Podobnie jak w zeszłym roku, tak i tym razem, na blogu pojawią się trendy na najbliższe miesiące. Przy gigantycznym uzależnieniu rynków od banków centralnych precyzyjne prognozy ograniczone do jednego roku mijają się z celem. Na szczęście możemy skupić się na trendach, które będą nam towarzyszyć w kolejnych miesiącach lub latach.

Tegoroczne trendy podzieliliśmy na 3 części. Zaczynamy od banków centralnych. Opiszemy jakie mają plany, czym mogą zaskoczyć nas w kolejnych miesiącach i jak to wszystko wpłynie na społeczeństwo. Ostatecznie kolejny kryzys może być związany nie tyle z problemami systemu monetarnego, ale z falą niezadowolenia wśród zwykłych ludzi.


Banki centralne – plany


Zaledwie kilkanaście miesięcy temu banki centralne zapowiadały zacieśnianie polityki monetarnej, czyli podwyżki stóp procentowych i wyprzedaż aktywów skupionych w latach 2008-2017. Dzisiaj tamte zapowiedzi brzmią jak marny żart. Rzeczywistość zweryfikowała nierealne założenia bankierów centralnych. Globalna gospodarka zaczęła wyhamowywać, a na giełdzie w USA doszło do solidnych spadków – główne indeksy straciły mniej więcej 20%.

Rezerwa Federalna momentalnie zmieniła swoją politykę. Zakończono wyprzedaż aktywów, rozpoczęto obniżki stóp procentowych, a ostatecznie powrócono do dodruku. To ostatnie dotyczyło także Europejskiego Banku Centralnego, który bez skupowania aktywów wytrzymał zaledwie kilka tygodni. Ogółem w 2019 roku banki centralne na całym świecie obniżyły stopy procentowe 66 razy. Ten nagły zwrot (w przypadku FED-u o 180 stopni) pokazał że normalizacja polityki nie jest możliwa. Potwierdzi to także kolejny rok, gdyż plany największych banków centralnych wyglądają następująco:

​a) Rezerwa Federalna

FED planuje skupować krótkoterminowe obligacje rządowe za kwotę 60 mld dolarów miesięcznie. Jednocześnie Rezerwa Federalna będzie utrzymywać swoje zaangażowanie na rynku repo (rynek pożyczek krótkoterminowych), zapewniając różnym instytucjom kapitał na dobę bądź na okres 14 dni. W okresie od września do grudnia 2019 roku, FED wpompował na ten rynek 250 mld dolarów (tempo: ponad 80 mld dolarów miesięcznie). Łącznie w tym okresie bilans Rezerwy Federalnej powiększył się o 410 mld dolarów (ponad 100 mld miesięcznie).

b) Europejski Bank Centralny

W planach jest skupowanie aktywów za kwotę 20 mld euro miesięcznie. Kilka dni temu prezes EBC Christine Lagarde stwierdziła, że dodruk zakończy się „tuż przed rozpoczęciem podwyżek stóp procentowych”. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że EBC będzie kontynuował dodruk aż do momentu osiągnięcia bardzo wysokiej inflacji lub resetu systemu. Ktoś mógłby powiedzieć, że dodruk Europejskiego Banku Centralnego jest symboliczny. Cała w tym zasługa FED i BOJ, które swoimi działaniami wyręczają EBC.

c) Bank Japonii

Tutaj sytuacja bez zmian – BOJ kontynuuje skup aktywów (obligacji, akcji, REIT-ów) bez limitu. Japończycy wydrukują każdą ilość waluty, byle tylko utrzymać rentowność długu rządowego blisko zera.

d) Bank Chin

Chińczycy na początku stycznia ponownie obniżyli poziom rezerw, jakie powinny utrzymywać banki. Oznacza to uwolnienie nowego kapitału, który w postaci kredytów trafi do konsumentów i przedsiębiorstw. Wspomniany poziom rezerw wynosi dziś 10%, podczas gdy jeszcze 5 lat temu było to niemal 20%.

