Mniej więcej co tydzień media mówią o kolejnej transzy pomocy dla Grecji. Schemat zawsze jest podobny. UE domaga się kolejnych cięć w zamian za pomoc. Rząd Grecji zaciska pasa, obywatele protestują. Rząd Grecji ugina się, wycofuje się z cięć. Dochodzi do kolejnego szczytu ostatniej szansy i znowu kolejne transze na koszt podatnika europejskiego idą do Grecji. Zyskaliśmy na czasie przynajmniej do kolejnego miesiąca. To co słyszymy w mediach nie bardzo ma się do rzeczywistości więc przełożę to z języka politycznego na nasze.
Unia Europejska jak każde mocarstwo chce rozszerzać swoje wpływy. Kluczowe stanowiska w UE zajmowane są w oparciu o takie same kryteria jakie funkcjonowały w ZSRR. Nie przypadkiem Unia tak bardzo dąży do stworzenia podobnego systemu. Promował on przecież wąską grupę osób na szczycie władzy. Mieliśmy centralę, która decydowała o losach poszczególnych dystryktów. Unia w obecnym charakterze nie różni się wcale. Przyjęcie Traktatu Lizbońskiego wymagało w niektórych krajach trzech referendów, ponieważ obywatele odrzucali go większością głosów. Głosujemy do skutku aż osiągniemy pożądany rezultat. Idea ta przyświeca funkcjonowaniu UE. Implikacje traktatu są takie, że konstytucje w poszczególnych krajach są podrzędne względem tego co postanowią organy UE.
Ostatnie zamieszanie wokół oddania nadzoru nad bankami organom UE jest ewidentnym przykładem pozbywania się suwerenności. Krajowy Nadzór Finansowy jest organizacją chyba najlepiej wywiązującą się ze swoich obowiązków. Tymczasem nadzór został przekazany tym samym instytucjom UE, które zawiodły doprowadzając do obecnego kryzysu. Cel jest jeden: skupić maksymalnie dużo władzy na szczycie w rękach niewybieralnych demokratycznie polityków. Tak funkcjonowały imperia przez wieki i tak będzie aż do rozpadu UE. Poziom centralizacji, interesy lobby ponad interesami obywateli oraz brak własnej waluty to właśnie 3 przyczyny tragicznego stanu gospodarki Grecji.
A teraz fakty. Grecja wstąpiła do UE w 1981 roku. Euro przyjęła natomiast w 2002 roku. W ciągu kilku lat poprzedzających przyjęcie wspólnej waluty Grecja musiała spełnić warunki zwane potocznie kryteriami z Maastricht. Deficyt budżetowy poniżej 3 % PKB, dług publiczny poniżej 60% PKB, stopy procentowe nie wyższe niż 1,5% w stosunku do najniższej z 3 krajów członkowskich.
Przy luźnym podejściu Greków do kwestii fiskalnych spełnienie tych wymagań było praktycznie niemożliwe. Grecja w historii finansów była bankrutem przez 14% czasu. Aby objąć Grecję wpływami Europejskiego Banku Centralnego należało posunąć się do podstępu. Główną rolę odegrał Petros Christodoulou, ówczesny Prezes Banku Narodowego Grecji. Dawny człowiek Goldmana pomagał ukryć zarówno deficyt znacznie przewyższający dopuszczalne 3 % ale i rzeczywisty dług publiczny powyżej 60%. Działania Pana Chrisodoulou są dokładnie tym co robi Minister Rostkowski przez ostatnie kilka lat.
W styczniu 2002 roku Grecja triumfalnie przyjęła Euro. Jako że w Eurolandzie mieliśmy stopy procentowe na minimalnych poziomach, politycy greccy zadłużali kraj finansując bzdurne projekty oraz wypłacając emerytury 50-latkom. Czego się nie zrobi dla zyskania poparcia politycznego. Ostatecznie skutki rozrzutności będą ponoszone przez kolejnych polityków. Poza tym wyborcy mają krótką pamięć.
Zadłużenie Grecji w ciągu kilku lat wzrosło dramatycznie. Również stopy procentowe dla całej strefy Euro na bardzo niskim poziomie były gwoździem do trumny. W warunkach bliższych rynkowych żaden inwestor nie pożyczyłby Grekom pieniędzy przy oprocentowaniu minimalnie wyższym niż płacono Niemcom.
Problem zaczął się w połowie 2006 roku kiedy zadłużenie Grecji wzrosło do poziomów niemożliwych do obsługi. Jednocześnie zapoczątkowano proces podwyżek stóp procentowych z poziomów 2 % do 4,5 %. Spowodowało to znaczne zwiększenie kosztów obsługi długu. Przez półtorej roku kraj był technicznym bankrutem lecz rządzącym udawało się zabiegami statystycznymi manipulować danymi tak aby wskazywały na to, że finanse kraju nie są w tak dramatycznej kondycji.
