Zaognienie sytuacji na linii USA – Chiny
 

Inwestorzy przez kilka miesięcy słuchali opowieści o tym, jak wspaniale układają się negocjacje handlowe Stanów Zjednoczonych i Chin. Ostatecznie w maju rzeczywistość brutalnie zweryfikowała bajki opowiadane przez polityków.

Zaczęło się od tweetów Donalda Trumpa. Amerykański prezydent wysłał dwie wiadomości w których poinformował m.in. o podniesieniu ceł na chińskie produkty o wartości 200 mld USD, z 10% na 25%. Wcześniej wspomniana podwyżka była odkładana, a większość inwestorów uważała, że w ogóle do niej nie dojdzie.

To, co działo się w pierwszym dniu po komunikacie Trumpa, opisywaliśmy w naszej relacji live.

W kolejnych dniach rynek akcji najpierw znacząco stracił, a później stopniowo odrabiał. Ostatecznie w ciągu tych 2 tygodni, które minęły od ostrego ciosu ze strony Trumpa, giełda w Szanghaju straciła mniej więcej 7%, z kolei indeks S&P 500 w USA spadł o 3%.

Ostatnie spokojniejsze dni nie oznaczają jednak, że na linii Stany Zjednoczone – Chiny mamy do czynienia z normalizacją stosunków. Obie strony zapowiedziały już kolejne podwyżki ceł.

Z kolei w niedzielę światem wstrząsnęła informacja o tym, że Google zerwał współpracę z chińskim koncernem Huawei. Obecni użytkownicy sprzętu azjatyckiego giganta nie odczują z tego powodu większej różnicy – zostaną co prawda odcięci od aktualizacji Androida, ale wciąż będą mieć dostęp do produktów Google typu Gmail czy YouTube. Ten dostęp nie będzie jednak dostępny dla nowych użytkowników sprzętu Huawei.

Wygląda na to, że jest to jedna z pierwszych sytuacji, kiedy wojną handlową bardzo silnie zainteresują się nie tylko osoby obserwujące rynki finansowe czy świat polityki.

Jeśli chodzi o perspektywy dla rynku akcji to całe zamieszanie póki co znacznie mocniej odbija się na Chinach i innych krajach EM, niż na Stanach Zjednoczonych. Pamiętajmy jednak, że z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w zeszłym roku. Wówczas we wrześniu, w mailu do naszych klientów pisaliśmy, że „albo reszta świata zacznie odrabiać straty, albo USA doczeka wstrząsu na giełdzie”. Tak też się stało, już kolejny miesiąc przyniósł ostre spadki.

Obecnie nasze spojrzenie jest podobne. Osłabienie gospodarcze na rynkach wschodzących nie może pozostać bez wpływu na Stany Zjednoczone.

 

Amerykanie ostrzegają przed konfliktem w Zatoce Perskiej
 

Napięcia pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Iranem przybierają na sile. Tylko w ostatnich dniach Amerykanie wykonali kilka znaczących ruchów:

- przerzucili w rejon Zatoki Perskiej część swoich sił, w tym lotniskowiec USS Abraham Lincoln oraz bombowce B-52,

- polecili swojemu personelowi wycofać się z Iraku,

- poinformowali linie lotnicze o niebezpieczeństwie związanym z lotami w regionie Zatoki Perskiej.

W mediach dominują głównie buńczuczne wypowiedzi polityków z obu stron. Obserwując stronę amerykańską trudno nie odnieść wrażenia, że na wojnie z Iranem nie zależy prezydentowi Trumpowi, ale jego doradcom – mamy na myśli głównie Johna Boltona oraz Mike’a Pompeo.

O ich determinacji do wszczęcia wojny z Iranem pisaliśmy zresztą już w prasówce z lipca 2018 roku.

Cytat z tamtego artykułu:

„Dodajmy jeszcze, że w ostatnich miesiącach dwa ważne stanowiska w otoczeniu Trumpa padły łupem Johna Boltona i Mike’a Pompeo. Obaj znani są jako gorący zwolennicy zmiany rządu w Teheranie.”

