Budynki Parlamentu Europejskiego w Brukseli z pewnością nie mają nic ciekawego do zaoferowania jeśli chodzi o swój wygląd. Po prawdzie, jest to miejsce tak samo nudne do zwiedzania jak praca tamtejszych urzędników. W całym tym kompleksie molochów jest jednak jeden szczegół na który chciałbym Wam zwrócić uwagę.

Otóż nad głównym wejściem do Parlamentu Europejskiego na stałe wyróżnione jest nazwisko Altiero Spinnelliego. Dlaczego w tak honorowym miejscu wyróżniono osobę, o której większość Polaków nigdy nie słyszała? To dziwne, tym bardziej, że unijna propaganda towarzyszy nam każdego dnia. W szkołach dzieciom każe się wypisywać zalety przynależności do UE (na wady miejsca nie przewidziano). W szkole średniej każdego uczy się o Schummanie czy Adenauerze. Mimo wszystko jednak nad wejściem do Parlamentu Europejskiego wyróżniono Spinnelliego.

 

Od komunisty do federalisty


Swoją działalność polityczną Altiero Spinnelli rozpoczął od wstąpienia do włoskiej partii komunistycznej. Lata 1927-1937 spędził w więzieniu, jako wróg reżimu Mussoliniego. Następnie w okresie II wojny światowej był internowany na wyspie Ventotene. Tam też przeszedł od fascynacji samym komunizmem do zainteresowania ponadnarodową integracją.

Trudności Spinnelliego w latach 30-tych i 40-tych przyniosły mu korzyści w późniejszym okresie. Zamiast zwracać uwagę na jego poglądy, sporo osób pamiętało po prostu że był przeciwnikiem Mussoliniego, a potem Stalina. Taki totalitaryzm z ludzką twarzą. Już w tym miejscu po raz pierwszy dociera do nas dlaczego to Spinnelli może być bliższy obecnym przywódcom UE niż Adenauer czy Schumann.

Jeśli przyjrzymy się unijnym elitom XXI wieku, to szybko dostrzeżemy postacie, którym zrobiono dobry marketing, a które nigdy nie odcięły się od swoich komunistycznych korzeni. Wystarczy wrócić do początku 2010 roku i prezentacji nowych komisarzy już po ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Kilka przykładów:

Jose Manuel Barroso – na początku swojej działalności powiązany z ruchami komunistycznymi. Po opuszczeniu Komisji Europejskiej otrzymał ciepłą posadkę w Goldman Sachs.

Catherine Ashton – była współpracowniczka ruchów komunistycznych w Holandii, Francji i Wielkiej Brytanii, a także periodyku o znajomo brzmiącej nazwie „Marxism Today”.

Stefan Fule – wieloletni członek Komunistycznej Partii Czechosłowacji.

Takich przykładów jest więcej. Jeśli ktoś myśli, że w ciągu tych kilku lat klimat w Brukseli się zmienił to jest w błędzie. W tym roku co najmniej kilku członków europarlamentu zaangażowało się w upamiętnienie 100. rocznicy rewolucji bolszewickiej.

Wróćmy jednak do Spinnelliego. Podczas swojego pobytu na wyspie Ventotene stworzył on plan europejskiej integracji w czasach powojennych. Przemyślenia Spinnelliego z tamtego okresu są dziś znane jako „Manifest z Ventotene”. W tekście nie zawarto jednak wizji suwerennych państw rozwijających się dzięki swobodnemu przepływowi osób, towarów i usług. Pojawiła się natomiast koncepcja stworzenia scentralizowanego superpaństwa.

Osoby, które do tej pory o Spinnellim nie słyszały, mogą mieć pewne wątpliwości. Dlatego też najlepiej będzie jeśli rozwiejemy je słowami „Manifestu z Ventotene”.

Pierwszym zadaniem, bez rozwiązania którego wszelki postęp będzie tylko złudzeniem, jest ostateczne zlikwidowanie granic dzielących Europę na suwerenne państwa” – w tym miejscu mamy już rozwiązaną kwestię poglądu Spinnelliego i jego spadkobierców na niezależność państw takich, jak Polska.

Własność prywatna musi być – w zależności od sytuacji – zniesiona, ograniczona, skorygowana albo rozszerzona i to nie według jakichś dogmatycznych zasad” – tutaj Spinnelli dość jasno określił, że celem nadrzędnym jest realizacja jego chorej wizji. Jeśli będzie do tego konieczne naruszenie prywatnej własności (koniecznej do zdrowego funkcjonowania społeczeństwa), to trudno.

