Sri Lanka: Władze były ostrzegane o nadchodzących zamachach


W 2015 roku Trader21 udzielił wywiadu zatytułowanego „Drugie dno ataków terrorystycznych”. Stwierdził wówczas m.in. że w przypadku zamachów bardzo często porusza się jedynie kwestię ofiar i zamachowców. Rzadko zdarza się, by ktoś próbował spojrzeć na temat szerzej i zauważyć, że za zamachowcami stoją ich sponsorzy, którym zależy na ofiarach i straszeniu społeczeństwa. Często zdarza się, że politycy nie przeszkadzają nawet w zamachach we własnym kraju, o ile pozwoli im to umocnić swoją władzę. Nie chodzi tylko o poparcie, ale również o możliwość wprowadzania ustaw zwiększających poziom inwigilacji społeczeństwa.

Zdanie Tradera21 z pewnością zostanie odrzucone przez większość. Tymczasem właśnie mamy do czynienia z kolejnym atakiem terrorystycznym, który zdaje się potwierdzać jego słowa.

W trakcie Świąt Wielkanocnych na Sri Lance doszło do ataków terrorystycznych. Bomby wybuchały w kościołach i hotelach. Zginęło ponad 350 osób.

Bardzo szybko okazało się, że władze Sri Lanki były ostrzegane przed zamachami. Premier Ranil Wickremesinghe stwierdził, że trzeba będzie sprawdzić dlaczego nie podjęto odpowiednich działań zapobiegawczych. Z kolei prezydent Maithripala Sirisena zażądał rezygnacji osób, które otrzymały z rąk agentów Indii ostrzeżenia o atakach na trzy tygodnie przed tragedią, a jednak nie przekazały ich dalej.

Innymi słowy: ktoś odpowiedzialny za bezpieczeństwo miał informacje o nadchodzących atakach, a jednak nie zrobił wszystkiego co można, by im zapobiec. Wersja alternatywna: władze wiedziały o wszystkim i postanowiły zrzucić odpowiedzialność na poszczególnych urzędników.

Jeżeli ktoś dalej nie wierzy, że w przypadku większości ataków terrorystycznym mamy do czynienia z drugim dnem, to polecamy przeczytać co Hillary Clinton mówiła o wsparciu dla Państwa Islamskiego ze strony sojuszników USA.

Na koniec zadajmy sobie pytanie: skoro inwigilacja wobec obywateli jest potężna, a do zamachów jednak dochodzi, to czy potrzebujemy coraz bardziej restrykcyjnego prawa? Czy ujawniając politykom wszystko na nasz temat, stajemy się bezpieczniejsi?

 

Ciekawa sytuacja na rynku surowców rolnych


Temat surowców rolnych został już rozpoczęty w komentarzach. Przewijał się tam przede wszystkim wątek pszenicy. W przypadku tego surowca negatywny wpływ na produkcję będzie miała niedawna powódź w USA oraz susze w Chinach. Media nie poświęcają tym wydarzeniom zbyt dużo miejsca, za to chętnie informują o obfitych zbiorach w Niemczech czy Rosji.

Pomimo problemów w USA i Chinach, cena pszenicy w ostatnich tygodniach spadła. Jednocześnie commercials (najlepiej zorientowana grupa inwestorów) są nastawieni na wzrost ceny tego surowca. Poniżej wykres pszenicy za ostatnie 5 lat. Pozycja netto commercials widoczna jest na czerwono pod wykresem.

Commercials po raz ostatni byli tak dobrze nastawieni do pszenicy w styczniu 2018 roku.

W przypadku tej inwestycji problemem jak zwykle jest contango, które wynosi 15%. Innymi słowy: pszenica powinna odbić się najpóźniej 2-3 miesiące po naszej inwestycji, inaczej bardzo trudno będzie wypracować zysk.

Surowce rolne to nie tylko pszenica. Tak się składa, że również w przypadku kilku innych surowców z tej grupy, mamy do czynienia z dość niskimi cenami, dobrym nastawieniem commercials oraz, co ważne, sporym pesymizmem. Poniżej tabela poziomu optymizmu wobec różnych aktywów. Wskaźnik powyżej 70 oznacza bardzo wysoki optymizm, z kolei poniżej 30 – skrajny pesymizm.

Na czerwono zaznaczyliśmy surowce rolne.

Jak widać, przewaga optymistów dotyczy tylko wieprzowiny i wołowiny – ich ceny rosną głównie ze względu na pomór świń w Chinach.

W pozostałych przypadkach mamy do czynienia z negatywnymi nastrojami. Mniej niż 30% inwestorów przewiduje wzrosty kukurydzy, kawy, soi, pszenicy i soku pomarańczowego. W przypadku części z tych surowców jesteśmy prawdopodobnie blisko dołków.