Przypomnijmy, że pogorszenie relacji USA – Iran zaczęło się od wypowiedzenia przez Amerykanów tzw. umowy nuklearnej, która zabraniała rządowi w Teheranie kontynuacji prac nad bronią jądrową. Stany Zjednoczone podjęły tą decyzją pomimo, że Iran trzymał się zawartej umowy! Następnie Amerykanie zdecydowali się odciąć Iran od możliwości sprzedawania ropy (wpływy z surowca są kluczowe dla gospodarki Iranu).

Pamiętajmy, że Iran jest na Bliskim Wschodzie traktowany jako lokalne mocarstwo i naturalny wróg Izraela. Z kolei Izrael ma potężny wpływ na politykę zagraniczną USA, o czym Polacy od kilku miesięcy przekonują się przy okazji wezwań do zadośćuczynienia tzw. roszczeniom żydowskim.

Co sprawiło, że akurat na początku maja relacje USA – Iran uległy znacznemu pogorszeniu? Powodów może być kilka, natomiast naszą uwagę przykuł wątek syryjski. Otóż władze USA cały czas dążą do osłabienia przywódcy Syrii. Aby zdestabilizować sytuację w tym kraju, Stany Zjednoczone uniemożliwiają innym państwom sprzedaży ropy Syryjczykom (przypomina się operacja przeciw Wenezueli opisana przez nas kilka dni temu TUTAJ).

Trudności z zakupem ropy doprowadziły Syrię do bardzo trudnej sytuacji. Pod koniec kwietnia produkcja ropy w tym kraju wynosiła jedynie 24 tys. baryłek dziennie, przy potrzebach szacowanych na co najmniej 136 tys. baryłek na dzień. Dodajmy, że przed wojną Syria była niezależna energetycznie, dopiero zniszczenia w efekcie działań wojennych ograniczyły produkcję ropy w tym kraju.

Z kolei na początku maja pojawiła się informacja o dostarczeniu przez Iran miliona baryłek ropy naftowej do Syrii. Wspomniany transport doprowadził do chwilowej poprawy sytuacji w kraju rządzonym przez Baszara Al-Assada.

Być może na tym właśnie polegał grzech Iranu – zdecydowano się dostarczyć ropę naftową do niezależnego i gnębionego przez USA kraju. To działanie wbrew obecnym standardom demokracji, które polegają na tym, że każdy kraj powinien zrzec się swojej niezależności i wybrać władze słuchające poleceń z Waszyngtonu.

 

Nowy ETF z ekspozycją na rynek uranu
 

Kilka miesięcy temu pisaliśmy o tym, że jedyny ETF dający ekspozycję na rynek uranu (ticker URA) przestał być godnym uwagi aktywem. Z jego portfela wycofano niektórych producentów surowca, a w ich miejsce dodano wiele firm luźno powiązanych z tą branżą, np. zajmujących się budową reaktorów.

W efekcie inwestorzy chcący skorzystać ze zbliżającego się odbicia w tej branży, zmuszeni zostali do wybierania poszczególnych spółek, co zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem. Zwłaszcza jeśli ktoś ma ograniczony budżet i może wybrać tylko jednego producenta uranu.

Być może teraz sytuacja zmieni się na lepsze. Na giełdzie zadebiutował ETF HURA, w którego skład wchodzą wyłącznie producenci uranu. Koszty obsługi to 0,75% rocznie, co jest wartością akceptowalną.

Po stronie minusów należy zapisać fakt, że ETF denominowany jest w dolarze kanadyjskim. Zatem przy zakupie i sprzedaży ponosimy koszty wynikające z przewalutowania.

Póki co, HURA jest obecny na rynku od kilku dni. My nie zamierzamy rezygnować z wybranych spółek, natomiast liczymy na to, że już wkrótce pojawi się na rynku podobny ETF, ale już denominowany w dolarze amerykańskim.

 

Wielka Brytania: Przechodzień ukarany za unikanie kamer
 

Na ulicach Londynu pojawiły się specjalne vany. Przewożą one kamery z systemami rozpoznawania twarzy. Wizerunek każdego przechodnia jest automatycznie porównywany z twarzami poszukiwanych kryminalistów.

