Dokładnie tak opisywał derywaty legendarny inwestor Warren Buffet. Derywata nie ma wartości sama w sobie. Akcja jest częścią przedsiębiorstwa. Obligacja jest obietnicą spłaty pożyczonego kapitału wraz z odsetkami. Derywata natomiast jest czystym zakładem, niczym w kasynie. Derywaty opiewają praktycznie na wszystko od stóp procentowych, kursów walut po ryzyko bankructwa całych krajów. Najbardziej niedorzeczne są derywaty na pogodę lecz takie także istnieją.

W dużym uproszczeniu uczestnicy rynku wykupują kontrakty terminowe, które zyskują na wartości jeżeli ich prognozy okażą się trafne. Jeżeli jednak cena zmieni się przeciwnie do oczekiwań posiadacz kontraktu (derywaty) ponosi straty. Co ważne, przy handlu derywatami stosuje się ogromne dźwignie finansowe przekraczające 1:200 w niektórych przypadkach. To tak jakbyśmy inwestowali 200 tys. mając tylko 1 tys. własnych środków.

W przeszłości kontrakty terminowe pełniły bardzo pożyteczną rolę. Producent miedzi obawiając się zmian cen na światowych rynkach mógł poprzez kontrakty terminowe zagwarantować sobie stałą cenę na kilka najbliższych miesięcy. Ryzyko zmian ceny przejmował spekulant (instytucja finansowa). Było to rozwiązanie ułatwiające prowadzenie biznesu. 

Przez lata jednak kontrakty terminowe ze swojej pierwotnej roli przeistoczyły się w narzędzie służące czystej spekulacji oraz manipulacji cenami wszelkich aktywów na międzynarodowych rynkach. Obecnie jednak najważniejszą rolą derywatów jest kontrola stóp procentowych gdyż ich nagły wzrost mógłby doprowadzić do przedwczesnego rozpadu systemu opartego na długu.

Jaki duży jest rynek derywatów?

Mało kto zdaje sobie sprawę, że przez lata globalne kasyno, jak można trafnie określić rynek derywatów, rozrosło się do niebywałych rozmiarów zagrażając funkcjonowaniu realnej gospodarki. Derywaty w obecnej formie są instrumentami, które wprowadzono pod koniec ubiegłego wieku. Większość z nich nie podlega żadnym regulacjom, przez co dość trudno jest określić rzeczywistą wielkość rynku derywatów.

Wg najbardziej konserwatywnych szacunków Banku Rozrachunków Międzynarodowych wartość wszystkich derywatów na koniec 2013 roku wyniosła 710 bln USD. Bilionów nie miliardów. Jest to w przybliżeniu kwota odpowiadająca 10-letniej globalnej produkcji wszystkich dóbr i usług.

Jak napisałem, szacunki BIS mogą być bardzo zaniżone. Wg La’Rouge’s Inteligence Review całkowita suma derywatów jest dwukrotnie większa. 


Jakie są zagrożenia zawiązane z derywatami?

Trzymając się konserwatywnych wyliczeń BIS kwota 700 bln USD jest wartością kolosalną. W razie jakichkolwiek problemów wśród uczestników rynku (banków inwestycyjnych) skala strat dla realnej gospodarki może być ogromna.

Zagrożenia dla rynku derywatów mogą nadejść z dwóch powodów:

Po pierwsze banki inwestycyjne, które są stroną transakcji posiadają nieporównywanie mniejszy kapitał od łącznej sumy derywatów. Jeżeli zatem inwestycje banku nie pójdą zgodnie z założeniem szybko może on zostać bez kapitału.

Przypomina to trochę zabawę 20-latka z comex’em, który mając do dyspozycji ogromny lewar zakłada kontrakt opiewający na 40 tys. zł, inwestując tylko 1 tys. zł własnego kapitału. Jeżeli nasz spekulant obstawiał spadek ceny danego aktywa, np. kawy, złota czy gazu, podczas gdy ono wzrosło o zaledwie 2,5% to nagle zostałaby bez kapitału. Co ważne nasz inwestor stracił swoje środki. W świecie finansów nie jest tak różowo.

Od kiedy zniesiono ustawę Glass Stegall zezwolono na łączenie się banków oszczędnościowo - kredytowych z bankami inwestycyjnymi. Umożliwiło to instytucjom finansowym spekulację z wykorzystaniem środków zgromadzonych na depozytach bankowych. W praktyce doprowadziło to do zwielokrotnienia skali ryzykownych zakładów i namnożenia się różnych derywatów.

Drugim problemem jest zabezpieczenie (tzw. depozyt). W powyższym przykładzie nasz „inwestor” wpłacił 1 tys. w gotówce. Zdecydowana większość banków inwestycyjnych jako zabezpieczanie stosuje 10-letnie obligacje rządowe. Obligacje takie tracą na wartości w dwóch przypadkach. Gdy stopy procentowe wzrastają lub gdy jakiś kraj ogłasza niewypłacalność i inwestorzy obawiają się eskalacji skali bankructw (kryzys Azjatycki).

Obecnie niestety mamy do czynienie zarówno z historycznie niskimi stopami procentowymi (duże ryzyko wzrostu stóp) jak i bardzo wysokim poziomem zadłużenia (duże ryzyko bankructwa wielu krajów). Spadek wartości depozytu (obligacji) jak wiadomo wymusza konieczność jego uzupełnienia, a na to może brakować środków.