 

W USA zamknięto już więcej sklepów niż w całym 2018 roku


Jak wynika z raportu Coresight Research od 1 stycznia do 10 kwietnia bieżącego roku, w Stanach Zjednoczonych zamknięto 5 994 sklepy. To więcej niż przez cały 2018 rok!

Nie ulega wątpliwości, że handel online rośnie w siłę i z roku na rok wypiera z rynku handel tradycyjny, oparty na sklepach stacjonarnych. Z drugiej strony, w oparciu o ten jeden argument nie można wytłumaczyć tegorocznych statystyk.

Jakie są pozostałe powody? Przede wszystkim koszty pracy, które, jak informowaliśmy wcześniej, bardzo mocno wzrosły. W efekcie przedsiębiorstwa muszą szukać oszczędności, ograniczając liczbę placówek do tych najbardziej wydajnych lokali.

Autorzy raportu twierdzą, że handel elektroniczny będzie bardzo silnie zyskiwał w kolejnych latach. Ich zdaniem całkowita liczba sklepów zamkniętych w 2019 roku będzie oscylować wokół 12 tysięcy.

Z kolei analitycy UBS oszacowali, że handel za pośrednictwem Internetu, dziś obejmujący 16% rynku detalicznego, w 2026 roku będzie obejmował 25%. Według nich będzie to oznaczać 75 tysięcy sklepów zamkniętych do 2026 roku (w tym 20 tys. sklepów odzieżowych oraz 10 tys. sklepów z elektroniką).

 

Konserwatyzm Niemców daje o sobie znać


Często rozpisujemy się o zakupach złota ze strony banków centralnych. Jeśli piszemy o popycie ze strony obywateli to zazwyczaj w kontekście Indii – tam zakupy złota są mocno zakorzenione w kulturze.

Teraz czas nadrobić zaległości i podać statystyki dla naszych zachodnich sąsiadów.

Rezerwy niemieckiego Bundesbanku robią wrażenie – wynoszą 3370 ton i pod tym względem Niemcy są w światowej czołówce. Okazuje się jednak, że niemieccy obywatele mają jeszcze więcej złota niż Bundesbank. Z kolei łącznie w Niemczech znajduje się 8918 ton złota, czyli 6,5% globalnych rezerw.

O ile Niemcy zawalili sprawę w kwestii bezpieczeństwa na ulicach, to zdecydowanie pilnują swojego bezpieczeństwa pod kątem finansów. Świadczą o tym zakupy złota, które w mediach często jest lekceważone, a jednak:

a) Zakupy złota ze strony banków centralnych były w 2018 roku największe od 50 lat,

b) Złoto jest pierwszym aktywem przejmowanym w razie ataku na jakikolwiek kraj,

c) To właśnie złoto jest ratunkiem dla każdego portfela inwestycyjnego w warunkach wysokiej inflacji (a taka jest pożądana przez bankierów i polityków).

Zapewne zakupy złota ze strony Niemców podyktowane są także ogromną niepewnością co do Europy i samych Niemiec. Podczas recesji, przetrwanie strefy euro może stanąć pod znakiem zapytania. W takiej sytuacji cena złota znacząco wzrośnie.

 

Chiny wzmacniają wpływy w Afryce


Z informacji Spotlight Zimbabwe wynika, że Chiny przygotowują się do umieszczania w tym kraju swoich sił specjalnych. To kolejny krok w rozwijającej się współpracy obu krajów.

Mniej więcej rok temu to samo źródło informowało o tym, że Chiny zainstalowały w Zimbabwe wyrzutnie pocisków ziemia-powietrze nowej generacji. Te same, które są obecne na Morzu Południowochińskim.

Wracając do chińskich oddziałów – mają one ochraniać kopalnie dużych diamentów oraz złota.

Jednocześnie do Zimbabwe napływają miliardy dolarów pompowane przez Chińczyków w kluczowe sektory tamtejszej gospodarki: górnictwo, rolnictwo czy telekomunikację. Wszystko to oficjalnie jest częścią Nowego Jedwabnego Szlaku.

Najwyraźniej Chińczycy mają wszystko dobrze policzone i wiedzą, że takie działanie im się opłaca. Z pewnością przewidują wzrost ceny złota, a dodatkowo udzielając Zimbabwe kredytów, liczą się z tym że afrykański kraj nie będzie w stanie ich spłacić. Wtedy Pekin zażąda zapłaty w surowcach.

Z czasem może się okazać, że w ramach jednej inwestycji Chiny zdobyły wpływy na danym terytorium, zadbały o odpowiednią infrastrukturę, stworzyły bazę wojskową i zapewniły sobie dostęp do ważnych surowców.