Podsumowując, wszystkie największe banki centralne luzują politykę monetarną. Naszym zdaniem plany, które widzicie powyżej, to tylko początek.

 

Banki centralne – trendy


Zastanówmy się czym jeszcze mogą zaskoczyć nas banki centralne w 2020 roku.

a) Stopy procentowe w USA

Jedno z kluczowych pytań na 2020 rok brzmi: czy FED będzie kontynuował obniżki stóp procentowych? Teoretycznie niewiele na to wskazuje, jednak Donald Trump ewidentnie zamierza nadal wywierać presję na FED, domagając się obniżek stóp. Naszym zdaniem jeśli dojdzie do jakiejkolwiek korekty na rynku akcji (a przy takiej euforii jak obecnie nie jest ona wykluczona), to prezydent USA natychmiast wykorzysta to jako pretekst do ataku. Obniżka stóp procentowych w kolejnych miesiącach jest dużo bardziej prawdopodobna, niż ocenia to rynek. Na podwyżki nie ma szans.

W takim otoczeniu pozycje short powinny być ograniczone do minimum i mogą dotyczyć jedynie aktywów, które załamują się po hiperbolicznych wzrostach (takie rajdy dotyczą obecnie Tesli czy Palladu).

b) QE to infinity

Quantitative Easing to mądrze brzmiące określenie, które oznacza po prostu dodruk waluty. Kiedy FED po raz ostatni podwyższał w 2018 roku stopy procentowe, mówił także o potencjalnych podwyżkach w 2019 roku. My twierdziliśmy, że to koniec i czekają nas obniżki stóp procentowych oraz QE to infinity, czyli wieczny dodruk. Obniżki już mieliśmy, a dodruk również powinien pozostać z nami na stałe.

Zaangażowanie FEDu nie ogranicza się już zresztą do samego skupowania obligacji. Dziś bank centralny USA jest obecny także na rynku krótkoterminowych pożyczek. Dlaczego? Do tej pory na rynku repo to największe banki komercyjne udzielały pożyczek, zwykle jednodniowych. Zabezpieczeniem były najczęściej obligacje USA. We wrześniu 2019 roku bankom jednak „odwidziało się” pożyczanie przy stopach procentowych na poziomie niespełna 2%. FED musiał interweniować i wpompować na rynek tyle kapitału, ile było trzeba. Inaczej mógłby to być kolejny tragiczny wrzesień dla rynków finansowych.

Teraz zastanówcie się przez chwilę: skoro banki nie miały ochoty pożyczać we wrześniu, to co stanie się, kiedy FED obniży stopy procentowe. Ano konieczne będzie dodrukowanie jeszcze większej ilości waluty przez bank centralny.

Mało tego, Wall Street Journal wspomina o tym, że FED rozważa już nawet pożyczki z pomijaniem rynku repo. Środki miałyby trafiać m.in. do małych banków czy funduszy hedingowych. Jak poważna jest sytuacja, skoro FED rozważa takie środki?

Trudno ocenić co wydarzy się w kolejnych miesiącach, ale tego trendu jesteśmy pewni: dodruk zostaje z nami na stałe i będzie przyspieszał. Szacujemy, że w czerwcu bilans FED osiągnie rekordową wielkość i będzie rósł dalej.

c) Akcje nie mają prawa spadać

Determinacja banków centralnych do podtrzymania wycen na giełdach jest gigantyczna. Wygląda na to, że żadne poważne spadki na rynku akcji nie wchodzą w grę. Korekty rzędu 5-10% oczywiście mogą się zdarzać, ale już spadki przekraczające 20% na giełdzie w USA są trudne do wyobrażenia. Dlaczego? Jeśli skala spadków przekracza 20%, to oznacza to bessę, a więc uruchamiają się miliony automatycznych zleceń sprzedaży.

