Rekordowa cena złota!
 

Ostatnie tygodnie przyniosły wyraźny wzrost notowań złota. Zdajemy sobie sprawę, że królewski metal był już na podobnych poziomach kilka razy w ostatnich latach. Warto jednak zauważyć, że cena złota przebiła wczoraj 2140 USD za uncję i jest to rekord.
 


 

Z czego wynika wzrost notowań kruszcu? Można tutaj wymienić przynajmniej kilka czynników. Po pierwsze rynek spodziewa się, że FED w końcu zacznie obniżać stopy procentowe w drugiej połowie tego roku. Jednocześnie w ostatnich tygodniach pojawiały się dane o inflacji wyższej niż oczekiwano. Takie otoczenie sprzyja notowaniom złota.

Ważny jest również fakt, że Stany Zjednoczone cały czas potężnie zwiększają swoje zadłużenie. W tym roku na rynek trafi ogromna ilość obligacji USA, a tymczasem wielu ważnych kupców z ostatnich lat wyprzedaje obecnie ten dług. Robią tak Chiny, ale to samo robi również FED, czyli bank centralny USA. Skąd więc pochodzi popyt? Spora część tego popytu pochodzi z funduszy rynku pieniężnego, ale te środki stopniowo się kończą. W związku z tym rynek może mieć obawy czy znajdą się chętni na dług, który pojawi się w kolejnych miesiącach.

Niepewność jest też wzmacniana za sprawą wydarzeń geopolitycznych. W Stanach Zjednoczonych zanosi się na zmianę prezydenta, co może wpłynąć na politykę zagraniczną mocarstwa (np. ograniczenie pomocy dla Ukrainy). W Europie ze strony niektórych przywódców (np. Macron) pojawiają się pomysły wysłania wojsk na Ukrainę. Jednocześnie trwa rywalizacja na linii USA – Chiny, choć obie strony starają się nie przedstawiać tego w takich barwach. Wszystko to sprawia, że sytuacja na świecie jest coraz bardziej napięta, a to zawsze sprzyja notowaniom złota.

Dodatkowo kolejne kraje wpadają w recesję, a słabość gospodarcza jest widoczna gołym okiem zwłaszcza w przypadku Niemiec.

Pisząc o rekordowych notowaniach złota trzeba jednak zwrócić jeszcze uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze – mowa o cenie w ujęciu nominalnym. Jeśli uwzględnimy inflację to szybko okaże się, że złoto było kilkadziesiąt procent droższe na początku lat 80-tych. Pokazuje to jednocześnie, że metal wciąż ma spory potencjał do wzrostu.

Po drugie, cena dolarowa wciąż ustalana jest na podstawie giełdy Comex, gdzie operuje się papierowymi certyfikatami na złoto. Największe banki mają możliwość manipulowania ceną metali szlachetnych, co zresztą miało już miejsce wielokrotnie. Istnieje całkiem realna szansa, że w najbliższych tygodniach ponownie będziemy świadkami zaniżania notowań złota.

Jeśli jednak cena za uncję na trwałe przebije poziom 2200 USD, to będzie to naszym zdaniem oznaczało początek wyraźnych wzrostów, na czym zyskają również spółki wydobywcze.

 

Szalony rajd Bitcoina
 

Luty okazał się bardzo dobrym miesiącem dla kryptowalut. Bitcoin zyskał w tym czasie blisko 44%. Był to 6-ty miesiąc wzrostów BTC z rzędu. Dla osób, które nie śledzą tego rynku należy wspomnieć, że jest to efekt uruchomienia szeregu ETF-ów na Bitcoina (m.in. takich gigantów jak BlackRock czy Fidelity), które rozpoczęły swój handel 11 stycznia bieżącego roku. Od tego momentu do funduszy napłynęło 7,35 mld USD. Aby uzmysłowić Wam jak duży popyt panuje na tym rynku posłużymy się tutaj statystykami z ostatniego tygodnia lutego. Okazuje się, że ETF-y zakupiły ponad 30 tys. Bitcoinów, podczas gdy ich produkcja w tym czasie wyniosła nieco ponad 6 tys.
 


