Partie uniosceptyczne zaliczyły kilka spektakularnych zwycięstw, jednak ich wpływ na Parlament Europejski będzie ograniczony. Z kolei w Polsce wybory zostały całkowicie zlekceważone przez najmłodszych wyborców, co miało swój wpływ na wyniki.


Duże kraje „starej” UE głosują na uniosceptyków


Zacznijmy od Francji, gdzie bunt wobec prezydenta Emmanuela Macrona utrzymuje się od dłuższego czasu, co widać po regularnych protestach „Żółtych kamizelek”. Niezadowolenie społeczeństwa znalazło swoje odzwierciedlenie w wynikach wyborów. Uniosceptyczny Front Narodowy dowodzony przez Marine Le Pen zwyciężył, zdobywając ponad 24% głosów.

Oczywiście jest to porażka Macrona, natomiast same wyniki nie stanowią jakiegoś wielkiego przełomu. Front Narodowy zdobył bardzo podobną liczbę głosów także 5 lat temu, podczas poprzednich wyborów do PE.

W ciągu tych 5 lat znacznie mocniej pozmieniało się we Włoszech. Niedzielne wybory wygrała tam Liga dowodzona przez Matteo Salviniego. Jego antyimigrancka partia zdobyła 33%. Drugie miejsce zajęła Partia Demokratyczna (ok. 22%), a trzecie – Ruch Pięciu Gwiazd (18%). Uniosceptyczne partie zdobyły zatem ponad 50% głosów.

Nieprzypadkowo wspominamy o nastawieniu do imigrantów. Zauważcie, że przed kryzysem imigracyjnym Partia Demokratyczna (kolor czerwony) wygrywała w całym kraju.

Teraz został jej dosłownie jeden region. Resztę podzieliły między sobą dwie partie – Liga oraz Ruch 5 Gwiazd.

Teoretycznie wyborów do PE nie powinno być w Wielkiej Brytanii. Ostatecznie tamtejsze społeczeństwo już 3 lata temu pokazało, że ma dość UE. Wychodzenie ze wspólnoty okazało się jednak być bardzo skomplikowane. Efekt był taki, że Nigel Farage, czyli najbardziej zagorzały przeciwnik obecności Wielkiej Brytanii w UE, musiał zmobilizować się do kolejnej kampanii. Kilka tygodni w zupełności wystarczyło mu by założyć partię z odpowiednią nazwą (Brexit Party) i zdobyć niemal 32% głosów.

Zdecydowanie lepsze zdanie o Unii Europejskiej muszą mieć Niemcy, gdzie partia Angeli Merkel wraz z bawarską CSU zdobyły łącznie 29% głosów. Z kolei Zielonych poparło 20,5% głosujących. Na trzecim miejscu znaleźli się Socjaldemokraci (16%) a na czwartym – Alternatywa dla Niemiec (11%). Ta ostatnia partia jest znana ze swojej niechęci do polityki imigracyjnej Angeli Merkel. Wynik Alternatywy dla Niemiec raczej nie zachwyca jej zwolenników, natomiast w tym przypadku warto przyjrzeć się szczegółom. Okaże się wówczas, że Alternatywa dla Niemiec wygrała w dwóch wschodnich landach (Saksonii i Brandenburgii), a w Turyngii zajęła drugie miejsce. Na poniższej mapie okręgi zdobyte przez tą partię zaznaczono na niebiesko.

Jak widać, w Niemczech wykształcają się coraz silniejsze podziały. Na wschodzie, podobnie jak w Polsce, odczuwalne jest bardziej konserwatywne nastawienie. Bawaria jest całkowicie zdominowana przez wywodzące się stamtąd ugrupowanie CSU. Z kolei zachód i centralna część zachodnich Niemiec popierają głównie Angele Merkel.

Pogarszające się nastroje na wschodzie dają do myślenia i sugerują, że rozpad Niemiec nie jest niemożliwy, a jedynie mało prawdopodobny.

 

Jak wiele musi się wydarzyć, by wszystko zostało po staremu


Wyniki w mniejszych krajach UE nie przyniosły jakichś sensacji. Partie eurosceptyczne i antyimigranckie zyskały nieco w Szwecji i Belgii. Odwrotnie było w Danii.

W Portugalii i Hiszpanii kolejny sukces odnieśli socjaliści (część z nich trzeba byłoby wprost nazwać komunistami).