Jeśli którykolwiek z banków centralnych utraci kontrolę nad rynkiem akcji, to z pewnością wybierze model japoński, czyli dodruk bez żadnych limitów obejmujący obligacje rządowe i korporacyjne, akcje oraz REIT-y.

Dotyczy to głównie największych banków centralnych, ale w perspektywie kolejnych lat także tych pozostałych m.in. z rynków wschodzących. Ostatecznie prezes NBP zapowiedział już, że w razie czego ma do dyspozycji narzędzia wykorzystywane przez największe banki centralne.

 

Banki centralne i ich wpływ na społeczeństwo – sytuacja obecna i trendy


Pobieżnie analizując okres od 2008 roku do dziś można byłoby pomyśleć, że banki centralne zdziałały cuda. Przecież spadki na giełdach zakończyły się już w marcu 2009 roku, a później doczekaliśmy się wzrostów na rynkach akcji (głównie USA), obligacji czy nieruchomości.

Jeśli jednak spojrzymy choć trochę szerzej, to szybko przekonamy się, że działania banków centralnych przyniosły wiele negatywnych skutków. Zwykli ludzie coraz silniej je odczuwają, co może prowadzić do nieprzewidzianych wydarzeń.

Polityka zerowych lub negatywnych stóp procentowych bardzo silnie uderzyła w fundusze emerytalne, których kapitał liczony jest w bilionach. Inwestując w dług rządowy, tego typu fundusze nie mogą liczyć na odsetki. Nie mogą też ot tak sprzedać obligacji, ponieważ mogłoby to oznaczać zemstę polityków (np. pozbawienie licencji zarządzającego funduszem). Efekt jest taki, że fundusze emerytalne nie mogą wypracować zysków i zaczynają bankrutować. Niektóre z nich decydują się na ryzykowne działania inwestując w wysokooprocentowane obligacje korporacyjne.

Żeby udowodnić Wam, że to wszystko przybiera poważne rozmiary, dodamy, że w Niemczech rozmawia się o nowym podatku – pozyskane środki miałyby zasilić fundusze emerytalne.

To wszystko prowadzi do prostej konkluzji – polityka banków centralnych oznacza wzrost podatków i/lub wzrost wieku emerytalnego. Bardzo mocno uderza w emerytów, którym nietrudno zauważyć, że ich oszczędności (po uwzględnieniu inflacji) po prostu topnieją. Niezadowolenie rośnie.

„Nowoczesna” polityka banków centralnych to również podtrzymywanie na rynku nieefektywnie działających przedsiębiorstw. W ten sposób hamowany jest wzrost produktywności, z kolei wejście na rynek pracy dla wielu młodych osób jest znacznie trudniejsze. A zatem rośnie niezadowolenie w kolejnej grupie.

Dodatkowo, działania banksterów to także ciągłe zwiększanie zadłużenia. Stany Zjednoczone rozważają emisję 50-letnich i 100-letnich obligacji. Oznacza to dalszy wzrost kredytu, który w ten czy inny sposób będzie trzeba kiedyś spłacić. Na wszystkim ponownie stracą emeryci, których środki zostaną zainwestowane w nowy dług. W ramach ciekawostki: całkiem niedawno 100-letnie obligacji wyemitowała Argentyna. Ich cena w sierpniu 2019 roku w ciągu 2 tygodni spadła z 75 do 38 USD.

Teraz podsumujmy to wszystko: obecna polityka monetarna uderza w zwykłych ludzi. Jednocześnie skup aktywów prowadzony przez BOJ, EBC czy FED podbija ceny akcji znajdujące się głównie w rękach najbogatszych (podkreślmy: to bogate osoby z różnych krajów, nie tylko USA czy Japonii). Prowadzi to do gigantycznych dysproporcji w zarobkach i zgromadzonych majątkach. Skorumpowani politycy podczas publicznych wystąpień udają, że wszystko jest w porządku. Efektem jest wzburzenie społeczeństwa, które widzimy po rosnącej liczbie zamieszek i protestów. W 2019 roku miały one miejsce w kilkudziesięciu krajach. Na temat ubiegłorocznej fali protestów powstał nawet osobny artykuł na Wikipedii.