twitter.com
 

Dodatkowo możemy zauważyć również jedną bardzo ważną rzecz. Z danych przedstawionych przez Bloomberga wynika, że duży napływ do ETF-ów BTC odbywa się w momencie, kiedy obserwujemy duży odpływ środków z ETF-ów na złoto. Czy w takim razie inwestorzy wybrali Bitcoina ponad żółty kruszec? Jednoznacznie nie możemy tego stwierdzić jednak wydaje nam się, że takie zachowanie inwestorów nie jest tutaj przypadkowe. Bitcoin może być traktowany jako kolejna, obok złota, alternatywa dla dolara. Z tą różnicą, że oferuje możliwość wypracowania dużo większego zysku.
 


 

Jakie widzimy dalsze perspektywy dla tego rynku?
 


twitter.com
 

Jesteśmy coraz bliżej halvingu, który ma mieć miejsce w połowie kwietnia bieżącego roku. Jeśli nie wiecie co to jest halving, to zachęcamy do przeczytania naszego artykułu Świetny rok w wykonaniu Bitcoina! Czy hossa dopiero się zaczyna?”.

Wydarzenie to w poprzednich cyklach było katalizatorem dużych wzrostów kryptowalut co najwyraźniej powoduje FOMO (strach przed przegapieniem hossy) nie tylko wśród inwestorów detalicznych, ale i instytucji. Widzimy to po bardzo dużych napływach środków do ETF-ów a także samej cenie Bitcoina.

Należy zwrócić uwagę na jeszcze jedną bardzo istotną rzecz. Fundusze, o których wspominamy wyżej w zdecydowanej mierze kupują Bitcoiny na rynku OTC (over the counter), czyli poza tradycyjnym obiegiem. Takie transakcje dokonywane są po z góry określonej cenie, a co bardziej istotne nie mają one bezpośredniego wpływu na cenę BTC na giełdach. Z danych onchain okazuje się, że na tym rynku zaczyna brakować Bitcoinów. Oznacza to, że zakupy jakich będą musiały dokonywać fundusze przeniosą się na tradycyjne giełdy kryptowalutowe, co może dodatkowo wpłynąć na duży popyt na BTC.

Obecnie jesteśmy bardzo blisko nowego ATH a na rynku panuje skrajnie pozytywny sentyment. Oprócz wskaźnika „Fear & Greed Index” możemy to również stwierdzić po bardzo dużych wzrostach jakie widzieliśmy podczas ubiegłego weekendu na tzw. memcoinach – kryptowalutach, które często nie przestawiają żadnej wartości, nie mają żadnego zastosowania a ich wzrosty polegają po prostu na manii.
 


 

Patrząc na to wszystko w dłuższej perspektywie uważamy, że halving oraz malejąca podaż Bitcoina doprowadzi do dalszych wzrostów tego aktywa, natomiast w krótszym terminie bardzo możliwa jest korekta, która nieco oczyściłaby rynek z nadmiernej chciwości.

 

Czy szykuje się eskalacja konfliktu na Ukrainie?
 

Pod koniec lutego w Paryżu odbyło się spotkanie ponad 20 delegacji państw w sprawie wsparcia dla Ukrainy. Wydarzenie to zapoczątkowało ożywioną dyskusję w wielu europejskich stolicach, gdyż okazało się, że oprócz pomocy czysto zbrojeniowej (dostarczenie niezbędnej amunicji oraz sprzętu) pojawił się również wątek wysłania żołnierzy z krajów Europy Zachodniej i Środkowej na ukraiński front. Jak poinformował gospodarz spotkania Emmanuel Macron, nie było konsensusu w tym temacie.

