W zeszłym miesiącu opublikowałem coroczną analizę rynku nieruchomości. Aby całkowicie wyczerpać temat przygotowaliśmy nagranie na łamach NTV. Wraz z Januszem Zagórskim rozmawialiśmy o głównych czynnika i zależnościach jakie wpływają kształtowanie się rynku nieruchomości i co najważniejsze na ich ceny.
Trader21
trader21
1. "Czy ktoś rozpoznawał kwestię które z banków działających w Polsce mają właścicieli z wysoką ekspozycją na greckie długi?"
Z tego co wiem to żaden bank nie ma bezpośredniej ekspozycji. W długu Grecji jest natomiast nieźle umoczony Santander, właściciel BZWBK. Problemem natomiast nie kończy się na tym kto posiada greckie obligacje ale jest kto je ubezpieczał na wypadek bankructwa lub który bank posiada wierzytelności a banku narażonym na efekt domina.
Aby zobrazować skale zależności zacytuję fragment artykułu: http://independenttrader.pl/250,system_bankowy_w_europie_powoli_sie_rozpada.html
"Nagle bank Portugalski ogłasza, że nie jest w stanie wykupić owych obligacji. Depozytariusze natychmiast wycofują środki. Inne instytucje finansowe odmawiają finansowania. Bank nie mając wyjścia zawiesza działalność przechodząc na tzw. survival mode. Od tego momentu zablokowane zostają jakiekolwiek wypłaty depozytów a politycy razem z przedstawicielami banku centralnego zastanawiają się jak rozwiązać problem.
Posiadacze obligacji (firma z Niemiec) kieruje wniosek do banku z Francji o wykup obligacji gdyż instytucja ta je ubezpieczała. Bank z Francji odmawia gdyż bank z Portugalii formalnie nie upadł. Politycy z Niemiec, Francji oraz Portugalii zaczynają rozmowy jak rozwiązać kryzys.
W międzyczasie kłopoty ogłasza instytucja z Holandii, która poprzez kontrakty terminowe grała na wzrost ceny obligacji podczas gdy ich ceny dramatycznie spadły. Lewar 1:40 okazał się zabójczy zarówno dla instytucji jak i jej wierzycieli."
2."Sądzę, że zadyma wokół Grecji uniemożliwi eurokracja efektywne zajęcie się przedłużaniem wygasających wkrótce sankcji na Rosję. Czy to nie jest dobry moment na wejście w RSX a lokalnie nawet w akcje firm robiących interesy w Ru,By,Ua?"
Z jednej strony masz bardzo tani rynek (tańszy niż Polska w marcu 2009) z drugiej najdłuższą od 80 lat hossę na globalnych rynkach. Zdecydować musisz sam.
3. "Czy prawda jest, że w Hiszpanii nie można kupić złotych monet u dilera a tylko można sprzedać?"
Nie wiem. Nigdy nie robiłem zakupów metali w Hiszpanii. Wole trzymać się sprawdzonych i tańszych
polskich dilerów.
4."Mam tylko male pytanie - czy nie usunales przypadkiem czesci starszych wpisow ?
Numeracja poszczegolnych artykulow zawierala czasem luki, stad moje watpliwosci - jeszcze raz dzieki i pozdrawiam!"
Nie usuwałem wpisów. Kilka luk w numeracji wynikało z błędów w systemie na wczesnym etapie prowadzenia bloga.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Robkov
Ja miałem już kilka 'spięć' ze znajomymi na przeróżnych grilach i domówkach
gdy tylko dochodziło do dyskusji o tym co lepsze - czy wynajem czy kajdany
kredytowe (jak ja to nazywam) na 30 lat.
Ignorancja ludzi jest wręcz nieprawdopodobnie potworna jeśli chodzi o branie
kredytu mieszkaniowego, a odporność na argumenty jest wręcz niebywała.
Ostatecznie przestałem utrzymywać kontakty z kilkoma parami bo nie mogłem
znieść presji - 'lepiej płacić za swoje bankowi niż komuś za wynajem'.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
gasch
W wielu przypadkach rolę zaczyna grać psychologia. Jak ktoś podjął decyzję, której nie może zmienić przez 30 lat to musi ją uzasadnić/ać przed samym sobą.
Inaczej nie mógłby w nocy spać.
Jak kupisz renault to uważasz, że to najlepsza marka na świecie i podkreślasz to w każdej rozmowie. Ukrywasz wady, uwypuklasz zalety. Tak działa ludzki umysł.
W waszych rozważaniach nie bierzecie również pod uwagę dziedziczenia i spadku. Biorąc kredyt wiele ryzykujemy, ale na końcu zostajemy z nieruchomością wartą kupę kasy, którą możemy przekazać dzieciom. Wynajmując tego nie ma.
To chyba jedyny argument za kredytem. Trzeba zważyć ryzyko.
Mikro-ekonomia dotycząca jednostki ludzkiej operuje w osi czasu kończącej się wraz ze śmiercią jednostki. Jeśli spojrzeć na to inaczej (potomkowie kontynuują tą oś czasu), wnioski mogą być nieco inne.
Pozdrawiam
G
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
gruby
"Ignorancja ludzi jest wręcz nieprawdopodobnie potworna jeśli chodzi o branie
kredytu mieszkaniowego, a odporność na argumenty jest wręcz niebywała."
Odporność na argumenty jest pochodną odporności na wiedzę. Kiedy w 2007 roku niektórzy przestrzegali przed kredytami walutowymi to byli wyśmiewani, bo tylko idiota przecież dobrowolnie płaci większą ratę kredytu złotówkowego niż niższą ratę kredytu walutowego.
Ponadto miałem okazję podziwiać kilka produktów polskich deweloperów świeżo pachnących farbą i generalnie mam wątpliwości czy sprzedawane przez nich nieruchomości wytrzymają do czasu spłacenia kredytu - jeśli dom/mieszkanie jest nowo wybudowane to raczej nie kupowałbym go, lecz szukał czegoś co stoi i działa już minimum 10-15 lat.
Co do hasła "lepiej płacić za swoje bankowi niż komuś za wynajem" to wypadałoby stwierdzić, że nieruchomość jest "swoja" dopiero wtedy kiedy bank usunie wpis z księgi hipotecznej. A to niekoniecznie dzieje się po spłaceniu ostatniej raty, bo i taki przypadek znam.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
firepunch
niestety bez flasha tu nie bangla :(
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
trader21
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
matimateo89
"Kiedy w 2007 roku niektórzy przestrzegali przed kredytami walutowymi to byli wyśmiewani, bo tylko idiota przecież dobrowolnie płaci większą ratę kredytu złotówkowego niż niższą ratę kredytu walutowego"
Z tego by wynikało, że obecnie złotówkowicze są w lepszej sytuacji niż frankowicze. O ile możnaby wysnuć taki wniosek na podstawie szumu medialnego, to rzeczywistość moim zdaniem może być inna. O ile wiem, to frankowicze płacą teraz dzięki ujemnym stopom najniższe raty od roku 2007-2008. Nigdy jeszcze nie płacili mniej. I to pomimo wzrostu kursu franka. Więc na chwilę obecną to frankowcy są górą. Oczywiście pozostaje pytanie, co przyniesie przyszłość. Stopy w Szwajcarii wzrosną, kurs franka też, ale złotówka wcale nie jest w lepszej sytuacji. NBP być może będzie zmuszony do drastycznych podwyżek stóp i wtedy to frankowicze będą górą - znowu. Więc w "wyścigu" frankowiczów ze złotówkowcami, ze stawianiem tych drugich na przegranej pozycji bym jeszcze poczekał.
gruby napisał:
"Ponadto miałem okazję podziwiać kilka produktów polskich deweloperów świeżo pachnących farbą i generalnie mam wątpliwości czy sprzedawane przez nich nieruchomości wytrzymają do czasu spłacenia kredytu - jeśli dom/mieszkanie jest nowo wybudowane to raczej nie kupowałbym go, lecz szukał czegoś co stoi i działa już minimum 10-15 lat".
Popatrz sobie na bloki budowane w latach 2000-2005. Już na pierwszy rzut oka widać, że "to nie to". Widać że te bloki mają już swoje lata. Są już nieco "zmęczone". I ludzie też to widzą. To tak jak z samochodami - te sprzed kilkunastu lat nie wyglądają już tak ładnie, świeżo. Jeśli chcesz mieć pewność co do jakości budynku, przyjrzyj się innym inwestycjom tego dewelopera, porozmawiaj z mieszkańcami. Jeśli ktoś budował dobre jakościowo mieszkania przez 15-20 lat, to raczej nie zacznie nagle odwalać fuszerki.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
supermario
Guzik prawda te starsze były budowane przez inżynierów , a nie przez księgowych jak obecne.Wszystko się da odświeżyć pod warunkiem , że ma dobre fundamenty.
@gasch
Jak cię stać na spłatę kredytu we frankach , to równie dobrze możesz mieszkanie wynajmować , a za pozostałą kasę systematycznie kupować krugerrandy , które możesz równie dobrze przekazać dzieciom w spadku.To chyba lepsze rozwiązanie.
Przy obecnych technologiach i materiałach jest możliwość wybudowania sobie domku , dzięki któremu twoja terazniejszość i przyszłość będzie oszczędna i komfortowa.Oczywiście metodami gospodarczymi.Nie zrobi tego developer bo dla niego najważniejszy jest super zysk , oczywiście twoim kosztem.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
abc123
A co z domkiem?
Ja pomimo tego, ze wynajmowanie jest takie super mialem zachcianke mieszkania w domku z ogrodem. I co mialem sobie wynajac domek?
Jedyne rozwiazanie wziasc kredyt i sie wybudowac. Jestem glupi ale szczesliwy.
Nie wzieliscie tez pod uwage , ze kredyt mozna splacic wczesniej. Jakbym wynajmowal to nadwyzke opitolilbym na wycieczki i nowe samochody.
Supermario mozna rownie dobrze splacac rate i kupowac Kruggerandy. Za 30 lat bedziesz mial mieszkanie i kupe zlota. Kto na tym lepiej wyjdzie?