W połowie roku 2008 na skutek kryzysu zaufania instytucji finansowych zapoczątkowanych upadkiem banku inwestycyjnego Lehman Brothers, globalne banki oraz fundusze inwestycyjne nagle wycofały pieniądze z Grecji. Greckie banki nie mając wyjścia wystąpiły o zwrot części pożyczek, które tak chętnie rozdawały w poprzednich latach. Dobiło to kruchą gospodarkę. Bezrobocie zaczęło gwałtownie wzrastać.
Aby odwrócić uwagę od dramatycznej sytuacji w USA korporacyjne media skierowały się w stronę Grecji. Agencje ratingowe zaczęły obniżać ocenę kredytową kraju. Fundusze inwestycyjne zaczęły wyzbywać się akcji oraz obligacji doprowadzając do paniki na giełdzie oraz do znacznego wzrostu oprocentowania obligacji. Jako, że część wyemitowanych przed kilkoma laty obligacji musiało być wykupione, rząd Grecji musiał wyemitować kolejne transze aby pokryć koszt wykupu oraz sfinansować wydatki, które nie miały pokrycia w podatkach. Inwestorzy powiedzieli stop. Albo obiecacie zapłacić dużo wyższe odsetki albo my nie wykupimy waszych obligacji. W marcu 2009 Grecji zabrakło pieniędzy po raz pierwszy.
Pożyczki wspaniałomyślnie zgodził się udzielić Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Warunkiem pomocy była prywatyzacja pewnych sektorów gospodarki, redukcja wydatków w sektorze publicznym, redukcja świadczeń socjalnych oraz podniesienie podatków. Tak właśnie wyglądają warunki udzielenia kolejnych transz pomocy. Nie mogą przynieść innego rezultatu niż tylko dalsze pogłębianie zapaści gospodarczej i elity dobrze o tym wiedzą. Co gorsza tzw. pomoc, pójdzie na spłacenie zobowiązań względem banków, które lekkomyślnie udzieliły kilka lat wcześniej pożyczek Grecji wykupując ich obligacje.
Przez kolejny rok Grecji udawało się jakoś przetrwać. Bezrobocie jednak wraz z zadłużeniem kraju eksplodowało. Produkcja spadła znacząco. Wreszcie w maju 2010 roku liczba potencjalnych kupców na greckie obligacje definitywnie się skończyła.
Europejski Bank Centralny widząc, że nie ma innych kupców złamał podstawy funkcjonowania banku i za nowo wydrukowane Euro rozpoczął skupowanie obligacji. Znowu banki prywatne głównie francuskie i niemieckie umoczone w Grecji otrzymały z powrotem swoje pieniądze. Gdy zdecydowana większość banków “too big to fail” otrzymała zainwestowany kapitał doszło do praktycznego bankructwa Grecji. Zorganizowano spotkanie pomiędzy rządem Grecji, Komisją Europejską, Europejskim Bankiem Centralnym oraz Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Wspólnie uzgodniono, że posiadacze obligacji dostaną nie więcej niż 25% pieniędzy, które zainwestowali. W końcu najważniejsze banki już są uratowane.
Protesty nasilały się na skutek masowych cięć świadczeń socjalnych, wzrostu bezrobocia, wyprzedaży majątku publicznego. W listopadzie 2011 roku ówczesny Premier – George Papandreu zszokował elity polityczno-finansowe ogłaszając, że o losie przyszłych cięć wydatków oraz spłaty zadłużenia zadecydują Grecy w referendum tak jak zrobili to Islandczycy 3 lata wcześniej. W ciągu zaledwie 3 dni premier zniknął z życia publicznego. Jego funkcję objął Lucas Papademos, wcześniej Prezes Narodowego Banku Grecji. Referendum zostało odwołane pomimo protestów obywateli.
Przez kolejny rok mieliśmy kilkanaście szczytów ostatniej szansy, w których na koszt europejskiego podatnika udzielano pożyczek Grecji. W 95% poszły one na spłatę wcześniejszych zobowiązań finansowych względem banków. Nie więcej niż 5% poszło rzeczywiście na pomoc Grekom. Ostatecznie kiedy głównym wierzycielem Grecji stał się Europejski Bank Centralny czyli tak naprawdę podatnik strefy Euro, politycy greccy uświadomili sobie, że doprowadzili społeczeństwo na skraj wojny domowej. Władze Unii Europejskiej nie mając innego wyboru zdecydowały, że kolejna pomoc zostanie przekazana za darmo.