Swoimi odczuciami podzielił się też premier Słowacji Robert Fico, który przekazał mediom, że na spotkaniu w ogóle nie została poruszona kwestia pokoju, a jedynie rozwiązania militarne. Przypomnijmy, że Fico razem z Viktorem Orbanem (premier Węgier) to dwaj premierzy, którzy są bardziej przychylnie nastawieni do Rosji i bardzo mocno podkreślają potrzebę pokojowego rozwiązania sytuacji. Według Fico, jeśli obecna polityka będzie kontynuowana to za 2 lata będziemy dokładnie w tej samej sytuacji tylko z nieporównywalnie większą liczbą ofiar po obu stronach konfliktu. Według niego takie działanie to prosta droga do 3-ciej Wojny Światowej.

Co wiemy o potencjalnym wysłaniu wojsk na Ukrainę? Ze słów premiera Słowacji wynika, że miałoby to odbyć się na podstawie dwustronnych umów a zakres działań nie został jasno sprecyzowany.

Chcemy w tym miejscu zwrócić uwagę na kluczowy fakt. Te informacje nie mówią o wejściu całego NATO na Ukrainę. Dotyczą jedynie wybranych krajów. Jeśli Polska wzięłaby w tym udział, to byłoby to wejście do wojny wspólnie z wybranymi krajami sojuszniczymi, najprawdopodobniej bez udziału wielu kluczowych partnerów z USA na czele. Trudno o przykład głupszej decyzji w momencie, kiedy ewidentnie powinniśmy skupić się na wzmacnianiu zdolności obronnych. Polska przekazała ogromną ilość sprzętu Ukrainie i teraz te braki trzeba nawiązką nadrobić. To powinien być nasz główny cel, a nie wychodzenie przed szereg i zaangażowanie żołnierzy na Ukrainie.

Plusem w kontekście tej sytuacji są słowa jakie wygłosił premier Donald Tusk na ostatnim spotkaniu Grupy Wyszehradzkiej w Pradze. Powiedział, że „Polska nie przewiduje wysłania swoich oddziałów na teren Ukrainy”. Z drugiej strony niepokoi kolejne stwierdzenie: „Uważam, że nie powinniśmy spekulować o przyszłości, czy zdarzą się takie okoliczności, które zmienią to stanowisko”.

Przypomnijmy również, że na konferencji jaką udzielił Tusk kilka dni wcześniej powiedział o potrzebie pełnej solidarności narodu polskiego z ukraińskim a także, że wyzwania przed jakimi stoi Polska są pierwszymi tego rodzaju od kilkudziesięciu lat.

Mamy nadzieję, że polskie władze zrobią wszystko, aby nie wciągnąć Polski do obecnie toczącego się konfliktu, a obecny czas wykorzystają w głównej mierze do wzmocnienia naszej obronności.

 

Gospodarka niemiecka w recesji
 

Każdy kto choć trochę śledzi sytuacje ekonomiczną na świecie zapewne wie, że ostatni rok nie był łaskawy dla Niemiec. Jak podaje tamtejszy urząd statystyczny, na skutek wielu czynników negatywnie oddziałujących na niemiecką gospodarkę, skurczyła się ona o 0,3% w 2023 roku. Tak zła sytuacja ma być pokłosiem słabego popytu światowego, wysokiej inflacji oraz braku taniego rosyjskiego gazu. Co gorsza jak wynika z wszelkich danych oraz prognoz, rok 2024 nie zapowiada się znacząco lepiej. Z ankiety przeprowadzonej przez Instytut Niemieckiej Ekonomii wynika, że spośród 47 niemieckich stowarzyszeń przemysłowych w których skład wchodzi blisko 9 tys. firm, aż połowa prognozuje spadek produkcji w ich branży, a kolejne 15 z nich przewiduje, że produkcja pozostanie na poziomie z 2023 roku. Dodatkowo 22 z nich zapowiedziały spadek inwestycji. Jak możemy przeczytać gorszy sentyment panował jedynie podczas kryzysu finansowego z 2009 roku.