Naszym zdaniem jest to dopiero początek trendu, ponieważ politycy kierowani przez bankierów nie zboczą z obranej ścieżki. Dysproporcje będą się powiększały, protestów będzie coraz więcej.

Zauważcie, że kiedy mamy liberalny rząd, nikt nie dąży do secesji. Tymczasem dzisiaj w spokojnej Kanadzie takie ambicje ma Alberta. W Hiszpanii o swoje walczą Katalończycy, a w kolejce czekają Baskowie oraz mieszkańcy Wysp Kanaryjskich i Balearów. W Niemczech wyjątkowe niezadowolenie widać w Bawarii. We Włoszech podział dotyczy południa i północy kraju. Gdyby ktoś chciał protestować przeciwko władzy we Francji, to nie musi nic organizować, wystarczy wyjść na ulicę, bo ciągle coś się dzieje (i nie mówimy wyłącznie o Paryżu).

Dodajmy do tego protesty w Ameryce Południowej czy na Bliskim Wschodzie.

Co ze Stanami Zjednoczonymi? Naszym zdaniem, dużo zawdzięczają one liberalnej polityce Trumpa (obniżanie podatków, ściągnięcie kapitału do kraju). Gdyby rządziła Hillary Clinton, dążąca do wojny z Rosją, to z pewnością nasiliłyby się ruchy secesyjne w Teksasie. Tymczasem Trump, jako pierwszy od dawna prezydent, nie rozpoczął ani jednej otwartej wojny.

Tak czy inaczej, widzimy jeden wielki trend – polityka monetarna dla bogatych wyprowadza zwykłych ludzi na ulice. W kolejnych latach będzie to oznaczało kontynuację fali protestów oraz wzrost poparcia dla populistycznych partii, które nie zwracają uwagę na coś takiego jak deficyt budżetowy.

 

Podsumowanie


Nie ma żadnej nowej ekonomii. Banki centralne nie znalazły magicznego sposobu, a dodrukowanie waluty nie zapewni nagle wszystkim dobrobytu. Taka polityka przynosi więcej przegranych niż wygranych. Różnica polega na tym, że Ci którzy korzystają (bogaci) są znacznie lepiej zorganizowani. Z kolei Ci okradani dopiero się organizują. Efekty ich działań widzieliśmy w 2019 roku, ale zobaczymy je również w kolejnych latach.

Tak to wygląda w odniesieniu do zmian społecznych. Z kolei w odniesieniu do finansów, banki centralne będą dalej brnęły obraną drogą, dodrukowując walutę i odsuwając w czasie poważny kryzys. Jak w tym wszystkim mają się odnaleźć inwestorzy? O tym w dwóch kolejnych częściach artykułu.


Zespół Independent Trader / Trader21


P.S. Przedsprzedaż książki „Inteligentny Inwestor XXI wieku” powoli dobiega końca, promocyjne ceny obowiązują już tylko do soboty, 25 stycznia. Zainteresowanie jest gigantyczne, co sprawia, że pierwszy nakład (5000 zestawów = 20 000 tomów) jest bliski wyczerpania. Osoby, które zakupią jeden z tych 5 tys. zestawów, mają pewność, że otrzymają przesyłkę w pierwszych dniach lutego. W przypadku kolejnych zamówień, niestety trzeba będzie poczekać do przełomu lutego i marca. Oczywiście decyduje kolejność zamówień.

Jeśli ktoś z Was nie jest przekonany co do zakupu, być może pomogą mu opinie jakie pojawiły się pod naszym wczorajszym wpisem na Facebooku. Ze swojej strony mogę tylko jeszcze raz podziękować za zaufanie i wszystkie miłe słowa.


Trader21