Kolejne duże zwycięstwo na Węgrzech odniósł Viktor Orban, którego partia zgarnęła ponad 52% głosów.

Najważniejszy jest jednak fakt, że pomimo tych nagłaśnianych zwycięstw uniosceptyków (Farage, Le Pen, Salvini), Parlament Europejski podczas kolejnej kadencji niewiele będzie się różnił od poprzedniego. Dojdzie do lekkich przetasowań, trochę więcej miejsc będą mieć osoby, które nie mówią o niczym innym niż tylko o zmianach klimatu. Jeśli jednak popatrzymy na całość, to zmiany będą nieznaczne. Potwierdza to poniższa grafika, która oczywiście jest oparta na wstępnych szacunkach, ale pokazuje rozkład głosów w obecnym parlamencie (liczby bliżej środka) i przyszłym parlamencie (liczby na zewnątrz).

W tym przypadku nie musimy znać skrótów poszczególnych partii, by wiedzieć, że na wielkie zmiany się nie zanosi.

Tegoroczne wyniki pokazały, że Europejczykom w większości wystarcza, to co jest. Oczywiście obecna Europa ma sporo zalet (np. swobodny przepływ usług i towarów), jednak trudno nie zauważyć, że jej znaczenie na świecie maleje z roku na rok. Gospodarka europejska wypada blado na tle USA oraz wielu państw azjatyckich. Poziom bezpieczeństwa spada za przyzwoleniem Brukseli i rządów największych krajów UE. Taki stan rzeczy wywołuje złość niewielkiej części społeczeństwa. Resztę zmotywuje dopiero poważny kryzys.

 

Polska wojenka


Eurowyborom w Polsce trzeba przyjrzeć się nieco bliżej, ponieważ pozwalają one prognozować wynik wyborów parlamentarnych w październiku.

Wyniki zapewne już znacie – PiS wygrał (45,4%) przed Koalicją Europejską (PO, SLD, PSL – 38,5%)). Oprócz nich próg przekroczyła jedynie Wiosna Roberta Biedronia. Reszta poniżej progu.

Są dwa czynniki, które w dużej mierze zdecydowały o wyniku wyborów (mamy tu na myśli bardziej liczbę partii które przekroczyły próg, niż to kto wygrał). Po pierwsze, frekwencja była nadzwyczaj wysoka – przekroczyła 43%. Po drugie, o wysokiej frekwencji zdecydowała mobilizacja osób powyżej 50. roku życia. Młodzi zostali na kanapie.

Ktoś zapyta: co to za różnica czy poszli młodzi czy starzy? Ogromna! Wśród starszych osób znacznie bardziej popularne są telewizja, gazety i radio. Wśród młodych dominuje internet. Żeby wiedzieć czemu to takie ważne, trzeba od czasu do czasu obejrzeć TVP lub TVN, lub też mieć wśród bliskich kogoś, kto opiera się na mediach głównego nurtu. Od lat prowadzą one zakrojone na szeroką skalę pranie mózgów. W ostatnim czasie sytuacja tylko się pogorszyła, głównie za sprawą TVP. Efekt jest taki, że miliony Polaków poddane indoktrynacji stwierdziły, że muszą „ratować kraj przed PiSem” (widzowie TVN) lub „ratować kraj przed totalną opozycją” (widzowie TVP).

Efekty widać. Aż 83% głosów zgarnęły dwa główne obozy. Przy całkowitej bierności młodych Polaków, kształtuje się w Polsce system dwupartyjny, przy czym obie strony różnią się od siebie nieznacznie. Mobilizacja osób w wieku 18-29 lat mogłaby tutaj sporo zmienić – w tej grupie PiS i Koalicja Europejska mają znacznie mniejsza poparcie niż wśród starszych.  

Parlament Europejski nie ma może dużego wpływu na kierunek w jakim zmierza Europa, ale jeśli posyłamy tam normalnych ludzi, to oni mogą pokazać nam jak sytuacja w Brukseli prezentuje się naprawdę. Za sprawą takich nagrań jak to od Dobromira Sośnierza rośnie świadomość społeczeństwa, ludzie zaczynają rozumieć, że cały ten system jest na pokaz, że Bruksela to koryto przy którym świnie mają się dobrze.