Przepraszam was ale to takie pitolenie wynajmujacych. Musza sie dowartosciowac, ze tacy przewidujacy. Prawda jest taka, ze jak nie bedzie mnie stac na rate kredytu to i na wynajmowanie mnie nie bedzie stac.
Pozdrawiam wszystkich nietrzezwo myslacych.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
doc simon
Jako płacący bankowi odsetki i ratę kredytu, też niestety jesteś wynajmującym.To bank jest właścicielem nieruchomości,nie Ty.No chyba,że uda się spłacić kredyt...W środowisku polskiego prawa bankowego,gdzie umowy kredytowe są tak konstruowane,aby bank miał wszystkie prawa,a klient żadnych,przy każdych warunkach destabilizujacych rynki,kredytobiorcy mogą bardzo ucierpiec finansowo.Kto,zdrowo myślący zaciąga długoterminowe zobowiązanie na zmienną stopę % i w dodatku zobowiązuje się do odpowiedzialności powyżej wartości nieruchomości(BTE)
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
matimateo89
abc123 - a obejrzales w ogole powyzszy wywiad z traderem? On nie mowi zeby zamknac oczy i wynajmowac do konca zycia. On mowi, ze biorac pod uwage obecne realia, relacja raty bankowej do kosztow wynajmu bedzie stopniowo przechylac sie na korzysc wynajmu. Placisz teraz 1.300 zl raty bankowej i jestes happy. Ale wystarczy jakis kryzys, inwestorzy odwracaja sie od Polski, Belka probuje ich sklonic do powrotu podnoszac stopy i Twoja rata wzrasta do 2.000 zl. Wtedy tez napiszesz ze to pitolenie wynajmujacych, ktorzy chca sie dowartosciowac? Na chwile obecna wygrywasz. Ale wez pod uwage przyszlosc. Nawiasem mowiac, ofert wynajmu domkow jednorodzinnych, segmentow etc tez jest sporo.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
abc123
Ja sie zgadzam z traderem i wami. Chcialem jedynie napisac, ze wiekszosc ludzi a napewno ja nie dzialam na zasadzie - wybieram tansza opcje.
Licze sie z konsekwencjami wziecia kredytu ale chce mieszkac we wlasnym domu czy mieszkaniu.
Nie ma to nic wspolnego z odpornoscia na argumenty jak pisali niektorzy.
Przeciez jeszcze taniej jest wynajac mieszkanie w kilka rodzin i niech kazda mieszka w swoim pokoju, ale czy o to chodzi w zyciu?
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
Przytoczę na początek moją ulubioną anegdotkę:
"Ojciec przekazuje synowi pewną mądrość życiową: Posłuchaj synu, pieniądze w życiu nie są najważniejsze... Liczą się jeszcze złoto i nieruchomości."
Z tych dwóch ostatnich mam jakiś większy sentyment do nieruchomości, dlatego muszę do tej dyskusji dorzucić parę myśli.
Mam wrażenie, że nie wszyscy tutaj dostrzegają podstawową różnicę:
Nieruchomość kupiona dla siebie nie jest inwestycją, ale konsumpcją. Generuje koszty, a nie przynosi zysków. Starzeje się i nie ma pewności, czy odsprzeda się ją z zyskiem po latach. Możemy sobie ją jednak używać.
Kredyt na nieruchomość dla siebie jest kredytem konsumpcyjnym, a nie inwestycyjnym. To tak, jakby wziąć kredyt na samochód, który też używamy dla siebie, a który generuje koszty, starzeje się i traci na wartości.
Jeśli spór jest o to, czy lepiej mieszkać w mieszkaniu wynajmowanym, czy kupionym na kredyt w dodatku od dewelopera, to bez najmniejszej wątpliwości przyznaję rację tym, którzy w obecnych warunkach preferują wynajem.
Czymś zupełnie innym jest inwestowanie w nieruchomości. Jeśli ktoś ma nadmiar wolnego kapitału, to może zainwestować go w papiery, złoto, sztukę, czy co tam lubi albo w nieruchomości. Jeśli ma go za mało, może inwestycję podlewarować, czyli wziąć kredyt (ze wszystkimi konsekwencjami lewaru).
Każdy rodzaj aktywów ma swoją specyfikę. Jedne aktywa kupujemy dla spodziewanej dywidendy, inne dla spodziewanego wzrostu wartości, jeszcze inne dla obu tych rzeczy łącznie. Np. złoto lub sztuka nie przynoszą dywidendy, za to generują koszty (przechowywania i ochrony), ale jednak kupujemy je dla spodziewanego wzrostu wartości. Nieruchomości na ogół kupuje się i dla stałego cashflow i dla wzrostu wartości, choć w różnym stopniu spodziewanych. Bardzo dobrze jest, gdy zysk inwestora powstaje przy zakupie danego aktywa. Dzieje się to wtedy, gdy zakup jest okazyjny. Na pewno nie jest to mieszkanie od dewelopera. Czyli gdy kupujemy coś taniej, niż aktualna cena rynkowa. Dzieje się to wtedy, gdy kupujemy od kogoś, kto nie zna wartości tego co sprzedaje, albo ją zna, ale jest zmuszony sprzedać taniej. To sytuacja, którą Trader przytacza w swoim wystąpieniu.
W przypadku nieruchomości lub sztuki jesteśmy w stanie upolować okazję, tylko trzeba mieć dużo czasu, trochę kontaktów w branży i się odrobinę na tym znać.
W przypadku złota ( mam na myśli monety bulionowe 1oz często omawiane na tym portalu) w zasadzie nie widzę możliwości upolowania okazji i kupienia go taniej niż cena rynkowa w danym momencie. W dodatku, jeśli się rozmyślę i chcę się go pozbyć, od razu tracę dość sporo, a konkretnie marżę pośredników. Przekonajcie mnie, że mogę wyjść z inwestycji bez większych strat.
W przypadku nieruchomości jesteśmy też w stanie sami podnieść jej wartość, np. coś zbudować, wyremontować, zmienić przeznaczenie itd. Mieszkanie na wynajem to nie jedyny sposób inwestycji. W przypadku złota tego nie ma, chyba, że ktoś jest jubilerem.
Przy okazji. Wczoraj był tu piękny wpis, ale już go nie widzę: "Musi być domek, bo przecież nie zakopię krugerrandów pod blokiem". Cudne. Pozdrawiam autora:)
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Cygan
Co do złota - dla mnie złoto jest środkiem trzymającym wartość i stanowiącym bezpieczną część portfela, a marża przy kupnie i sprzedaży jest po prostu kosztem, który muszę ponieść, aby stać się jego właścicielem.
Co do okazyjnych zakupów - ja stawiam na akcje, czyli udziały w spółkach. Nie dość, że generują dywidendę, to jeszcze, wraz z rozwojem gospodarek, mają w zwyczaju zyskiwać na wartości. Nie mówiąc już o tym, że są znacznie bardziej płynne niż dzieła sztuki, nieruchomości czy antyki. Jednak tak jak z innymi aktywami - trzeba albo wyczuć moment zakupu, albo rozłożyć zakupy na kilkuletni okres, wtedy ryzyku kupna na górce spada. No i jeszcze dla mnie najważniejsza jest maksymalna dywersyfikacja geograficzna. Idealnie byłoby mieć udziały we wszystkich spółkach notowanych na wszystkich giełdach świata w proporcji odpowiadającej udziałom tych spółek w gospodarce.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
Co do dywersyfikacji geograficznej, to przytoczę kolejną moją ulubiona anegdotkę ponoć prawdziwą:
Pewien potomek arystokratycznego rodu w Polsce opowiadał amerykańskiemu potentatowi naftowemu ile to pałaców i tysięcy hektarów ziemi jego rodzina straciła na Kresach przez IIWŚ. Na to miliarder odpowiedział: "Cóż za nieroztropność. Ja mam nieruchomości wszędzie na świecie. Jeśli w jednym kraju wybuchnie rewolucja i jedną stracę, to wciąż posiadam inne."
Myślał jak inwestor. Nie rozumiał, że dla tych rodzin ziemia była dziedzictwem, której się nie sprzedawało, tylko dziedziczyło i była fundamentem trwania Polski na tych terenach. Taka różnica.
Jeśli myślimy jak inwestorzy, to na dzień dzisiejszy może rzeczywiście Polska nie jest jedynym krajem do inwestowania w nieruchomości.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
_Misiek_
"Nie wzieliscie tez pod uwage , ze kredyt mozna splacic wczesniej. Jakbym wynajmowal to nadwyzke opitolilbym na wycieczki i nowe samochody."
Można. A można nie spłacić wcześniej i nadwyżki wydać na "wycieczki i samochody". (Swoją drogą co jest złego w samochodach i wycieczkach.) To błąd myślowy, bo skoro nadwyżki przerżnąłbyś na konsumpcjonizm w przypadku wynajmu, a już grzecznie zaoszczędziłbyś i nadpłacił w przypadku kredytu, nie trzyma się kupy. Nadwyżki można zaoszczędzić zarówno w przypadku najmu jak i kredytu. A można też przerżnąć identycznie.
"Za 30 lat bedziesz mial mieszkanie".
To dosyć odległa perspektywa. Kto wie ile to będzie za 30 lat warte w związku z naszą fatalną demografią.
"Licze sie z konsekwencjami wziecia kredytu ale chce mieszkac we wlasnym domu czy mieszkaniu."
Chyba na bankowym chciałeś raczej powiedzieć. Nie dość, że nieruchomośc jest faktycznie banku nie "twoje" "własne", to jeszcze odpowiadasz za kredyt całym majątkiem.
Wszystko zależy od sytuacji bo ani jedno rozwiązanie, ani drugie nie jest cudowne. Najlepsze jest po prostu posiadać mieszkanie na własność (prawdziwą).
Jeśli się jest relatywnie młodą mobilną osobą to naprawdę warto rozważyć czy jest sens brania kredytu już teraz, zwłaszcza jeżeli będzie on stanowić duże obciążenie dla naszego budżetu. Jeśli nie mamy dzieci (chociaż i wtedy można wynajmować przecież) nie wiemy gdzie do końca będziemy pracować, może będziemy chcieli wyjechać do innego miasta, a może nawet państwa, to może warto poczekać jeszcze trochę z zakupem i odkładać na jak największy wkład własny.