Sytuacja na rynku derywatów przypomina trochę historię funduszu Long Term Capital Managament zarządzanego przez dwóch noblistów. Fundusz fantastycznie dawał sobie radę przez pewien czas. Zbyt duża pewność siebie przełożyła się na inwestycje z zastosowaniem dużego lewaru. Niespodziewanie jednak doszło do kryzysu rosyjskiego. Rynki zareagowały odwrotnie do prognoz zarządzających funduszem. W ciągu kilku tygodni cały kapitał inwestorów przepadł i aby nie dopuścić do kaskady bankructw rząd musiał wykupić złe długi na koszt podatników.

Problem LTCM jest niczym w porównaniu do obecnego rynku derywatów. Poniżej możecie sami ocenić skalę problemu na podstawie wielkość PKB Niemiec, PKB Strefy Euro oraz ekspozycji na derywaty Deutsche Banku.

Źródło: zerohedge

Obecnie można powiedzieć, że rynek derywatów jest zależny od wysokości stóp procentowych jak i stopy procentowe zależą od skuteczności derywatów. 82% wszystkich derywatów (584 bln USD) opiewa właśnie na stopy procentowe. Dla porównania, do „zarządzania” cenami złota wystarczy raptem 341 mld USD (0,05% łącznej puli derywatów).

Banki inwestycyjne poprzez ogromną ilość kontraktów terminowych powstrzymują wzrost oprocentowania obligacji czyli sztucznie utrzymują ich wysoką cenę.  Gdyby bowiem doszło do wzrostu rentowności obligacji rządowych w USA, Japonii czy Strefie Euro poszczególne kraje szybko znalazłyby się w sytuacji, w której 40-50% dochodów budżetowych przeznaczane byłoby na spłatę odsetek od długu. Taka sytuacja przełożyłaby się w niekontrolowane bankructwa całych krajów, których konsekwencji nie da się przewidzieć. W każdym razie z dużą dozą prawdopodobieństwa banki centralne emitujące walutę po koszcie zero pod nadzorem Banku Rozrachunków Międzynarodowych utraciłyby część kontroli nas systemem monetarnym, a na to nie można pozwolić.

W obecnej sytuacji cała piramida derywatów opiera się na wysokiej cenie obligacji. Tak długo jak udaje się utrzymywać niską rentowność obligacji czy to Japonii czy USA wszystko się jakość trzyma lecz system ten jest narażony na wiele niebezpieczeństw. System funkcjonuje tak długo do czasu wydarzenia, którego nie da się przewidzieć podobnie jak w przypadku LTCM.

Możemy oczywiście pocieszać się, że przecież nie jest możliwe aby wszystkie zakłady danego banku poszły źle. Poza tym strata jednej instytucji jest zyskiem dla drugiej. Oba stwierdzenia są prawdziwe. Aby jednak wyjaśnić sytuację odniosę się do casu Lehman Brothers z 2008 roku.

Do upadku Lehmana doszło w efekcie nadmiernego zalewarowania i braku możliwości pozyskania kapitału aby uzupełnić straty. Świat obiegła informacja, iż bank z prawie 200-letnią historią stoi na skraju bankructwa. Nagle z rynku wyparowało wszelkie zaufanie oraz płynność. Żaden bank nie wiedział jaka jest kondycja finansowa jego partnerów. Na wszelki wypadek banki zaczęły kumulować gotówkę na pokrycie ewentualnych strat. Kredyt międzybankowy praktycznie zamarł w ciągu godzin. Straty, nawet niewielkie w połączeniu z brakiem płynności oznaczają bankructwo.

Dzisiaj, sześć lat po upadku Lehmana poziom powiązań między bankami jest nieporównywalnie większy. Co najgorsze, stopień zalewarowania na rynku derywatów jest wyższy niż w 2008 roku. Jeżeli jeden bank zacznie mieć problemy sytuacja błyskawicznie rozleje się na cały sektor bankowy.

Gdyby dziś doszło do podobnych problemów banki centralne nie mogą obniżyć stóp procentowych jak to robiono w przeszłości gdyż od kilku lat mamy zerowe stopy procentowe.

Nie można także bezkarnie po raz kolejny zwielokrotnić bazowej podaży pieniądza gdyż ostatecznie dojdzie do załamania wiary w wartość pieniądza. W desperackich próbach utrzymania systemu rządy mogłyby próbować zamrozić handel obligacjami aby powstrzymać erozję systemu i zasilać banki inwestycyjne nowym kapitałem lecz nie wydaje mi się aby było to działanie skuteczne. Moim zdaniem, skala problemów jest zbyt duża aby w przypadku problemów na rynku derywatów można było obejść się bez konfiskaty depozytów bankowych.

Rynek derywatów jak to przed laty podsumował Buffet jest finansową bombą masowego rażenia. Nikt nie jest w stanie określić skutków eksplozji na rynku derywatów. Jedno jest pewne, będą one bardzo poważne. Kluczowy jest natomiast timing. Rządu wielu krajów w połączeniu z bankami centralnymi wielokrotnie pokazywały, że są w stanie odwlekać oczyszczenie systemu i bez znaczenia jest narastająca skala problemów.

Obecną sytuację doskonale podsumowuje stwierdzenie Haymana Mynky’ego „Mamy długie okresy względnego spokoju i harmonii. Następnie dochodzimy do punktu zwrotnego, po którym następuje nagły, niespodziewany chaos.”

Trader21