Od teraz z takimi nagraniami koniec. Polacy nie chcieli ponownie kogoś kto pokazuje im prawdę. Jak wiadomo, prawda jest często dość nieprzyjemna, więc lepiej jej unikać. Wybrano za to ludzi, którzy popierają cenzurę Internetu. Spośród tych, których opisaliśmy w artykule Europa w obliczu cenzury Internetu" mandat ponownie uzyskały Danuta Hubner oraz Róża Thun. Być może do koryta dorwie się także Jan Olbrycht.

Dlaczego PiS wygrał znacząco? Po pierwsze, uruchomił rozdawnictwo na niewyobrażalną skalę. Program 500+ został wprowadzony w celu poprawy demografii – środki były przyznawane na drugie i każde kolejne dziecko (w większości przypadków). Niedawno jednak rządzący uznali, że na pierwsze dziecko także należy się 500 zł miesięcznie. Zrobili to, pomimo że ta zmiana ma znikomy wpływ na demografię. Bo nie o demografię tu chodzi, tylko o kupowanie głosów! Co gorsza, miliony Polaków zdają się nie zauważać, że te pieniądze są wcześniej społeczeństwu zabierane.

Po drugie, PiS tak samo jak w latach 2005-2007, trafił na znakomity dla polskiej gospodarki okres. Wzrost utrzymuje się na przyzwoitym poziomie, co jest przede wszystkim zasługą pracowitości Polaków, a nie rządzących.

Po trzecie, Jarosław Kaczyński wykorzystał głupotę PSL. Ludowcy dołączyli do koalicji, która obyczajowo nie odpowiadała ludziom na wsi. Kaczyński momentalnie to wykorzystał, co odbiło się na wynikach – PiS zdecydowanie wygrał na wsi.

Tak czy inaczej, nas najbardziej interesuje łączny wynik dwóch największych obozów. Pokazuje on jak wiele osób żyje medialnym przekazem i daje się wciągnąć w polsko-polską wojnę.

O wynikach wolnościowych kandydatów nie ma co się rozpisywać. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że w październiku będzie można zagłosować na listę, z której wspólnie kandydować będą ludzie chcący więcej wolności dla Polaków.

 

Podsumowanie


Nie nadawaliśmy eurowyborom jakieś specjalne znaczenie. Była to jednak okazja, by Europejczycy pokazali co myślą o unijnych biurokratach. Jak widać, nastroje są mieszane.  Zauważalne jest jednak, że to w krajach starej Unii Europejskiej ludzie częściej mają dość wspólnoty. Z pewnością największy wpływ ma tutaj stagnacja gospodarcza niektórych państw oraz spadek bezpieczeństwa wywołany napływem imigrantów.

W przypadku Polski postępuje polaryzacja społeczeństwa. Z jednej strony PiS, z drugiej PO. Dwie partie rządzące przez ostatnie 15 lat. Obie zadłużają nas rok po roku, obie stale podnoszą podatki, obie komplikują prawo. Póki co gospodarka dalej jest w stanie się rozwijać, więc oznak buntu nie widać.

Eurowybory pokazały jednak, że przewagę ma PiS. Opozycja będzie musiała znaleźć sposób na przekonanie społeczeństwa do siebie. Obawiamy się, że tym sposobem będzie licytowanie się z PiSem i wymyślanie coraz kosztowniejszych programów socjalnych. Jeśli tak się stanie, skutki mogą być tragiczne. Póki co pierwszy krok wykonał PiS. Partia zatwierdziła przyznawanie 500 zł na pierwsze dziecko od lipca, ale pierwsze pieniądze trafią do rodziców we wrześniu. Wtedy za jednym razem przelane zostaną środki za 3 miesiące. Każda rodzina z dzieckiem otrzyma więc 1500 złotych. Na miesiąc przed wyborami.


Zespół Independent Trader


P.S. Wybory są ponoć „świętem demokracji”, gdzie decyduje większa liczba głosów. Za rzadko dostrzega się jednak, że mandaty przydzielane są w oparciu o system, który wspomaga duże partie. Przykładem jest tutaj sytuacja Konrada Berkowicza z Konfederacji, który uzyskał 50 tysięcy głosów, o 10 tysięcy więcej niż Dominik Tarczyński z PiS. Ten pierwszy mandatu nie uzyskał, ten drugi już tak.