Drugim powodem do odłożenia w czasie kredytu jest oczywiście fakt, że mieszkania w PL mają duże szanse na spadek cen i to spory w dłuższej perspektywie. Chyba, że zaleją nas masy Ukraińców, albo chordy emigrantów z Afryki, którzy zalepią dziurę demograficzną. Pasuje jeszcze wziąć pod uwagę zawirowania geopolityczne i ekonomiczne: kto wie jak to się wszystko rozwinie. Na razie światowa gospodarka stabilna nie jest. Najniższe stopy procentowe w historii, trzeba brać pod uwagę ich wzrost na przestrzeni lat.
Wynajmowanie ma spore wady: brak możliwości umeblowania i urządzenia jak się chce, często upierdliwy właściciel itp. Z drugiej strony mobilność i bezpieczeństwo: w końcu jak nie będzie nas stać, to wynajmiemy nawet najmniejszy pokój na przeczekanie.
Przekazywanie dzieciom mieszkania jako spadek to dla mnie marny argument. Po pierwsze dlatego, że żyć się powinno dla siebie, a dzieciom zapewnić taką wiedzę i możliwości, żeby nie miały problemu z mieszkaniem. Po drugie jedno mieszkanie raczej nie "starczy" dla większej niż jedno, góra dwoje dzieci. Po drugie będzie miało, po naszej śmierci, jakieś 50 lat. Trochę wiekowe. Za 50 lat ceny mieszkań w PL, zwłaszcza tych 50 letnich, mogą być zwyczajnie tak niskie, że nasze dzieci spokojnie sobie poradzą z obsługą nawet kredytu na te budowle. Dzisiaj społeczeństwo jest mobilne: ludzie się przeprowadzają do innych miejscowości, miast. Ile to wielkich chałup sterczy puste po wsiach, które miały być dla dzieci, bo dzieci się rozleciały po Polsce, a nierzadko po świecie i nikt na prowincji nie perspektyw mieszkać nie chce.
Ignorancja ludzi jest swoją drogą straszna. Klony wyprodukowane społeczną inżynierią uważają zakredytowanie się zamiast najmu za powód do dumy, dowód na swoją dorosłość i osiągniecie czegoś w życiu, a odwrotnie: wynajmowanie do wstydu i oczywiste frajerstwo. Nie mają pojęcia o stopach procentowych i nie wierzą w możliwość ich wzrostu. Zwracają uwagę na wysokość rat na ten moment, bez świadomości możliwości nawet sporego ich wzrostu. Nie wiedzą, że odpowiadają nie tylko za nieruchomość, którą kupują za kredyt, ale całym swoim majątkiem. Nie wierzą w spadek cen mieszkań, bo "mieszkania nigdy nie tanieją", "będzie tylko drożej", "mieszkanie zawsze będzie miało dużą wartość". Tak im powiedziano w tv, więc inaczej być przecież nie może. Wygodniej, łatwiej jest myśleć jak wszyscy, będąc owcą w stadzie, jeszcze radośnie pobekując będąc strzyżonym, niż myśleć samodzielnie i przynajmniej z tego strzyżenia zdawać sobie sprawę.
gash:
"ale na końcu zostajemy z nieruchomością wartą kupę kasy"
Spytaj się Niemców ile warte są teraz po latach te ich nieruchomości "warte kupę kasy". Albo Hiszpanów.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Cygan
Na pewno nie warto trzymać wszystkiego w jednej walucie i w jednym kraju, o czym już wielu się przekonało, czy to na Ukrainie (waluta), w Japonii (akcje), w Rosji (waluta), w Grecji (akcje) itd...
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Nasfer
Czyżby przymiarki do zadrukowania długów? Potem będzie banknot 1000, 2000, 5000... i powtórka z lat 89/90 gotowa :)
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
gruby
"Nie wierzą w spadek cen mieszkań, bo "mieszkania nigdy nie tanieją", "będzie tylko drożej", "mieszkanie zawsze będzie miało dużą wartość"."
Na takie argumenty odpowiadam, że dziś w Detroit można kupić domek wraz z działką już za 500 dolarów, choć jeszcze dwadzieścia lat temu problemem było znaleźć nieruchomość poniżej 50k USD. I nikt tych nieruchomości za 500 USD jakoś nie chce. Jednocześnie średni czas potrzebny miejscowej policji na dotarcie do miejsca zgłoszonego telefonicznie przestępstwa wynosi bodajże 57 minut.
Biorąc pod uwagę że zadłużenie polskich aglomeracji wcale nie jest znacząco mniejsze od zadłużenia Detroit przed jego bankructwem okazuje się, że za 30 lat nieruchomości w polskich miastach mogą być warte jeden procent ich dzisiejszej ceny. I to bez resetu :-)
Ale jak już wcześniej zauważyłeś ignorancja w narodzie jest straszna. Jak ktoś nie chce się uczyć na błędach inwestorów w Detroit to nauczy się może dopiero na własnych.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
lucap01
Chciałbym dorzucić swoją opinię na temat nieruchomości. Jetem zarówno najmującym i wynajmującym. Posiadam dwa mieszkania które najmuję. Przeprowadziłem się za pracą i tutaj nie zdecydowałem się na kupno. Jestem zdania że mieszkania będą tanieć przynajmniej o wzrost inflacji. Jednak obecnie się przymierzam do kupna.
Sytuacja gdzie kredyt jest tak tani ale nie dokońca dostępny pozwala na upolowanie okazji nawet ze wspomaganiem kredytowym.
Najważniejsze aspekty inwestycji mieszkaniowej.
1. Cena, zazwyczaj trudno znaleźć mieszkania w dobrej cenie kupione po 2006 roku. Mieszkanie z początków lat 2000 oraz 1990 idealnie nadają się na inwestycje, bo w przeciwieństwie do nowych liczy się:
2. Lokalizacja
3. Wysokość czynszu
4. Przewidywany zwrot z inwestycji > 6% netto w przypadku najmu.
5. Trzeba być umiarkowanym pesymistą dot. założeń.
6. Jeśli na kredyt to max na 3 lata, bez prowizji, z możliwością wcześniejszej spłaty po 3 latach, duży wkład własny. Hitem tych czasów jest to że czasem jesteśmy osiągnąć większe odesetki od lokaty niż z kredytu.
Przytocze jeszcze koszty związane z inwestycją w mieszkanie
1. PCC
2. Notariusz
3. Odsetki (jesli finansowany z kredytu do 3 lat)
4. Odsetki utracone z lokat/inwestycji które dot. nadpłaty jeśli będziemy chcieli kredytować.
5. Remonty tylko drobne.
6. Czynsz
7. Drobne remonty
8. Media (rodzaj ogrzewania)
Wydaje mi się że jakiekolwiek odstępstwa od tych założeń powoduje że nieruchomość jest tylko kosztem. Plusem nieruchomości jest w tym okresie stosunkowe mniejsze ryzyko niż na standardowym rynku akcji.
Niemniej i tak najlepszą inwestycją są dzieci, samorozwój i zdrowie ;) Czego każdemu życze.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
abc123
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
"dziś w Detroit można kupić domek wraz z działką już za 500 dolarów, choć jeszcze dwadzieścia lat temu problemem było znaleźć nieruchomość poniżej 50k USD.
Biorąc pod uwagę że zadłużenie polskich aglomeracji wcale nie jest znacząco mniejsze od zadłużenia Detroit przed jego bankructwem okazuje się, że za 30 lat nieruchomości w polskich miastach mogą być warte jeden procent ich dzisiejszej ceny. I to bez resetu :-)"
Na brak chętnych na nieruchomości w danym miejscu najbardziej wpływa fakt, czy jest tam praca. Bardziej niż zadłużenie miasta, choć to się oczywiście wiąże.
Dlatego też nikt nie chciał mieszkać we wschodnich landach po zjednoczeniu Niemiec, bo wszyscy natychmiast dali nogę za pracą i lepszym życiem do landów zachodnich. Same miasta chyba nie były wtedy zadłużone.
Detroit żyło tylko z przemysłu motoryzacyjnego (brak dywersyfikacji). Jak spadł popyt na samochody i ludzie stracili pracę to się wyprowadzili i miasto upadło. Z tych samych powodów pustkami świecą nasze małe miasteczka i wsie. Upadły zakłady pracy, ludzie wyjechali a ceny nieruchomości padły na pysk.
Jak się kupuje nieruchomość mieszkalną, to tylko tam gdzie ludzie chcą mieszkać, a mieszkać chcą tam, gdzie jest dobra praca.
Jak kupuje się lokal usługowy, to tam, gdzie są ludzie (patrz wyżej) i jeszcze w dodatku tam, gdzie jest parking.
Jak się kupuje ziemię, żeby na niej postawić billboard, to tam, gdzie jeżdżą samochody, np przy drodze szybkiego ruchu. Itd, itd...
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
"Czyżby przymiarki do zadrukowania długów? Potem będzie banknot 1000, 2000, 5000... i powtórka z lat 89/90 gotowa :)"
Tak też myślę, ale zobacz niżej
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Ile-w-Polsce-jest-gotowki-Wykres-Dnia-7265797.html
Od kwietnia 2014 mamy tzw. "zmodernizowane" banknoty. Zobaczcie jak od tego momentu skoczyła do góry krzywa banknotów 100 zł. Po prostu dosypali nowych banknotów, a nie wycofali starych.
Tez sposób na dodruk.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
gruby
"Jak się kupuje nieruchomość mieszkalną, to tylko tam gdzie ludzie chcą mieszkać, a mieszkać chcą tam, gdzie jest dobra praca."
No to tylko brakuje jeszcze szklanej kuli żeby przewidzieć które rejony kraju będą za 30 lat funkcjonować, a które polskie aglomeracje skończą jak Detroit. Bo chyba zgodzimy się wszyscy, że inwestycja w nieruchomości w takim na to Wałbrzychu albo innych Katowicach że o Lubinie nie wspomnę mija się z celem ?
Miedź skończy się w Lubinie za 15 lat a węgiel choć jest go dużo jest właśnie na naszych oczach na globalnej scenie politycznie dobijany. Czyli nieruchomości w Katowicach i Wałbrzychu jako perspektywiczna lokata kapitału raczej odpadają. Co do dobrej pracy to też mam mieszane uczucia: ze śmieciówki ciężko odłożyć na domek z ogródkiem, że o kredycie na niego nie wspomnę. Pozostają pracodawcy zagraniczni wyznaczający standard polskiej płacy i socjalu tak jak na przykład LG, Biedronka, Lidl albo Amazon.