Właśnie o takie zamiary oskarżał Chińczyków były prezydent Zimbabwe Robert Mugabe, który w czasie swoich rządów odrzucił propozycje Pekinu dotyczące ścisłej współpracy. Nie zapominajmy jednak, że sam Mugabe przyczynił się w ostatnich latach do upadku Zimbabwe. Były przywódca postawił na socjalizm oraz wywłaszczanie białych farmerów. Efektem był głód i śmierć wielu mieszkańców Zimbabwe. Ostatecznie dyktatura Mugabe dobiegła końca, a osłabiony kraj stał się łatwym kąskiem dla Pekinu.

Widząc w jaki sposób „rozegrano” sprawę Zimbabwe, obawiamy się, że sytuacja może wyglądać podobnie w przypadku RPA. Tam również obecnie stawia się na atakowanie białych farmerów, wielu z nich jest mordowanych. Wkrótce produkcja żywności trafi na barki ludzi, którzy nie mają o tym zielonego pojęcia. Wszystko skończy się klęską głodową, a później wpływy w RPA przejmie jedno z mocarstw.

 

Grecja zapożycza się po niższym koszcie niż USA


Rentowność obligacji rządowych oznacza koszt, po jakim poszczególne państwa mogą się zadłużać. Im niższa rentowność obligacji, tym mniej dany kraj płaci odsetek za pożyczone pieniądze.

Zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i prawami wolnego rynku, państwa, które mają małe znaczenie, słabą armię bądź też problemy z zadłużeniem, powinny płacić wyższe odsetki. Dlaczego? Ponieważ my jako inwestorzy, pożyczając pieniądze danemu państwu, podejmujemy większe ryzyko. Powiedzmy, że w przypadku niestabilnego kraju zgodzimy się pożyczyć pieniądze w zamian za 8% odsetek rocznie. Z kolei w przypadku silnego kraju wystarczą nam odsetki rzędu 3%.

Na takich zdrowych zasadach rynek obligacji funkcjonował przez dekady, aż do 2008 roku, kiedy to banki centralne weszły do gry mocniej niż kiedykolwiek i zaczęły skupować obligacje rządowe. Doprowadziło to do absurdalnych sytuacji. Z jedną z nich mieliśmy do czynienia w kwietniu, kiedy to rentowność 5-letnich obligacji Grecji (bankruta bez kontroli nad własną walutą) spadła poniżej 5-letnich obligacji USA (mocarstwa emitującego najważniejszą walutę).

Na wykresie rentowność greckich obligacji na biało, a amerykańskich – na niebiesko.

Jak to możliwe? Przez kilka ostatnich lat rentowność obligacji eurobankrutów (takich jak Grecja) była sztucznie zaniżana za sprawą skupowania ich długu przez Europejski Bank Centralny. W ten sposób EBC uratował, a raczej opóźnił bankructwo Grecji, Włoch czy Hiszpanii. Z kolei kwietniowy ostry spadek rentowności greckiego długu był wywołany dodatkową informacją – rządy krajów strefy euro zgodziły się na przyznanie Grecji kolejnego pakietu pomocowego w wysokości 1 mld euro.

Warto dodać, że kolejne transze kredytów dla Grecji to w rzeczywistości znęcanie się nad tym krajem. Kredytodawcy stale wymagają, aby grecki rząd zaciskał pasa, co zwiększa obciążenia greckich obywateli. Efekt jest taki, że gospodarka nie może ruszyć z miejsca, a dług w stosunku do PKB jest wyższy niż w 2011 roku (początek problemów Grecji) i wynosi już 181%.

Z perspektywy czasu wydaje się jasne, że wejście do strefy euro było złą decyzją Grecji. Po kilku latach wzrostu gospodarczego, przyszła stracona dekada. I nic nie wskazuje by miało być lepiej.

 

Ostre spadki Tesli


To nie są najlepsze tygodnie dla inwestorów zakochanych w Tesli. Notowania producenta samochodów elektrycznych spadają od kilku miesięcy, a po ogłoszeniu wyników za I kwartał 2019 cena akcji spadła do poziomów najniższych od niemal 2,5 roku.

Jeszcze w grudniu za akcję Tesli trzeba było zapłacić prawie 380 dolarów. Od tego momentu, notowania spadły o 37%.

Dodajmy, że wszystko to działo się akurat w okresie, kiedy rynek odrabiał straty (styczeń – kwiecień).

Wracając do wyników – w I kwartale 2019 roku Tesla poniosła stratę w wysokości 702 mln dolarów. Po przeliczeniu wychodzi -2,90 dolara na akcję. Oczekiwano, że strata będzie dużo mniejsza i wyniesie -1,30 dolara na akcję.

