachodnich krajów.

Następnie przez kilka kolejnych lat mieliśmy względny spokój w tej kwestii. Oczywiście przybywało osób z Ukrainy, jednak oni akurat przyjeżdżali do pracy, posługiwali się podobnym językiem i pochodzili ze zbliżonego kręgu kulturowego.

Ostatecznie w tym roku zaczęliśmy zbliżać się wielkimi krokami do wyborów parlamentarnych. Kiedy Francja stanęła w ogniu, niektórzy politycy PiS zaczęli wykorzystywać nagrania z zamieszkami, aby zdobyć poparcie. Najczęściej sugerowali, że jeśli wybory wygra Donald Tusk i jego Koalicja Obywatelska, to w Polsce za kilka lat również doczekamy się takich zamieszek, jak te w Paryżu.

Problem polityków PiSu polega jednak na tym, że wielu Polaków doskonale widzi, co dzieje się w ich kraju mniej więcej od 2-3 lat. Oto statystyki osób, które w ostatnich latach docierały do Polski z krajów muzułmańskich.
 


 

Innymi słowy: politycy PiS próbują wciąż utrzymywać swoje poparcie na podstawie wydarzeń z 2015 roku. Tymczasem dzisiaj ich polityka wygląda zupełnie inaczej. PiS podchodzi do tematu z coraz większą pobłażliwością i zamierza jeszcze bardziej ułatwiać przyjazd do Polski osobom pochodzącym z zupełnie innych kręgów kulturowych. Ten temat przedstawił ostatnio Krzysztof Bosak.
 


 

Te 4 miliony imigrantów na przestrzeni dekady, o których mowa w nagraniu, brzmią jak usilne zapełnianie luki na rynku pracy. I to bez względu na to, co w tym samym czasie stanie się z poziomem bezpieczeństwa w Polsce.

Naszym zdaniem Polacy powinni bardzo czujnie obserwować to, co władza robi w kontekście imigrantów. A następnie dokonać ostatecznej oceny przy urnie wyborczej.

Skoro już wytknęliśmy hipokryzję niektórym przedstawicielom PiS, to nie można zapominać o drugiej stronie barykady, gdzie szaleje wspomniany wcześniej Donald Tusk. Były przewodniczący Rady Europejskiej, tak często mówiący o europejskich wartościach, w tym tolerancji, tym razem postanowił wejść w inną rolę. Nagrał filmik o zamieszkach we Francji i muzułmanach przyjeżdżających do Polski. Z kolei we wstępie zamieścił tekst „Polacy muszą odzyskać kontrolę nad swoim państwem i jego granicami!”.

I właśnie w taki sposób, szef Koalicji Obywatelskiej, traci jakąkolwiek wiarygodność. Polacy pamiętają co się działo w 2015 roku, a jeszcze lepiej pamiętają, jak opozycja wprowadzała chaos przy okazji obrony granicy z Białorusią w 2021 roku. Wspomniane nagranie Tuska okaże się naszym zdaniem jedną z największych wpadek tej kampanii wyborczej.

 

Podsumowanie
 

Wybory parlamentarne z 2015 roku jasno pokazały, że Polacy nie zgadzają się na przymusową relokację u nas imigrantów z krajów muzułmańskich czy ułatwianie im wjazdu do naszego kraju. Co prawda od tego czasu minęło 8 lat, jednak dziś nastroje wydają się być bardzo podobne. Widać to chociażby po tym, jak wyglądają sondaże Konfederacji. Obecnie to już trzecia siła w polskiej polityce.

W tym miejscu chcemy jasno podkreślić, że nie mamy najmniejszego problemu z faktem, iż do Polski przyjeżdża dużo osób z zagranicy. Chodzi jednak o to, aby cały ten proces prowadzić w przemyślany sposób – uwzględniając kraj pochodzenia imigranta, jego język czy krąg kulturowy który reprezentuje. Co zatem powinien zrobić obecnie polski rząd?

1. W ostatnich latach jesteśmy najbardziej proimigracyjnym krajem w UE. Przyjęliśmy ogromną liczbę uchodźców z Ukrainy, a w tym samym czasie do pracy przyjechało setki tysięcy osób z innych krajów. Ten fakt należy podkreślać na każdym kroku, powinny wręcz powstawać filmy czy dokumenty opisujące zachowanie Polaków w trakcie wojny na Ukrainie. Krótkie filmiki na ten temat powinny krążyć cały czas po YouTubie, Facebooku, TikToku, Instagramie i innych social mediach.

2. Polska powinna głośno mówić o nierównym traktowaniu uchodźców. Z jednej strony kraje unijne płacą nam symboliczne środki mające pomóc w utrzymaniu uchodźców z Ukrainy, a z drugiej chciałyby karać nas kwotą 20 tys. euro za jednego nieprzyjętego imigranta z południa Europy. W takiej sytuacji powinniśmy domagać się większej pomocy finansowej pod kątem opieki nad uchodźcami z Ukrainy. W tym konkretnym przypadku faktycznie wchodzi w grę wypłacanie zasiłków, bo naprawdę mówimy o matkach z dziećmi, które musiały uciekać. W odróżnieniu od Europy Zachodniej, potrafimy odróżnić autobusy przywożące matki z dziećmi od łodzi wypełnionych młodymi mężczyznami.

3. Ułatwiony wjazd do naszego kraju mógłby dotyczyć osób z europejskiego kręgu kulturowego, np. Ukrainy czy Białorusi. W ich przypadku można liczyć na asymiliację. Nie ma większego zagrożenia, że osoby z tych krajów będą tworzyć swoje zamknięte strefy czy też wpłyną znacząco na poziom bezpieczeństwa.

4. W dalszej kolejności powinniśmy pomyśleć o osobach z polskimi korzeniami, które są rozsiane po świecie, mieszkają w takich krajach jak Kazachstan. Warto byłoby ułatwić im powrót do kraju przodków i pomóc w zdobyciu pracy w Polsce.

5. Dopiero na samym końcu w tej układance powinni znaleźć się przybysze z Afryki czy Bliskiego Wschodu. Ze względu na specyfikę tamtych państw, ich obywatele powinni być szczegółowo sprawdzani przez polskie służby przed ewentualnym przyjazdem do Polski.

Do tej pory prowadziliśmy stosunkowo skuteczną politykę imigracyjną. W tym momencie jednak wszystko staje pod znakiem zapytania. Czy zaczniemy powielać błędy krajów zachodnich?

Jeśli ktoś ma wątpliwości czy powinniśmy prowadzić własną politykę, znacząco odbiegającą od tego co robi Europa Zachodnia, to posłuchajcie co mówi o nas jeden z muzułmańskich uczonych.
 


 

Dodajmy w tym miejscu jeszcze wypowiedź Erica Zemmoura, jednego z niewielu francuskich polityków, którzy mają zdroworozsądkowe podejście do imigrantów.

Byłem w Warszawie 3 lata temu. Ulice są spokojnie. Nie ma tej masywnej imigracji muzułmańskiej i afrykańskiej. Możemy się inspirować Polską”

Podsumowując – mamy wszelkie możliwości, aby pod kątem polityki imigracyjnej stać się wzorem dla innych krajów europejskich. I nie musi ona wcale polegać na zamykaniu granic. Wręcz przeciwnie, możemy dalej przyjmować osoby z innych krajów. Trzeba to jednak robić w rozsądny sposób i uczyć się na błędach innych.

 

Independent Trader Team