Dług publiczny Grecji bez uwzględniania żadnych innych obciążeń podchodzi pod 180% PKB i nie zostanie spłacony. Jest już bez znaczenia czy wynosi 100, 200 czy 500% PKB. Banki, które bezmyślnie kupowały obligacje greckie licząc na łatwy zarobek są uratowane i o to chodziło.
Euro – gwóźdź do trumny Grecji
Grecja została w ciągu 4 lat pogrążona w ruinie, z której się nie podniesie przez minimum 2 dekady. Główną przyczyną tego jest istnienie wspólnej waluty.
Gdyby Grecja nie wstąpiła do Eurolandu i posługiwałaby się drahmą to miałaby zdecydowanie wyższe stopy procentowe. Politycy nie byliby tak skłonni do wydawania pieniędzy, których koszt byłby znacznie wyższy.
Gdyby w ogóle doszło do kryzysu zadłużenia, który zapoczątkował problemy Grecji to inwestorzy uciekliby tak czy tak, podobnie jak zrobili to w 2008 roku. Wywołałoby to znaczną utratę wartości drahmy względem głównych walut. Wakacje w Grecji, podobnie jak eksportowane oliwy, uzo czy inne produkty nagle stałyby się śmiesznie tanie. Nowe zamówienia dla przedsiębiorców oraz fale turystów przełożyłyby się na wzrost gospodarczy i spadek bezrobocia. Gdyby mimo wszystko obciążenia z tytułu wykupu dawnych obligacji stały by się zbyt dużym obciążeniem rząd, mógłby posunąć się do druku pieniądza czyli dokładnie tego co obecnie robi FED z EBC. Jest to opcja najgorsza z możliwych lecz w ten sposób spłacono by dawne długi. Wywołałby to inflację oraz dalszą dewaluację drahmy lecz w ostatecznym rozrachunku stan gospodarki Grecji byłby nieporównywalnie lepszy niż jest to dzisiaj.
Opór wobec wyjścia ze strefy Euro.
Większość Greków zdecydowanie opowiada się za wyjściem ze strefy Euro. Elity Europejskie jednak nie dopuszczą do tego aby władzę sprawowała osoba promująca powrót do drahmy. Tak będzie przynajmniej do czasu aż elita będzie gotowa na upadek strefy Euro.
Wyjście Grecji, która odpowiada za zaledwie 3% PKB całej Unii Europejskiej nie miałoby znaczenia lecz byłoby precedensem, który pociągnąłby za sobą Hiszpanię, Portugalię, Włochy oraz zapewne kilka kolejnych krajów. Byłby to koniec europejskiego projektu wspólnej waluty tak hołubionego przez polityków. Bankierzy nie mogą na to pozwolić ponieważ nadal posiadają znaczne ilości obligacji Hiszpańskich, Włoskich czy Portugalskich. Upadek Euro i powrót do narodowych walut oznaczałby znaczną utratę wartości obligacji a tym czasem ogromne straty dla sektora bankowego. Jest to główna przyczyna ratowania chorego systemu wspólnej waluty dla krajów o tak różnej kulturze.
Na koniec krótkie podsumowanie danych statystycznych pokazujących Grecję w 2008 roku a Grecję dziś po reformach narzuconych przez UE i MFW.
- PKB spadło o 13,5%
- Giełda (ASE) spadła o 83%
- Liczba osób zatrudnionych spadła z 4,6 mil do 3,75 mil (spadek o 18%)
- Stopa bezrobocia wzrosła z 8 % do 26%. Bezrobocie wśród osób poniżej 25 roku życia wynosi 58%.
- Dług publiczny wzrósł z 106% do 185%
Trader 21
Niezależny Portal Finansowy
lukoma
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
js.jacekstanisz
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
trader21
.
Co do Francji to ich problemy dopiero się zaczynają. 3 niewypłacalne banki francuskie (BNP Paribas, Sociate Generale i Credit Agricole) są technicznymi bankrutami. Ratuje ich chwilowo wykup bezwartościowych papierów przez EBC po ich nominalnej cenie. Rząd Francji nie ma możliwości ich uratować bo razem są ponad 3 krotnie większe niż PKB Francji.
Włochy mają bezrobocie wśród osób do 25 roku życia na poziomie 36%. Wprowadzono już 4% podatek od aktywów, a CIT urósł do 50%. Sytuacja fiskalna Włoch jest podobna jak z banków francuskich. Gdyby EBC nie skupił ich obligacji to byliby w takiej sytuacji jak Grecja 7-8 miesięcy temu. Dodatkowo nas premier z min. finansów obarczyli każdego z nas rachunkiem na 600 zł aby Włochy mogły taniej pożyczać i także nie wiem co im za to obiecano :-)
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00