W sprawie nowego banknotu o nominale 500 złotych: w Eurozonie funkcjonuje banknot 500 euro
(= ~2200 zł) a w Szwajcarii banknot 1000 CHF (= 4000 zł ), więc 500 złotych w jednym papierku to w porównaniu do innych państw trochę mało. Oczywiście różna jest też siła nabywcza.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
A czy szklanej kuli nie potrzeba do inwestowania na giełdzie?
Miasta, ich dzielnice a także całe państwa i ich regiony mają to do siebie, że jedne rozkwitają, a inne upadają. A wraz z nimi ceny nieruchomości idą w górę lub w dół. Dla niektórych te procesy są łatwiej zauważalne, bo mają dłuższą latencję, niż trendy na giełdzie.
Miasta, gdzie jest zróżnicowany przemysł, porty handlowe, ośrodki akademickie i tam gdzie są urzędy państwowe raczej będą prosperować stabilnie, lepiej niż nastawione na jeden przemysł Detroit, czy miasta, które żyją np. tylko z kopalni.
Oczywiście zawsze inwestując w cokolwiek ponosi się ryzyko wtopienia kapitału. Kto w Detroit przewidział krach i pozbył się nieruchomości ten ograniczył straty, a kto się spóźnił ten został z ręką w.... Jak na giełdzie, tylko trochę wolniej.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
"W sprawie nowego banknotu o nominale 500 złotych: w Eurozonie funkcjonuje banknot 500 euro
(= ~2200 zł) a w Szwajcarii banknot 1000 CHF (= 4000 zł ), więc 500 złotych w jednym papierku to w porównaniu do innych państw trochę mało. Oczywiście różna jest też siła nabywcza."
Myślisz, że chcą sobie uzupełnić kolekcję?
Mnie się jednak wydaje, że to zapowiedź inflacji.
Jak przyjdzie inflacja, to nam się setki i dwusetki nie będą mieściły w portfelu więc będą potrzebne pięćsetki, a bilonu przestaniemy używać w ogóle. Przez dwadzieścia lat istniejące w Polsce nominały wystarczały, a teraz nagle mają przestać wystarczać. To jest niepokojące.
Dokładnie tak było w schyłkowym okresie PRL-u. Monet 1 złotowych przestano używać w celach płatniczych, gdy stały się tańsze od podkładek do gwoździ papiaków i zaczęły być w tym charakterze wykorzystywane (do krycia dachów papą).
Poza tym spróbuj ten banknot 500 euro gdzieś w EU rozmienić.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
gasch
Nie przesadzajmy ani w jedną ani w drugą stronę. Mieszkania w PRLowskich blokach z lat 60tych w gównianym standardzie bez windy są nadal warte przynajmniej połowę (zwykle 70-80%) tego, co nowe, porządne od dewelopera. Nie rozumiem tego, ale takie są fakty przynajmniej w Poznaniu.
Akcje mogą stanieć o 90% w ciągu kilku tygodni bez większych ostrzeżeń. Nieruchomość tanieje tak znacznie tylko w przypadku wojny. Piszesz o Niemczech i Hiszpanii? Ile kosztuje tam metr opuszczonych bloków? Interesowałem się kiedyś zakupem mieszkania w Berlinie wschodnim, i tak trzeba było wybulić 1000 euro/m2.
Za kupnem na kredyt (ładnie Karo porównał kredyt do lewaru, wydaje mi się to bardzo trafne) przemawia też to, że "swoje" mieszkanie przygotowujemy tak jak chcemy. W wynajmowanym ciężko zmienić kolor ścian, że nie wspomnę o przesunięciu owej ściany czy innej poważnej ingerencji.
Po drugie. Mieszkanie na kredyt nie należy do banku jeśli mamy być dokładni.
Bank ma zastaw hipoteczny, ale właścicielem jesteśmy my.
Mieszkanie nie traci wartości tak jak np. samochód. Nie jest warte 50% po 3 latach i 10% po 10.
Poza tym idąc tym tokiem rozumowania samochodu kupować również nie powinniśmy. Sensowny jest tylko wynajem/leasing. Kupowanie czegokolwiek poza jedzeniem również jest nieopłacalne.
Nie popadajmy ze skrajności w skrajność.
Podsumowując, jestem zdania, że dużo zależy od konkretnego przypadku. Jeśli ktoś lubi mieszkać w hotelach, wynajmować mieszkania. OK. Inny woli mieć "swoje" na kredyt, ale móc urządzić je tak jak chce. Jeszcze inny chce mieszkać pod miastem i samemu nadzorować budowę wymarzonego domku "na kredyt".
Opłacalność ekonomiczna to tylko część argumentacji.
Aktualnie kredyt się opłaca, stopy są niskie i rata dla banku jest sporo niższa niż czynsz dla rentiera. Jak będzie za rok nie wiem. Jak będzie za 5-10 lat - raczej sytuacja się odwróci i ze względu na wzrost stóp do poziomów sprzed "cudownej gospodarki", raty wzrosną około 2x co spowoduje załamanie w budowlance "poparte" kiepską demografią i ceny nieruchomości spadną pewnie ze 30%. Wynajem będzie dużo tańszy niż kredyt.
Pozdrawiam
G
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
ziege20
Ceny z dużego miasta w PL podawane z własnego doświadczenia.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
_Misiek_
"Nie przesadzajmy ani w jedną ani w drugą stronę. Mieszkania w PRLowskich blokach z lat 60tych w gównianym standardzie bez windy są nadal warte przynajmniej połowę (zwykle 70-80%) tego, co nowe, porządne od dewelopera. Nie rozumiem tego, ale takie są fakty przynajmniej w Poznaniu."
Od lat 50tych nie mieliśmy dziury do demograficznej, którą będziemy mieć w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat i to co najmniej, a to ona jest raczej głównym czynnikiem, który może zaważyć na przyszłych cenach mieszkań.
gasch:
"Piszesz o Niemczech i Hiszpanii? Ile kosztuje tam metr opuszczonych bloków? Interesowałem się kiedyś zakupem mieszkania w Berlinie wschodnim, i tak trzeba było wybulić 1000 euro/m2."
Nie mam dokładnej wiedzy na temat dzisiejszych cen w tych krajach, ale niewątpliwie znacznie staniały tam mieszkania. 1000 euro za metr to taniej niż w Polsce w wielu miastach. Przeliczając na zarobki to jest przepaść cenowa. Niemcy, Hiszpania. Warto wspomnieć też o Japonii i ich cenach mieszkań na przestrzeni lat w kontekście ichniejszej demografii.
gasch:
"Za kupnem na kredyt (ładnie Karo porównał kredyt do lewaru, wydaje mi się to bardzo trafne) przemawia też to, że "swoje" mieszkanie przygotowujemy tak jak chcemy. W wynajmowanym ciężko zmienić kolor ścian, że nie wspomnę o przesunięciu owej ściany czy innej poważnej ingerencji."
Nie da się ukryć, że to spory plus i problem w przypadku najmu.
gasch:
"Poza tym idąc tym tokiem rozumowania samochodu kupować również nie powinniśmy. Sensowny jest tylko wynajem/leasing. Kupowanie czegokolwiek poza jedzeniem również jest nieopłacalne."
Obracasz w absurd. Zupełnie niepotrzebnie. Samochód kosztuje jednak "nieco" mniej niż sensowne mieszkanie. Zwłaszcza jeżeli kupujemy poza salonami, to jest to zupełnie inna skala, bez porównania łatwiejsza do spłaty. Poza tym ja w żadnym wypadku nie twierdzę, że się "nie opłaca" brać kredytu, tylko że warto rozważyć odłożenie tego w czasie i poczekanie na rozwój sytuacji. Tyle. Przeciętnemu człowiekowi trudno jest uskładać na całość, więc logiczne, że potrzebny jest tutaj kredyt. Ale wszystko z głową zamiast w owczym pędzie.
Nie popadajmy ze skrajności w skrajność.
gasch:
"Opłacalność ekonomiczna to tylko część argumentacji."
Najprawdziwsza prawda.
"Aktualnie kredyt się opłaca, stopy są niskie i rata dla banku jest sporo niższa niż czynsz dla rentiera."
Nie przesadzaj. Nie wiem gdzie tak jest. Może w przypadku kawalerek.
Mieszkanie powiedzmy 60m2 za 4500/m2, teoretycznie bez wkładu 270000,
rata 1500zł/30 lat. Do tego czynsz itp. ze 2000zł za całośc. W tej cenie
spokojnie można znaleźć mieszkanie 60m2. Albo niewiele drożej. A już na pewno
nie "sporo" drożej. O ile nie taniej.
gasch:
"Jak będzie za 5-10 lat - raczej sytuacja się odwróci i ze względu na wzrost stóp do poziomów sprzed "cudownej gospodarki", raty wzrosną około 2x co spowoduje załamanie w budowlance "poparte" kiepską demografią i ceny nieruchomości spadną pewnie ze 30%. Wynajem będzie dużo tańszy niż kredyt."
Właśnie może dlatego warto te powiedzmy 3+ lata poczekać. W końcu nie wiem czy ktokolwiek chciałby całe życie, albo nawet pół, wynajmować:)
również pozdrawiam
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
dziąsłojeremiasza
Unia Europejska przedłużyła w poniedziałek sankcje gospodarcze wobec Rosji za jej zaangażowanie w konflikt na wschodzie Ukrainy. Restrykcje będą obowiązywać do 31 stycznia 2016 roku.