Chodzi o stworzenie państwa federalnego, które stoi na własnych nogach i dysponuje europejską armią zamiast armiami narodowymi” – do stworzenie europejskiej armii, przynajmniej do tej pory, na szczęście nie doszło.

Powyższe cytaty nie pozostawiają wątpliwości, że Spinnelli nie odszedł za daleko od swoich pierwotnych poglądów. Prawdziwy problem polega jednak na tym, że „Manifest z Ventotene” stał się jednym z dokumentów ideowych Unii Europejskiej. Totalitarna wizja Spinnelliego pozostała żywa o czym świadczą chociażby słowa Jerzego Buzka wypowiedziane w 2011 roku (25-ta rocznica śmierci Spinnelliego). Były premier stwierdził wówczas, że integracja europejska musi być nieodwracalna, ponieważ w przeciwnym wypadku grozi nam ryzyko konfliktu i dyktatury.

 

Uniokraci tracą cierpliwość


Od śmierci Altiero Spinnelliego w 1986 roku wydarzyło się wiele rzeczy, które przybliżyły nas do realizacji założeń „Manifestu z Ventotene”. Z drugiej strony w niektórych aspektach Unia Europejska wciąż daleka jest od wizji Spinnelliego. Jednocześnie wewnątrz wspólnoty coraz częściej dochodzi do konfliktów, a w 2016 roku obywatele Wielkiej Brytanii opowiedzieli się za wyjściem z UE.

Częste komplikacje powodują, że federalistom zaczyna brakować cierpliwości i chcą koniecznie przyspieszyć proces stworzenia europejskiego superpaństwa. Rzadko mówi się o tym głośno, natomiast ostatnio mieliśmy do czynienia z jednym z takich wyjątków. Wszystko za sprawą Martina Schulza, obecnie przewodniczącego socjalistów w europarlamencie, a do niedawna przewodniczącego całego Parlamentu Europejskiego.

Zarówno na Twitterze, jak i podczas zjazdu partii SPD, Schulz przedstawił tą samą propozycję, mającą stanowić lekarstwo na problemy Europy. Zaproponował mianowicie stworzenie Stanów Zjednoczonych Europy, i to najpóźniej do 2025 roku. Najprościej mówiąc, Schulz zaproponował ostateczną realizację „Manifestu z Ventotene”. Jakby tego było mało, niemiecki polityk stwierdził również, że każdy państwo, które nie ratyfikuje kolejnego traktatu, automatycznie opuści Unię Europejską.

Oczywiście w przypadku realizacji pomysłu Schulza (czy też Spinnelliego, jak kto woli), rządy poszczególnych krajów całkowicie straciłyby na znaczeniu. Decyzje dotyczące chociażby wysokości podatków czy relokacji imigrantów zapadałyby w Brukseli.

Nie ma szans, aby taka propozycja została przyjęta w Polsce, Czechach czy na Węgrzech. Po ostatnich wyborach do tej grupy dołączyła również Austria. Mimo wszystko istnieje prawdopodobieństwo, że uniokraci pójdą w kierunku realizacji postulatu Schulza. W takim wypadku przyszłe europejskie superpaństwo będzie znacznie mniejsze niż obecna Unia Europejska i oprze się najprawdopodobniej na Niemczech, Francji i krajach Beneluksu. Nie zapominajmy jednak, że taki twór będzie łatwiejszy do kontrolowania (mniejsza liczba osób u steru).

 

Podsumowanie


Zmiany na arenie geopolitycznej potrafią następować w zawrotnym tempie. Ostatnie półtorej roku jest na to najlepszym dowodem. Dlatego też chociaż Stany Zjednoczone Europy brzmią dziś abstrakcyjnie, to już wkrótce mogą być elementem rzeczywistości. Rozpad ZSRR czy zjednoczenie Niemiec – to też były kiedyś mrzonki. Do czasu.

Nie można również wykluczyć, że w odpowiedzi na głębszą integrację na zachodzie Europy, powstanie także blok złożony z państw Europy Środkowo-Wschodniej. Za takim rozwiązaniem najprawdopodobniej opowiedziałyby się Stany Zjednoczone.

Rozważane scenariusze z pewnością odbiją się na rynku walut. Wstrząsy polityczne zawsze powodują ucieczkę kapitału do bezpiecznych walut. W tym wypadku byłyby to przede wszystkim frank szwajcarski i dolar. Jedyną główną walutą, która boleśnie odczułaby całe zamieszanie, byłoby euro.


Zespół Independent Trader