Problemy niemieckiej gospodarki to złożony temat. Wydaje się, że najważniejszym z nich jest cena energii. Przypomnijmy, że Niemcy zrezygnowały z korzystania i rozwoju energii jądrowej na rzecz taniego gazu z Rosji na czym chciały budować swoją pozycję. Po ataku Rosji na Ukrainę oraz sankcjach jakie nałożył Zachód na Rosję, ceny gazu poszybowały w górę co doprowadziło do kryzysu energetycznego w Niemczech. Wysokie ceny gazu dławiły nie tylko przemysł, ale również gospodarstwa domowe. Nawet w tym momencie, gdzie wydaje się, że sytuacja została w znacznym stopniu opanowana to średnia cena energii elektrycznej w Niemczech jest dużo wyższa od średniej płaconej w Europie - 0,47 EUR/kWh względem 0,32 EUR/kWh. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda, jeśli porównamy ją z ceną jaką płacą za swoją energie Chińczycy - 0,10 EUR/kWh. Jak więc niemieckie firmy mają konkurować z produktami chińskimi bądź choćby europejskimi?

Jak podaje niemiecki minister gospodarki Robert Habeck, kolejnym wyzwaniem ma być tutaj rynek pracy. W Niemczech brakuje 700 tys. wykwalifikowanych specjalistów a pozyskanie ich nie jest proste. Okazuje się, że owi specjaliści niechętnie chcą przyjeżdżać do Niemiec a nawet jeśli przyjadą to szybko emigrują. Ma być to związane z tym, że nie czują się tam zbyt mile widziani a także ma na nich ciążyć nadmierna biurokracja. Ręce do pracy mogłyby być spokojnie pozyskane z lokalnego rynku, gdyż w Niemczech jest ok. 2,6 mln bezrobotnych, jednak brakuje im kwalifikacji a co gorsza nie wykazują oni nawet chęci, aby takie kwalifikacje zdobyć. Wydaje się, że powód jest dość oczywisty - wysokie zasiłki socjalne, które obniżają motywację do podjęcia działań. W takim wypadku widzimy coraz większy odpływ biznesów z Niemiec do innych państw, gdzie dostęp do specjalistów jest zdecydowanie prostszy.

Jeśli mówimy o problemach Niemiec to nie możemy zapomnieć także o bardzo trudnej sytuacji na rynku nieruchomości. Wysoka inflacja z jaką borykał się cały świat nie ominęła również naszych zachodnich sąsiadów. Na jej skutek stopy procentowe mocno wzrosły w krótkim czasie, a to z kolei odbiło się na znaczącym wzroście odsetek od długu zarówno dla zwykłych obywateli, jak i deweloperów, którzy nie zakładali takiego scenariusza. Wysokie koszty zadłużenia odstraszają też wiele osób, które chciałyby teraz zaciągnąć kredyt na dom. W ten sposób popyt spada jeszcze mocniej. Na skutek tej sytuacji w Niemczech bankrutują deweloperzy, którzy działali na tym rynku od lat. Obecnie branża budowlana zabiega o wsparcie rządu.

Zła sytuacja Niemiec nie wróży nic dobrego dla Polski. Ostatecznie mówimy tutaj o kraju, który jest dla nas kluczowym partnerem gospodarczym. Trudne warunki w Niemczech rzutują również na sentyment wyborców, którzy coraz częściej szukają alternatywy dla głównych partii. Jak wynika z sondaży na poparciu zyskują tutaj ugrupowania antyunijne oraz prorosyjskie co w dłuższej perspektywie może się okazać niekorzystne dla Polski. Wydaje się, że najlepszym scenariuszem dla naszego kraju byłaby sytuacja, w której bardziej umiarkowani niemieccy politycy idą w końcu po rozum do głowy i robią wszystko, aby dać oddech tamtejszej gospodarce. Mamy tutaj na myśli chociażby rezygnację z idiotycznej decyzji dotyczącej odejścia od atomu. Lepsza koniunktura w Niemczech (bez zacieśniania relacji z Rosją) byłaby korzystna dla całej Europy, a przy okazji pozwoliłaby uniknąć skrajnych nastrojów w społeczeństwie. A takie nastroje w przeszłości już miały miejsce i przynosiły tragiczne skutki.