Pzdr
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
observer88
"Mam wrażenie, że nie wszyscy tutaj dostrzegają podstawową różnicę:
Nieruchomość kupiona dla siebie nie jest inwestycją, ale konsumpcją. Generuje koszty, a nie przynosi zysków. Starzeje się i nie ma pewności, czy odsprzeda się ją z zyskiem po latach. Możemy sobie ją jednak używać."
oraz
"Np. złoto lub sztuka nie przynoszą dywidendy, za to generują koszty (przechowywania i ochrony), ale jednak kupujemy je dla spodziewanego wzrostu wartości. Nieruchomości na ogół kupuje się i dla stałego cashflow i dla wzrostu wartości, choć w różnym stopniu spodziewanych. Bardzo dobrze jest, gdy zysk inwestora powstaje przy zakupie danego aktywa. Dzieje się to wtedy, gdy zakup jest okazyjny. Na pewno nie jest to mieszkanie od dewelopera."
Dokladnie o to chodzi choć jak slusznie zauwazyles ludzie nie zwracaja na te niuanse uwagi. a to wlasnie rozroznienie miedzy kredytem konsumpsyjnym - pasywem a cashflow z aktywow chodzi :)
tak na marginesie zerknalem sobie i poprzegladalem oferty najmu mieszkan w Hiszpanii na pierwszej lepszej stronie i przezylem maly szok dot. cen wynajmu. wyglada na to ze mozna wynajac sobie mieszkanie do wyboru do koloru 40-90 m2 nad woda w cenie kawalerki w Waw...
http://www.thinkspain.com/spanish-property/1880704
widze ze warto czytac tego bloga nie tylko z uwagi na tematy merytoryczne Tradera21 ale tez jak ktos lubi cieple klimaty i wode tak jak ja. nie myslalem ze mozna w takiej cenie mieszkac...
pzdr
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
sebo
Co Ci z tego wynajmu w Hiszpanii.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
Jest jeszcze lepiej:
Podobno w Portugalii, ale w interiorze, daleko od morza można nawet otrzymać od tamtejszych gmin za darmochę dom z przyległościami. Warunkiem jest jednak zamieszkanie tam na stałe, a nie tylko wakacyjnie.
Spróbuj się jednak tam utrzymać, skoro wszyscy tubylcy dawno wyjechali do miast za pracą i włodarze gmin w ten sposób próbują ratować zamierające miejscowości. Trzeba mieć pracę przez internet lub właśnie być rentierem.
Poza tym, jeśli się nie mylę to obywatelstwo Portugalii można uzyskać po zakupieniu tam nieruchomości o wartości min. 500 000 euro, z czego ochoczo korzystają Chińczycy.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
observer88
jasne ze zeby pomieszkac np 2 mce w Hiszpanii bardziej trzeba miec jakis swoj biznes lub przychod z najmu niz byc etatowcem bo urlop nie pozwoli..
ale relatywnie mieszkanie nad woda w cieplym klimacie jest duzo tansze niz myslalem,
interior to bym nie bral bo jednak w takich miejscowkach jednak liczy sie piasek, woda, chillout itp przynajmniej dla mnie.
wiec jesli masz cashflow z nieruchomosci i troche wolnego to jest to potencjalne dolce vita w cenie przeplywu pienieznego kawalerki w Warszawie..;)
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Krzysiek
"Mieszkanie na kredyt nie należy do banku jeśli mamy być dokładni.
Bank ma zastaw hipoteczny, ale właścicielem jesteśmy my."
No to uściślajmy.
Tak, jesteśmy właścicielami w sensie cywilnoprawnym (własność jako pojęcie z Prawa Rzeczowego). Ale w sensie ekonomicznym czyli realnym to już tak nie wygląda. Ekonomicznie to co najwyżej jesteśmy właścicielem następującej kwoty: "aktualna wartość transakcyjna(!!!) nieruchomości" - "nasze aktualne zobowiązanie wobec banku" - "koszty transakcji". Zwróć uwagę, że kwota ta może być rzędu 100 zł (tak jest często w pierwszych latach kredytu) albo być wręcz ujemna (wtedy nie dość, że nic ekonomicznie nie mamy, to tak naprawdę jesteśmy na "czystym minusie"). Na ogół zbliżamy się do realnej własności tak po 20 latach (przy kredycie 30-to letnim). Oczywiście własność cywilnoprawna daje nam możliwość sprzedaży i użytkowania nieruchomości. Ale przy sprzedaży otrzymamy kwotę pomniejszona o spłatę hipoteki i koszty. I tylko tej kwoty jesteśmy rzeczywistym właścicielem.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
Jeśli mówimy o kredycie złotówkowym i nie ma problemu ze zmianą wysokości zadłużenia z powodów kursowych, a nieruchomość załóżmy hipotetycznie, że też nie zmieniła wartości, to przy sprzedaży dostajesz mniej więcej swoje pieniądze, które miałeś przy zakupie (wkład własny) i to co wpłaciłeś jako ratę kapitałową przez czas korzystania z kredytu . Tracisz to, co było ratą odsetkową razy ilość miesięcy spłaty, ale to jest koszt pożyczonego pieniądza.
Przecież przed zakupem nieruchomości też nie miałeś kapitału, tylko go pożyczyłeś (poza wkładem własnym), więc nie można oczekiwać, że po sprzedaży mieszkania dostaniesz coś więcej, niż to co było Twoje.
Prawdą jest, że w przypadku rat annuitetowych w pierwszych latach płaci się bankowi głównie odsetki, a kapitału tyle co kot napłakał. Można się jednak z bankiem inaczej umówić, tzn. na raty kapitałowe równe, a odsetkowe malejące, ale wtedy pierwsza rata jest wyższa niż w pierwszej wersji i mniejsza zdolność kredytowa, więc wszyscy łapią się na przynętę. Potem jest zdziwko, że tak dużo spłacone, a kapitału do spłacenia zostało prawie tyle co na początku.
Jeszcze gorzej, jak nieruchomość straci w tym czasie wartość. Ale wtedy ponosisz konsekwencje lewarowania inwestycji. Jak kupujesz na giełdzie papiery z lewarem i spadnie ich wartość, to też tracisz wszystko z prędkością światła.
A jak jeszcze tam mieszkałeś ponosząc koszty czynszu do administracji, zamiast ciągnąć z tej nieruchomości cashflow, to raczej trudno nazwać to inwestycją, tylko właśnie konsumpcją, która wyjdzie drożej niż wynajem.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
"Poza tym idąc tym tokiem rozumowania samochodu kupować również nie powinniśmy. Sensowny jest tylko wynajem/leasing. Kupowanie czegokolwiek poza jedzeniem również jest nieopłacalne."
To wcale niegłupie rozumowanie.
Znam rodzinę, i to wcale nie biedną, która autentycznie korzysta wyłącznie z taksówek. Jak sobie policzyli utratę wartości samochodu w okresie posiadania, koszty ubezpieczenia, przeglądów, napraw i paliwa podzielone na każdy miesiąc posiadania, to im wyszło, że taniej wziąć od czasu do czasu taksówkę. Dla mnie to był szok, bo lubię wolność i niezależność, ale jak widać to kosztuje.
Fakt, że mieszkają w centrum Warszawy, wszędzie mają blisko, ale dla osób mieszkających pod miastem jest to nierealne.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
gasch
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
_Misiek_
"http://www.bankier.pl/wiadomosc/Koniec-swiata-finansista-radzi-trzymac-pieniadze-w-materacu-7265850.html"
Ciekawe są te fragmenty artykułu:
" Lęk przed załamaniem systemu bankowego powoli przestaje być domeną „oszołomów”.[...]
"Do tej pory ostrzeżenia przed trzymaniem pieniędzy w bankach były raczej domeną wyznawców „teorii spiskowych” i uznawane za niedorzeczność przez większość ekspertów. "
"Oszołomy", "teorie spiskowe". Coś takiego:). Kryzys 2008 też był przecież wymysłem "oszołomów" i "teoretyków spisków". Większość "ekspertów" uznała, że to niedorzeczności same, to nie może być przecież inaczej. Kryzys zaczął się nie wiadomo skąd, może przywieźli go kosmici jak kiedyś Amerykanie stonkę. Niewygodna prawda jest zbyt niewygodna.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
matimateo89
Dla mnie to właśnie nieposiadanie samochodu daje poczucie wolności i niezależności. Mając samochód muszę myśleć o tankowaniu, przeglądach, ubezpieczeniu, utracie wartości, naprawach, parkomatach, kosmetykach samochodowych, systemach antykradzieżowych... Wszystko na mojej głowie. Zamiast tego wolę zapłacić za bilet i mieć wszystko "gdzieś". To mi daje poczucie wolności.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Muchaa
dwagrosze.com zrobił kiedyś analizę 4-6 lat temu jak to wygląda w innych krajach były tabele
były rynki badane Niemiec, Holandii, USA, Japonii, Kanady i paru innych krajów, w niektórych krajach nawet po 2 cykle był wymienione , wynikało z tego że dobra cena jest 1,2m2 za średnią pensję a kiedy była bańka ceny dochodziły do 0,8m2
Wiec nasz rynek jest przeszacowany znacznie i w 2004 toku też był
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
uajka
"Mając samochód muszę myśleć o tankowaniu, przeglądach, ubezpieczeniu, utracie wartości, naprawach, parkomatach, kosmetykach samochodowych, systemach antykradzieżowych... Wszystko na mojej głowie"
Serio,strach żyć, tyle pułapek na nas czeka.
A moze lepiej skupic sie na robieniu pieniedzy by koszty samochodu (ktore moga byc bardzo niskie) byly nieistotne.
Ostatnie komenty bardziej by pasowały do bloga jakoszczedzacpieniadze a nie o inwestowaniu.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
trader21
Nie możesz porównywać krajów o różnym stopniu rozwoju gospodarczego.
W krajach o bardzo wysokich wynagrodzeniach mieszkanie średniej wielkości kupujesz za 3-4 letnią pensję.
W krajach biedniejszych czas ten wydłuża się 3-4 razy.
Czy wynika z tego że w krajach rozwiniętych mieszkania są tanie? Oczywiście że nie.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
supermario
Czy faktycznie tak jest w Hiszpanii jak mówi M.Armstrong.
"MA: To jest totalna kontrola i to jest przerażające ponieważ byłem niedawno w Europie. W Hiszpanii zamknęli sprzedawców monet. Możesz sprzedać swoje złoto ale nie możesz znaleźć bulionowego złota do kupienia. Nawet banki już go nie sprzedają. Można kupić we Włoszech i w Niemczech. Francja też zamyka sprzedaż i Hiszpania. Próbują zabić jakąkolwiek podziemną ekonomię. To jest bardzo interesujące i to jest kierunek w jakim chcą iść. Oni nigdy nie widzą siebie jako problem. Ty jesteś problemem."