Kilka dni temu we wschodnim Londynie trafił się przechodzień, który był na tyle bezczelny, żeby zakryć twarz. Za swoje nieposłuszeństwo został ukarany mandatem w wysokości 90 funtów (ponad 400 złotych).

Do tej pory o systemach rozpoznawania twarzy słyszeliśmy głównie w kontekście Chin. Nie dziwi nas jednak fakt, że Big Brother w realnym życiu wprowadzany jest również w Europie. Ostatecznie społeczeństwa na Zachodzie w kilku ostatnich dekadach przeszły solidne pranie mózgów i całkowite poddaństwo mają już we krwi. Dlatego też system rozpoznawania kamer na ulicach wielkich miast bulwersuje już tylko niewielką grupę osób.

Pojawia się tylko jedno pytanie: co jeśli wszyscy Ci poszukiwani kryminaliści zaczną ubierać burki? Władze Wielkiej Brytanii będą miały do wyboru jedno z dwóch rozwiązań: przyznać, że zostali łatwo przechytrzeni bądź też zakazać noszenia burek. Wybór drugiej opcji mógłby wywołać niemałą złość muzułmanów, którzy na ulicach niektórych brytyjskich miast starają się narzucać własne normy.

 

Przypadek Gazpromu dowodem na nieracjonalność inwestorów
 

Po dłuższym okresie, kiedy akcje Gazpromu wahały się w przedziale od 4 do 5 USD, nagle wartość rosyjskiego koncernu na giełdzie wzrosła o ponad 20%! Odnosiliśmy się do tej sytuacji na naszym Facebooku. Na wszelki wypadek wklejamy nasz komentarz także tutaj:

„Do tej pory Gazprom co roku wypłacał dywidendę, która wahała się od 4% do 8%. Pomimo bardzo atrakcyjnych wskaźników (p/e = 4, p/bv = 0,3) spółka nie wzbudzała większego zainteresowania inwestorów. Wartość jednej akcji najczęściej wahała się między 4 USD a 5 USD. Aż do 14 maja, kiedy to koncern powiadomił o znacznym podniesieniu dywidendy. Akcje natychmiast wybiły o 20%!

Gazprom oczywiście zasłużenie spotkał się ze wzrostem zainteresowanie inwestorów, ale pytanie brzmi: czy w przypadku tej spółki w ostatnich dniach cokolwiek się zmieniło? Zastanówmy się.

Dywidenda to zysk spółki, którym dzieli się ona z akcjonariuszami. Gazprom kilka dni temu ogłosił, że wypłaci większą dywidendę niż zazwyczaj. Cały czas mówimy jednak o środkach, które spółka już posiadała, co było widoczne w raportach finansowych oraz na wszystkich możliwych stronach pokazujących dane finansowe. Rynek wiedział o dobrej sytuacji finansowej firmy, a jednak nie reagował.

Kiedy tylko rosyjski koncern ogłosił, że wypłaci wyższą dywidendę, natychmiast przyciągnął uwagę inwestorów. Z drugiej strony te same pieniądze Gazprom mógł spożytkować np. na przejęcie dobrze rozwijającej się spółki, co poprawiłoby jego długoterminowe perspektywy. Wygląda na to, że wówczas inwestorzy nie rzuciliby się na akcje Gazpromu.

Ten przykład znakomicie pokazuje jak nieracjonalne są działania inwestorów. Dodajmy w tym miejscu, że Gazprom najprawdopodobniej pozostanie niedowartościowaną spółką. Dlaczego? Wokół rynków finansowych utrzymuje się narracja zgodnie z którą inwestowanie na rosyjskim rynku jest skrajnie niebezpieczne. Naszym zdaniem bardzo tanie akcje rosyjskie to bezpieczniejszy wybór niż bardzo drogie akcje amerykańskie. Wskazuje na to zarówno czysta kalkulacja, jak i wszelkie możliwe analizy oparte na danych historycznych. Pokazują one, że niska wycena danej giełdy zapowiada wysokie zwroty w kolejnych latach. Tymczasem Rosja to najtańszy rynek świata.”

 

Zespół Independent Trader