 

Europejski Portfel Tożsamości Cyfrowej, czyli kolejna teoria spiskowa, która staje się faktem
 

29 lutego 2024 roku Parlament Europejski zatwierdził przepisy eIDAS 2.0, na mocy, których państwa wspólnoty zobowiązane są do wdrożenia europejskiego portfela tożsamości cyfrowej (European Digital Identity Wallet – EDIW).

Jeśli ktoś z Was pierwszy raz o słyszy o EDIW to najprościej mówiąc ma być to cyfrowy odpowiednik naszego dowodu osobistego, przechowywany np. na telefonie. Tak naprawdę będzie to konto w instytucji rządowej bądź prywatnej wynajętej przez rząd, zawierające praktycznie wszystkie informacje na nasz temat. W tym momencie czy to bank, czy służba zdrowia posiadają swoje bazy danych, które nie są ze sobą powiązane. EDIW ma to zmienić. Za jego pomocą dojdzie do centralizacji wszystkich takich baz danych a w efekcie nasze konto będzie zawierało wszelkie informacje na nasz temat – od wizyty u lekarza specjalisty poprzez wykaz naszych płatności.

Cyfrowa tożsamość przedstawiana jest jako duże ułatwienie dla obywateli. Za jej pomocą mamy dokonać identyfikacji osobistej, otworzyć konto w banku, złożyć zeznanie podatkowe, będziemy mogli podróżować bez zbędnych dokumentów, czy też będziemy mieli zebrane wszelkie informacje medyczne w jednym miejscu. Aplikacja ma być używana praktycznie do wszystkich procedur w których potrzebne są jakiekolwiek dane na nasz temat.

W Europie odpowiedzialnym za ten projekt jest komisarz Thierry Breton, który w listopadzie 2023 roku dumnie ogłaszał na swoim Twitterze zawarcie porozumienia odnośnie przyszłości EDIW w Europie. Problem polega na tym, że Thierry to komisarz, który głosował za cenzurowaniem Internetu w Unii Europejskiej a także nawoływał do zablokowania Twittera na terenie wspólnoty. To ten sam człowiek, który z dumą ogłaszał stworzenie paszportu cyfrowego podczas C-19. Powstaje zatem zasadnicze pytanie. Jaki jest prawdziwy cel wprowadzenia cyfrowej tożsamości? Czy w takim razie owa aplikacja posłuży nam do ułatwienia codziennego życia, czy bardziej zostanie wykorzystana jako furtka dla globalistów do wprowadzenia ograniczeń?

Przypomnijmy tylko, że wspomniana cyfrowa tożsamość jest elementem ułatwiającym wprowadzenie w przyszłości kolejnych rozwiązań rodem z totalitarnego państwa. Mowa chociażby o CBDC (waluty cyfrowe banków centralnych), które z kolei będą narzędziem do wprowadzania takich wynalazków, jak systemy punktowania obywateli (niezależnie od tego czy byłby to social scoring jak w Chinach czy system typowo skupiający się na śladzie węglowym).
 


 

Jak w takim razie wyglądają kolejne kroki z wprowadzeniem EDIW?

W ciągu kolejnych 30 miesięcy (szacunkowo koniec 2026 roku) państwa członkowskie mają obowiązek zapewnienia tożsamości osobom fizycznym i prawnym, zgodnie z określonym standardem, oraz mają udostępnić EDIW dla swoich obywateli.

W ciągu kolejnych 12 miesięcy (koniec 2027) prywatne firmy mają dostosować się i zaakceptować EDIW. Do upoważnionych podmiotów z branży prywatnej mają należeć m.in. usługi bankowe i finansowe, duże platformy internetowe, podmioty zapewniające infrastrukturę cyfrową, energię, transport, usługi pocztowe, zdrowie, edukacja.

Pomimo tego, że ciągle utrzymywane jest, że adopcja EDIW ma być dobrowolna, to niestety mamy uzasadnione obawy, że politycy nie zawsze rozumieją “dobrowolność” w taki sposób, w jaki pojmują ją zwykli ludzie. Widzieliśmy to już w przypadku paszportów covidowych.

 

Independent Trader Team