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
gruby
"Czy wynika z tego że w krajach rozwiniętych mieszkania są tanie? Oczywiście że nie."
Dyskusja sprowadza się do pytania czy należy porównywać ceny w różnych krajach w sposób bezwzględny czy też dopiero po uwzględnieniu płac. Jeśli ktoś jest aktywny zawodowo to jak najbardziej jest zainteresowany wyciśnięciem jak największej wartości ze swojej pracy i płacy. Dla takiej osoby odpowiedź "ile lat muszę pracować na własny domek" jest o wiele ważniejsza od odpowiedzi "ile kosztuje ten domek". Pracującego konkretna cena nie interesuje w tym znaczeniu, że on nie płaci pieniędzmi lecz tak naprawdę swoją pracą.
Z drugiej strony istnieją również emeryci oraz rentierzy czyli ludzie, którzy nie muszą już pracować mimo tego że jeszcze mogliby. Dla nich lokalny poziom płac nie ma znaczenia, bardziej liczą się klimat, otoczenie, sąsiedzi czy przyjazność urzędów no i oczywiście ceny bezwzględne. Oni nie płacą za nieruchomości swoją pracą lecz pieniędzmi, czyli zmagazynowanymi, wymiernymi efektami swojej poprzedniej pracy.
Obydwaj macie rację, bo obydwaj patrzycie na ten sam problem z różnej perspektywy.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
trader21
Metale od zawsze kupowałem w Polsce (ceny i znajomości) lub Estonii (vat na srebro). W Hiszpanii kiedyś sprawdzałem ceny ale były one sporo wyższe niż w w/w jurysdykcjach. Nie wiem czy rzeczywiście rząd blokuje sprzedaż metali gdyż mieszkam na wyspie i do Barcelony latam tylko sporadycznie. Na pewno Martin przesadza z kontrolami kapitału. Kto ma ochotę płaci gotówką nawet sporo powyżej limitów i nikt z tego nie robi sprawy. Mimo, iż poziom biurokracji jest wyższy niż w Polsce to podejście urzędników do petentów czy kultura obsługi jest na nieporównywalnie wyższym poziomie.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
papilla
https://www.lingoro.com/
Przykładowy hiszpański diler. Nie znam języka, ale wydaje się, że sklep normalnie działa?
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
matimateo89
"A moze lepiej skupic sie na robieniu pieniedzy by koszty samochodu (ktore moga byc bardzo niskie) byly nieistotne. Ostatnie komenty bardziej by pasowały do bloga jakoszczedzacpieniadze a nie o inwestowaniu."
Nie bądź takim doktrynerem. Inwestowanie i ograniczanie wydatków to dwie strony tego samego medalu. Możesz zarabiać miliony, ale nic Ci to nie da, jeśli nie będziesz tymi pieniędzmi rozsądnie zarządzał ograniczając wydatki (patrz: historie wielu młodych sportowców). Blog jest o inwestowaniu, ale dygresja na temat oszczędzania chyba nikomu krzywdy nie zrobi. Widziałem opracowanie, według którego istnieją dwie kategorie wydatków, które "zaskakują" Polaków najczęściej (kosztują więcej niż początkowo zakładali). Te wydatki to jedzenie oraz samochód. Z jedzenia zrezygnować się nie da, ale z samochodu owszem, o ile są spełnione pewne warunki (brak rodziny, dobra komunikacja zbiorowa etc.).
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
Po prostu społeczeństwo się zmienia i obecnie docenia inne sprawy, niż dawniej. Wygodę, mobilność i brak konieczności zajmowania się drobnymi przyziemnymi i upie..wymi sprawami. Podobnie obecnie więcej ludzi mieszka w wynajętych mieszkaniach niż dawniej, bo tak chcą.
Trader wynajmuje, bo tak chce i dlatego, że mu się to bardziej opłaca, a nie dlatego, że go nie stać na własny dom.
Przykład rodziny, która nie chciała mieć samochodu tylko jeździła taksówkami, był po to, żeby pokazać, że są ludzie, którzy tak sobie urządzają życie, bo tak chcą. To naprawdę bogaci ludzie, on jest w zarządach kilku spółek, ona nie musi pracować, dzieci w prywatnych szkołach. Tylko jedna rzecz: jeszcze poprzednie pokolenie w ich rodzinach żyło tak, że mieli szofera, kucharkę, ogrodnika, pokojówkę itd. Oni kontynuują taki styl życia, z tym, że wynajmują te usługi.
W końcu niedawno kupili samochód po urodzeniu się czwartego dziecka. Inwestowanie w dzieci to też tradycja w rodzinach z tych środowisk.
Chodziło też o to, żeby odróżnić to, co używamy na własne potrzeby (konsumujemy) i co generuje nam koszty, czyli nieruchomość w której mieszkamy, własny samochód itp. od inwestycji w nieruchomość, czyli takiej, w której nie mieszkamy, tylko ma na nas pracować.
Nawet tu, na blogu o inwestowaniu ciągle wiele osób nazywa kupno mieszkania na własne potrzeby inwestycją.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
papilla
Jak nie nazywać zakupu dla siebie inwestycją?
A co jeśli byśmy kupili mieszkanie na wynajem, a jednocześnie mieszkali w drugim wynajmowanym od kogoś. A czy kupując dla siebie, nie można by powiedzieć, że je wynajmujemy od samego siebie.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
marek
"A jak jeszcze tam mieszkałeś ponosząc koszty czynszu do administracji, zamiast ciągnąć z tej nieruchomości cashflow, to raczej trudno nazwać to inwestycją, tylko właśnie konsumpcją, która wyjdzie drożej niż wynajem."
"...wyjdzie drożej niż wynajem" - nie mogę się z tym zgodzić ponieważ mając 27 lat, za 40 lat wynajmu za 1500 zł (nie jakaś kawalerka tylko normlane mieszkanie 2 pokojowe) zapłacę 720 000 i nie będę miał nic po tych 30 latach i jak będę dalej żył to dalej będę płacił 1500 zł za wynajem co miesiąc.
Jednak jakbym wziął kredyt teraz na 20 lat, wysokości 380 tys, to przy stałym całkowitym oprocentowaniu równym 8% (przez te 20 lat) oddam w odsetkach 382 000, ale będę miał nieruchomość na którą wydałem z wykończeniem i remontami 500, ale nawet jak będzie warta 2x mniej (250 tyś), to dalej jestem do przodu, bo 500 + 382 = 882 tys, sprzedam za 250 tys i wychodzi: 632 tys to jest moja "strata" na kupnie, a "strata" na wynajmie w perspektywie 30 lat 720 tys. czyli więcej.
Wynajem się opłaca gdy masz zamiar kótko żyć lub jak chcesz być mobiliny i nie chcesz mieszkać w jednym miejscu.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
marek
Wartość mieszkania wykończonego po 30 latach: 250 tys.
Po 40 latach mamy: 930 tys. poniesionych kosztów i mieszkanie wartości 250 tys.
Po 40 latach wynajmu mamy: 720 tys. poniesionych kosztów i nadal nie mamy mieszkania (wynajmujemy dalej).
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
marek
Bardzo brzegowy przykład tym samym nie trafiony moim zdaniem.
Podam również brzegowy przykład, ale jednak jest to przykład rzeczywisty tzn. realny. Czytam tego bloga i komentarze i w kwestii gospodarczo/ekonomiczno widzę tu WIELE bardzo mądrych głów. Mają one swoje teorie i z niektórymi między sobą się zgadzają, a z niektórymi nie. Sam Trader21 jest jedną z takich mądrych głów, a na pewno wiele mądrych, czy mądrzejszych głów nawet od autra bloga tylko czyta i się nie udziela. Istota jest taka, że każda z tych mądrych głów w przewidywaniach ekonomicznych, może się mylić i nie mieć racji, a wszystkie założenia mogą legnąć w gruzach - bo obiorą inny kierunek - już jedną decyzją. Konsekwencje podjętych decyzji, które nakręcają mechinę, nie są do przewidzenia zanim one nastąpią. To są realia i mądra głowa kalkulująca KAŻDE ryzyko nie pomoże.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
Jedną z polecanych przez Tradera pozycji jest seria książek Kyosakiego, w tym również " Jak inwestować w nieruchomości" Kena McElroya. Najlepiej to czytać razem z krytyką jego porad zawartą np. tu:
http://www.johntreed.com/Kiyosaki.html
Jest to typowa literatura tzw. "motywacyjna", a Kyosaki najwięcej zarobił na sprzedaży swoich książek, a nie na tym co proponuje czytelnikom, ale mimo wszystko warto przeczytać, bo jest tam kilka celnych definicji i spostrzeżeń.
Choćby to, czym w ogóle jest inwestycja nie tylko w nieruchomości.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
marlod74
O pensji netto czy brutto była mowa? Jak rozumiem, brutto do średniej ceny transakcyjnej za nowe mieszkania, czy też z rynku wtórnego?
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
novotarq
Załóżmy, że Twoje wyliczenia są słuszne. Czyli po 40 latach, mając spłacone mieszkanie jesteś 680 tys do tyłu (930 - wartość mieszkania), przy najmie jesteś 720 tys do tyłu. Różnica to 40 tys, dzieląc to przez 40 lat wychodzi 1000 zł rocznie, czyli jakieś 80 zł miesięcznie.
Czy dla 80 zł miesięcznie (jakieś 2-3% dochodu statystycznego Polaka) uważasz, że sensownym jest ryzykowanie całym majątkiem w razie jakiejkolwiek wtopy? Ta wtopa to nie musi być od razu kryzys tysiąclecia, wystarczy że kredytobiorca zachoruje, straci pracę etc.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
erjot
Pozdrawiam. Erjot
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
lbfx
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
papilla
Już ktoś to kiedyś tutaj w komentarzach liczył. Koszt obsługi takiego lewara był na tyle duży, że traciło to sens na dłuższą metę.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
erjot
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
Zgadzam się z Tobą "w całej rozciągłości". Kiedy kupowałeś? Mi się udało min. upolować okazję w grudniu 2008, kiedy wszystko stanęło, nikt nikomu nie udzielał kredytów, na giełdzie lała się krew.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
erjot
Kupowałem małe mieszkania od połowy 2013, zakończyłem w sierpniu 2014.