Kiedy jesienią zeszłego roku notowania koncernów motoryzacyjnych spadały, a Tesla zyskiwała, część inwestorów twierdziła, że wszystko to za sprawą rewolucji w branży. Popyt na samochody elektryczne miał zapewnić Tesli coraz lepsze wyniki. Okazuje się jednak, że jeśli gospodarka słabnie, to spadek popytu dopada także te produkty, która mają nieść za sobą coś nowego. Tym bardziej dotyczy to sektora motoryzacyjnego, który zazwyczaj jest jednym z pierwszych sygnalizujących spowolnienie gospodarcze. Ostatecznie przy pogorszeniu sytuacji finansowej, większość z nas nie zdecyduje się na zakup auta.

Oczywiście w przypadku Tesli mamy do czynienia także z innymi czynnikami. Jest ich tak dużo, że pewnie kiedyś powstanie na ich temat książka.

Nadal shortujemy Tesle, aczkolwiek nie uważamy, żeby po ostatnich spadkach otwieranie shorta miało sens.


USA: Urzędnicy mylą się na potęgę


Improper payments – w ten sposób amerykańskie prawo federalne określa płatności dokonane przez rząd:

a) Do złej osoby

b) W błędnej kwocie,

c) Z niewłaściwego powodu.

Łączna wartość takich „nieprawidłowych” płatności w USA od 2004 roku wyniosła 1,2 bln dolarów (czyli 1/3 wszystkich przychodów państwa w 2018 roku). Tylko w poprzednim roku było to 140 mld dolarów.

Dla porównania warto dodać, że wspomniane 140 mld dolarów pozwoliłoby na wybudowanie 23 murów na granicy z Meksykiem (przyjmując koszt 6 mld USD).

Skala marnotrawstwa związanego z funkcjonowaniem wielu rządowych instytucji jest często niedoceniana. Statystyki ze Stanów Zjednoczonych nie pozostawiają wątpliwości, że to dość kosztowna część funkcjonowania państwa.

Oczywiście dane nie oznaczają, że USA straciło 1,2 bln dolarów – część środków stracono, część odzyskano. Cała ta kwota wiąże się jednak z pomyłkami, które urzędnicy musieli poprawić, poświęcając na to dodatkowy czas. Za tą dodatkową pracę trzeba im zapłacić. Oczywiście płatności pochodzą z podatków reszty społeczeństwa.

Im więcej tworzy się regulacji, tym większa rola państwa i jego organów. Im większa rola państwa, tym więcej urzędników. Im więcej urzędników, tym większe koszty dla reszty społeczeństwa. Im większe koszty dla społeczeństwa, tym wolniejszy rozwój gospodarczy. Europa Zachodnia jest tego znakomitym przykładem.

 

Czy Polska powinna przyjąć euro?


Kilka dni temu Dante podrzucił w komentarzach pomysł zorganizowania większej debaty dotyczącej wad i zalet przyjęcia euro w Polsce. Byłaby to niezła okazja, aby omówić ten temat nieco szerzej, pokazać chociażby jakie efekty przyniosła polityka monetarna EBC oraz z czym może wiązać się oddanie kontroli nad walutą.

Trader21 zaproponował w tej sprawie dwa rozwiązania:

1. Jeśli miałoby to zostać zorganizowane bez pośpiechu, to Trader21 może wziąć udział w takiej debacie pod koniec czerwca lub w kolejnych miesiącach. Wszystko do dogadania. Ze swojej strony Trader21 może zaprosić do udziału w takiej debacie Roberta Gwiazdowskiego (będzie okazja porozmawiać z nim na konferencji Wall Street), a być może także 1-2 inne znane nazwiska.

2. Rozwiązanie szybsze zakłada zorganizowanie takiej debaty podczas konferencji Wall Street w Karpaczu (31 maj – 2 czerwiec). Trader21 mógłby zwrócić się z odpowiednią prośbą do organizatorów. Ewentualnie dla zwiększenia szans na debatę można zrobić akcję wysyłania maili w tej sprawie.

Część z Was może uważać, że rozwiązanie nr 1 jest lepsze, chociażby dlatego, że w debacie mogłoby wziąć udział więcej osób, także tych spoza mainstreamu. Z naszej strony możemy taką inicjatywę nagłośnić i przekonać do udziału kilka nazwisk. Potrzebny byłby jednak ktoś kto weźmie na siebie rolę organizatora.

Będą i tacy, którzy wybiorą rozwiązanie nr 2, ponieważ wówczas debata mogłaby się odbyć szybciej.

Dajcie znać w komentarzach, zobaczymy którą opcję lepiej wybrać.


Zespół Independent Trader