Chyba się trochę spóźniłem (rok?), ale nie wiele. Nie jest łatwo upolować okazję. Akcje i fundusze sprzedałem w 2007 i cały 2008 "siedziałem" na gotówce w licznych bankach, modląc się aby żaden nie upadł. Wiosną 2009 z "duszą na ramieniu" wróciłem stopniowo do akcji. W 2011 przesiadłem się na lokaty (7-8%), jak wygasły zacząłem się rozglądać za nieruchomościami. Chcę je trzymać do następnego boomu (jeżeli się trafi w ciągu kilkunastu lat), czyli jak rentowność spadnie poniżej 3-4%. Chyba, że będzie duża inflacja - wtedy nie będę ruszał mojej emerytury. Ogólnie nie trzymam "prawnego środka płatniczego" a ostatnio biorę trochę złota.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Maciu
Zalety:
-w cenie mieszkania o połowę mniejszego
-uniknąłem "wstrzelenia się " w górkę cena mieszkania/CHF, gdyż był to proces rozłożony na kilkanaście miesięcy
-pomimo wzrostu CHF i spadku wartości jeszcze jesteśmy z nieruchomością więcej wartą od kredytów
-możliwość zabezpieczenia i uzyskania pożyczki hipotecznej, która uratowała finanse przy zdarzeniach losowych ( choroba, zmiana pracy, gwałtownie narastające długi - pozwoliło na wyjście ze spirali zadłużenia).
Spostrzeżenia:
- porównanie wzrostu zarobków brutto w moim PIT oraz średniej krajowej przez ostatnie 10 lat pozwala na wnioski : poprawa stosunku w obu przypadkach przychody do rata zarówno w kredycie CHF , a już szczególnie PLN. Także jeśli chodzi o relację roczny brutto PIT do kredyt total.
- żeby utrzymać podobny poziom życia w Polsce trzeba co 10 -15 lat zarabiać o jedno 0 (zero) więcej - oszukaństwo między GUS a spadkiem siły nabywczej pieniądza i "moją inflacją" ( dzieci, szkoła, lekarstwa, inwestycje we własny rozwój)
- kredyt pozwolił na mieszkanie przez ostatnie 10 lat w fajnym domu , dobrej lokalizacji, ciszy, z sąsiadami od których wiele się nauczyłem ( dobrze sytuowani, rozsądni, ) dzieci mają kolegów do których nie muszę zabraniać im chodzić.
- jeśli weźmiecie pod uwagę co pisze Trader21 odnośnie walut fiat, to musi zadziałać mechanizm "wypłukiwania" długu po 15-20 latach poprzez gwałtowny spadek wartości pieniądza. co do stóp procentowych - ich wzrost koreluje ze wzrostem cen , a wzrost cen wymusza wzrost płac. Na pewno trzeba mieć odłożone środki na okresy przejściowe . Myśle, że 1 rok jak pisał Trader21 to dużo, ale mam nadzieję, że 3- 6 miesięcy powinno wystarczyć.
- po informacji o 500 PLN z Sobieskim od razu przypomniałem sobie piękny banknot z Chopinem o nominale 5000 PLN - pamiętacie?
- jeśli ktoś na starcie ma "malucha" za 4 tys. , to taka konsumpcja w dom daje szansę na jakiekolwiek oszczędności w trakcie życia. Spotkaliście człowieka który mając 25 lat potrafi sobie narzucić rygor, żeby nie wydać zarobionych pieniędzy, jest na tyle dojrzałym inwestorem, żeby przez 30-40 lat ochronić kapitał, który jest wypracowany? Może naszą dyskusję należy podzielić na grupy : bez kapitału, dochody do 4 średnich krajowych, 1 mln euro na starcie itd, itd,
Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za komentarze
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
lagerloff
Najważniejsze jest zachować umiar i biorąc pod uwagę możliwość wzrostu raty kredytu wybrać mieszkanie (kredyt) z którym powinniśmy dać sobie rade zamiast od razu żyć ponad stan. Jak będziemy zarabiać więcej można przecież spłacić wcześniej kredyt albo sprzedać i kupić inne. Każdy ma inna sytuację i nie ma co generalizować.
Ciągle powtarzany argument, że za 30 lat to nie wiadomo co będzie, może będzie wielki kryzys, nieruchomości stracą itp. Pewnie, że nie wiadomo, ale równie dobrze można dużo stracić lokując pieniądze gdzie indziej, przez inflację itp. Zwolennicy najmu ciągle powtarzają, że wynajmując może zmienić w razie co mieszkanie na tańsze, albo wynająć tylko pokój na przeczekanie a kupujących stopy % zabiją a wartość mieszkania spadnie niemal do 0. Bezdyskusyjnie najem jest bardziej elastyczny i mniej ryzykowny, ale kupując mieszkanie przecież widzisz co dzieje się na rynku i możesz reagować tzn. sprzedać, wynająć, spłacać szybciej albo nawet wynająć pokój jak już w takie skrajności wpadamy.
Co do samych spadków cen to znowu ciężko uogólniać. Podane przez tradera21 czynniki wpływające na spadki są niepodważalne w sakli kraju, ale już zupełnie inaczej może to wyglądać w najprężniej rozwijających się miastach (Warszawa, Wrocław, Kraków..) ludzie migrują do dużych miast za pracą wypełniając lukę powstałą w skutek demografii i emigracji. Co do imigrantów np. z Ukrainy to Ci też kierują się do dużych miast gdzie mogą znaleźć prace a nie równomiernie po całym kraju.
Dodatkowo ludzi chętnie kupują mieszkania w nowym budownictwie (po 2000r) i na takie mieszkania jest popyt. Podażą tych mieszkań sterują głównie deweloperzy, którzy w zależności od aktualnego popytu sterują podażą tak żeby ceny były stabilne, więc najwyżej w następnych latach będą mniej budować tak jak było to po kryzysie, żeby tylko utrzymać ceny. Ceny spadają głównie mieszkań w blokach, zniszczonych kamienicach i słabych lokalizacjach. Przed 2008r ceny rosły m.in. dlatego, że była mała podaż. Teraz jest znacznie większy wybór, skutek jest taki, że te najsłabsze mieszkania tracą na wartości, ale nowe budownictwo i dobre lokalizacje trzymają cenę i w dużych, rozwijających się miastach przedstawione powody do spadków tracą na znaczeniu.
Myślę, że można kupić mieszkanie na kredyt bez wielkiego strachu przed wielką utratą jego wartości, wzrostem wysokości raty, której nie damy rady spłacić i ciesząc się komfortem „własnego” mieszkania.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Maciu
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
Dziś jest odwrotnie, czyli normalniej. Gdy chcemy pozbyć się nowego musimy mocno obniżyć cenę w stosunku do tej zapłaconej w salonie, a stary jest dramatycznie tańszy niż nowy, chyba że ma wartość kolekcjonerską.
Kupno na kredyt samochodu lub też nieruchomości dla siebie jest teoretycznie tym samym. Nie przynosi bieżących dochodów. Z tą różnicą, że samochód gwałtownie traci na wartości, a nieruchomość znacznie wolniej, a nawet niekoniecznie. Może nawet zyskiwać, jeśli kupiona z głową, najlepiej w cenie niższej od aktualnej rynkowej, w dobrej lokalizacji, dobrze utrzymana.
I tylko w tej sytuacji zgodzę się, że nieruchomość na własne potrzeby może być inwestycją.
Nieruchomość powinna zarobić na spłatę kredytu i jeszcze powinno coś zostać dla właściciela. Jeśli właściciel zarabia na etacie lub we własnym biznesie na spłatę tego kredytu, to niech się jak najbardziej cieszy własnym domem, czy mieszkaniem, ale nie tego nie nazywa inwestycją, chyba, że w sytuacji jw.
Poza tym mam podobne spostrzeżenia do @maciu, szczególnie to:
"- porównanie wzrostu zarobków brutto w moim PIT oraz średniej krajowej przez ostatnie 10 lat pozwala na wnioski : poprawa stosunku w obu przypadkach przychody do rata zarówno w kredycie CHF , a już szczególnie PLN. Także jeśli chodzi o relację roczny brutto PIT do kredyt total."
I to jest to, dlaczego lubię nieruchomości. Mimo wszystko.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
quidditch2
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Karo
@ Maciu napisał:
" Spotkaliście człowieka który mając 25 lat potrafi sobie narzucić rygor, żeby nie wydać zarobionych pieniędzy, jest na tyle dojrzałym inwestorem, żeby przez 30-40 lat ochronić kapitał, który jest wypracowany?"
No niestety trzeba sobie ten rygor narzucić, przynajmniej na początku, nawet w znacznie młodszym wieku, właśnie jak się jeszcze ma niewielki kapitał. Tylko jednostki twarde, potrafiące sobie czegoś odmówić, nierozmamłane dobrobytem do czegoś dochodzą. Dlatego jest ich tak mało. Już tu była o tym mowa jakiś czas temu.
Nie jest tak, że nam się wszystko od razu należy tu i teraz. Albo się jest inwestorem, albo konsumentem.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
SmartMiniGroup
Widzę że na szczęście nie tylko ja tak myślę. Idealnie rozpisałeś przykład Za i Przeciw PawleB.
Robkov przerabiałem te same argumenty z moimi znajomymi, skończyło się na tym że zerwałem "z tematem" kopać się z koniem nie ma sensu.
I dobrze zaznaczył @gash ... że dziecku można zostawić dom / mieszkanie w spadku. Ale... co dziecku z mieszkania jak np. po ukończeniu szkoły zechce ruszyć w świat? Oj! Przypadków takich znam ze 100. Jak nie lepiej. Rodzice myśleli pokoleniowo, budowali domy wielopokoleniowe, stoją puste. Dziadków już nie ma, dzieci wyjechały w świat a rodzice zostali z kolosem do ogrzania i bez perspektyw żeby sprzedać.
Ja tam osobiście wolę wynajmować, nie chcę WIĄZAĆ się z jednym miejscem. Dziś jest dobrze w Irlandii, a za X lat może się okazać że będzie trzeba wyjechać np. do Grecji... Hahaha, nie no żarcik :D choć już tyle widziałem i tyle się zmieniło za mojego życia że nie mówię NIE :)
Pozdrawiam.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
SmartMiniGroup
Masz masę racji. Choć ja wynajmuję DOM nie mieszkanie. I wcale nie twierdzę że wynajem jest MEGA lepszy od kupna jednak przyjrzyjmy się kilku faktom.
Wynajmowałem z narzeczoną piękne mieszkanie w centrum miasta. 1 PROBLEM. Sąsiedzi, 2 mieszkania obok którzy non stop robili imprezy, noce nie przespane. Garda (irlandzki odpowiednik policji) co z tego że interweniowali? Jak tylko znikali za rogiem impra rozkręcała się od nowa. I tak... pewnie balują do dziś, tyle że ja już mam spokój.
Przykład drugi. Znam parę, która wprawadziła się na "swoje" choć jeszcze bankowe na nowiutkie osiedle. Oj, szampan się lał ze szczęścia. Rok, drugi, trzeci i obok szczęśliwej rodzinki z nowo narodzonym dzieciakiem wprowadzili się (Irish Travellers) więcej o nich znajdziesz w necie.
Domy co chwila okradane, kradną ropę ze zbiorników do ogrzewania domów, dewastują auta, oni naprawdę za nic mają prawo i jakiekolwiek regulacje. Garda, jak o nich słyszy to robi się głucha. Nie mylić ich proszę z Romami lub Cyganami. Choć tak naprawdę to mają podobnie wszystko gdzieś liczy się tylko ich potrzeba a gdy ktoś ma inne zdanie to np. spalą mu auto.
Irlandczycy ich nie trawią, dostają białej gorączki jak się z nimi zaczyna rozmawiać o Travellersach. Hieny socjalne i do tego wszystko dewastujące. Nietykalni!
Wróćmy do naszej pary, kobieta + chłopak + dziecko, kredytu im zostało jeszcze z 25 lat i towarzystwo, wręcz wyborowe, dziś plują sobie w brodę i mówią: gdybyśmy to wynajmowali już by nas tu nie było. No ale to swój dom przecież, kredyt też swój...
Więc @abc123 WSZYSTKO ma swoje plusy i minusy. Pozdrawiam.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Muchaa
http://dwagrosze.com/2008/06/czy-ba-si-dugiego-kryzysu-w.html
tutaj jest ten artykuł i na podstawie tej tabeli co jest ktoś to opisywał , być może nie cynik a ktoś na linku podanym u niego na blogu który aktualnie nie znajduje strony , robił takie wyliczenia , nie jestem tego artykułu wstanie wyszukać na którym było to porównanie że od 0,8 do 1,2 m2 za średnią pensję ceny mieszkań się kształtowały, dwagrosze był na topie wtedy i być może ktoś rozwijał jego tematy , na pewno to gdzieś wiedziałem bo w 2011 podawałem to tez na swoim blogu
@trader21
Tutaj cześć artykułu z mojego bloga (kiedyś przez chwilkę trenowałem składnie zdań tak by dawało się czytać ; D)
cytat za stroną wiadomosci24 z 2006.12.29
"Rok temu bez większego trudu można było kupić mieszkanie na rynku wtórnym po ok. 1600-1700 zł za metr kwadratowy. W połowie tego roku było to już 2200-2300 zł. W grudniu najtańsze oferty przekraczają 3000 zł za metr, a są to nierzadko mieszkania do remontu"- dziś 4400m2 wzrost ceny o 258%
rok 2005 cena mieszkania 1600-1700m2 "Przeciętne wynagrodzenie w IV kwartale 2005r. 2528,62 zł" za stroną Netto 1712,73 czyli można było kupić za średnią pensje jeden metr kwadratowy mieszkania na rynku wtórnym "
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/w_lodzi_oszalaly_ceny_mieszkan_15254.html
link do artykułu z wiadomości
http://www.4un.pl/zus/podstawy.php
link do strony skąd brane było średnie wynagrodzenie
Jak widać w 2005 roku można było kupić 1m2 na rynku wtórnym za średnia pensję konkretnie na rynku łódzkim
to pewnie w 2004 jeszcze więcej troszkę a u Ciebie pojawia się w 2004 roku 0,61m2 , może w Warszawie wystartowały szybciej ceny a ty masz dane z Warszawy ?
Nie sprawdzając mogę założyć że w 2002 czy 2003 można było kupić 1,2m2 za średnią pensję , więc nie taki nasz rynek inny niż krajów rozwiniętych.
@gruby
Ja nie pisze nic by mieć rację , widziałem kiedyś takie wyliczenia więc zasugerowałem że coś takie występuje w innych krajach.
@marlod74
Szczerze nie pamiętam do jakiej ale polski rynek liczyłem do tego ile rzeczywiście ktoś dostaje i logiczne wydaje się że ktoś wyliczał tak samo , bo to stanowi siłę nabywczą konsumenta
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
architekt
fajnie, że dzielisz się konkretnymi typami. w chinach jednak nieciekawie, chyba że ktoś shortuje. pod koniec maja wymieniłeś kilka ETFów, ale od tego czasu tylko negatywne wiadomości. ciekawe czy i jak szybko fala spadków rozleje się na świat:
http://www.etf.com/CHIX, http://www.etf.com/ASHS, http://www.etf.com/CNXT.
z akcji biotech jedne już lecą, inne niezdecydowane. może ktoś je śledzi i zna przyczyny (konkretne ich nowe wynalazki lub ich brak i ich wpływ na cenę, albo to po prostu obecna niepewność na rynku):
http://www.nasdaq.com/symbol/adxs/interactive-chart?timeframe=6m&charttype=line
http://www.nasdaq.com/symbol/ekso/interactive-chart?timeframe=6m&charttype=line
http://www.nasdaq.com/symbol/vrx/interactive-chart?timeframe=6m&charttype=line
http://www.nasdaq.com/symbol/anac/interactive-chart?timeframe=6m&charttype=line
w Stanach jeszcze "pompują":
http://www.etf.com/XBI, http://www.etf.com/IBB, http://www.etf.com/SBIO.
zadałeś pytanie "te akcje rosną jak na drożdżach,ciekawe czy ktoś jest na tyle odważnym ,żeby je kupić?". moje odczucie po tekstach, które czytam, jest takie, że strumień ludzi, dawców kapitału do wznoszenia trendu na nowe wyżyny raczej wysycha. czas "golenia" wygląda na bliski.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
architekt
dopóki nie stworzę swojej skromnej strony, zostawię ślad po sobie na blogu Tradera. short na parze EURUSD, otwarcie piątek (19.06), zamknięcie wtorek (23.06), trzymałem tylko przez 164 pipsy, wahanie było większe, ale i tak jestem zadowolony. moje sygnały (ogólnie na obecny tydzień) były takie:
układ z wykresów 3 i 5 miesięcy dla dollar index. akurat z tych przedziałów czasowych dobrze czyta mi się niektóre zmiany trendu (może ktoś coś od siebie doda, z własnego doświadczenia na co patrzy) http://i.imgur.com/VcLj4JH.png, http://i.imgur.com/wmGgPCA.png.
dodatkowa wskazówka po raporcie COT, mocne wyjście z pozycji short przez commerciale http://i.imgur.com/g7k67yK.png.
możliwy wpływ Grecji uważałem raczej za mało istotny. ponadto z tekstów, które czytam bardziej "wychodziło" wyczerpanie się siły do dalszych spadków dolara.
spójrzcie na 50 letni wykres dollar index http://stooq.pl/q/?s=dx.f&c=50y&t=c&a=lg&b=1. kto przewidzi co dalej?
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
ziege20
czyli w skrócie - bydzie jak bydzie.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
trader21
Biotech z kolei ja analizowałem przez ostatni weekend na zlecenie jednego z klientów. W mojej ocenie jest on w fazie ostrego przeszacowania o ile nie bańki spekulacyjnej.
Jeżeli nie wejdziemy w hiperinflację w USA to sektor ten czeka w mojej ocenie zjazd o 60% lub więcej. Na pewno spadek będzie większy niż średnia dla DOW czy S&P.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00
Caravaggio
Witam, mam pytanie do Tradera21.
Czy spadek liczby ludności jest dobrym argumentem przeciwko kupowaniu mieszkania na wynajem?
Polska na chwile obecną ma jeden z najsłabiej rozwiniętych rynków najmu ze wszystkich krajów Unii Europejskiej ( choć dynamicznie się rozwijający). W takich Niemczech rynek najmu jest prawie 10 krotnie większy. W związku z powyższym uważam, że argument ze Polsce demografia spada i jest to jedna z głównych przyczyn nie kupowania mieszkania pod najem, nie do końca jest trafiony. Dodatkowo warto zerknąć na najnowsze prognozy.
Według Gusu liczba ludności do 2050 w Polsce ma spać o 11,8 % procenta.
http://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/ludnosc/prognoza-ludnosci/prognoza-ludnosci-na-lata-2014-2050-opracowana-2014-r-,1,5.html
Oczywiście w miastach procent spadku będzie większy ( ok. 20 %) co nie zmienia faktu że przy założeniu że trend wzrostowy rynku najmu utrzyma się i dojdzie chociażby do poziomu europejskiego, ogólna liczba ludności dla rynku najmu będzie miała znaczenie drugorzędne.
Druga sprawa jest imigracja oraz emigracja na zachód. Patrząc na obecną sytuację, rozsądne wydaje się założenie, że coraz mniej ludzi będzie opuszczać Polskę( ze względu na poprawę sytuacji gospodarczej w okresie długo terminowym), a więcej będzie napływać( ze względu na fatalną sytuację na Ukrainie i Rosji, również patrząc długo terminowo).
NIe odwróci to demografii, ale może mieć korzystny wpływ na najem. Nie znalazłem na ten temat badań ale podstawie własnych subiektywnych obserwacji stwierdzam, że imigranci raczej wynajmują mieszkania niż kupują ( wiadomo nie wszyscy, chodzi o proporcję).
Pozdrawiam.
Ostatnio modyfikowany: -0001-11-30 00:00