Zgodnie z zapowiedzią, publikujemy drugą część artykułu nt. najważniejszych wydarzeń 2018 roku. Tym razem skupiliśmy się na geopolityce.


Bliski Wschód i ponowne napięcia wokół Iranu


Niezależnie od pozytywnych reform przeprowadzonych przez Donalda Trumpa, obecny prezydent USA ma jedną wadę typową również dla poprzednich przywódców tego kraju. Jest silnie uzależniony od amerykańskiego kompleksu militarno-wojskowego, który potrzebuje wojen, by generować zyski. Znakomitym przykładem „poddaństwa” Trumpa były wydarzenia z 7 kwietnia, kiedy to pojawiły się informacje o rzekomym ataku chemicznym syryjskiego przywódcy Assada przeprowadzonym na własnych obywatelach. Byliśmy wówczas zdumieni – dlaczego polityk, którego sytuacja właśnie znacząco się poprawia, miałby nagle atakować własnych obywateli w tak straszny sposób? Opisaliśmy nasze wątpliwości szerzej 12 kwietnia w artykule „Czy konflikt w Syrii przerodzi się w III Wojnę Światową?

Dwa dni później doszło do pokazowego ataku na Syrię z użyciem rakiet Tomahowk. Zniszczono dokładnie 3 cele przy użyciu 105 rakiet (wartość ok. 100 mln USD). W późniejszej wypowiedzi Trump zaczął kierować narrację już w stronę Iranu, który miał opowiedzieć się: „czy chce stać po stronie tyrana Assada czy też budować z innymi bezpieczeństwo na świecie?”.

Nie minęło dużo czasu i Stany Zjednoczone posunęły się do kolejnej manipulacji. Na początku maja Amerykanie wycofali się z porozumienia nuklearnego z Iranem. Jako powód podano kontynuowanie przez Iran prac nad bronią atomową (aż przypomniała się napaść na Irak uzasadniona rzekomym posiadaniem przez ten kraj takiej samej broni).

Z porzuceniem przez USA porozumienia nuklearnego wiązał się powrót sankcji wobec Iranu. Stany Zjednoczone ogłosiły też możliwość wprowadzenia sankcji wobec każdego kraju, który po 4 listopada będzie prowadził interesy z irańskimi firmami lub tamtejszym rządem.

Pamięć bywa ulotna, więc warto przypomnieć, że był to też moment w którym Europa zaczęła nieco się buntować. Samo przywrócenie sankcji wobec Iranu wywołało niezadowolenie. Przedstawicielka UE Federica Mogherini mówiła wówczas, że w przypadku Iranu przeprowadzono kilka inspekcji i żadna z nich nie wskazywała aby kraj ten łamał postanowienia porozumienia nuklearnego. Nieco później UE zaczęła mówić o stworzeniu własnego systemu globalnych rozliczeń finansowych (odpowiednika SWIFTu), który pozwoliłby się jej uniezależnić od USA. Z kolei niedawno Emmanuel Macron wspomniał o stworzeniu unijnej armii, ale to już zupełnie inna bajka.

Wracając na Bliski Wschód, po zerwaniu porozumienia nuklearnego swoją aktywność bardzo zwiększył Izrael. Sama obecność sił irańskich na terenie Syrii, stała się dla władz w Tel-Awiwie pretekstem do przeprowadzania ataków. W czerwcu Assad oświadczył, że żołnierze irańscy pozostaną na terenie Syrii, co przy agresywnym nastawieniu Izraela oznacza gwarancję dalszych napięć.

Im bliżej było 4 listopada, czyli daty wyznaczonej przez USA jako koniec interesów z Iranem, tym pewniejsze stawało się, że Stany Zjednoczone muszą pójść na pewne ustępstwa. Faktycznie tak się stało. Z wcześniejszych postanowień wyłączono 8 krajów. Sytuacja ta potwierdziła to o czym pisaliśmy wielokrotnie – Iran nie jest dla Stanów Zjednoczonych przeszkodą w rodzaju Libii czy Iraku. To silne państwo, które ma za sobą wsparcie Chin oraz na pewno skalę także Rosji.

Warto dodać, że w trakcie całego roku zauważalne było też ocieplenie relacji na linii Rosja – Arabia Saudyjska. Znamienna była zwłaszcza postawa rosyjskich władz po tym jak zamordowano niewygodnego dla Saudyjczyków dziennikarza Chaszodżdżiego. Rosjanie w typowym dla siebie stylu zachowywali się jakby nic się nie stało. Dla odmiany to Amerykanie rozpoczęli nagonkę medialną na Arabię Saudyjską, co na tle poprzednich lat było wprost sensacyjnym wydarzeniem.

Podsumowując, konflikt na Bliskim Wschodzie trwa, a jego uczestnicy mają do zrealizowania swoje interesy. Chociaż wiele dzieje się na terenie Syrii to główną oś konfliktu stanowi relacja na linii Iran – Izrael. Jeśli chodzi o Iran to jest to państwo oparte na stosunkowo solidnych fundamentach, jednak sankcje oraz niskie ceny ropy mogą z czasem doprowadzić do niezadowolenia wewnątrz społeczeństwa. W takim przypadku wrogom łatwiej będzie wzniecić rewolucję. Jeśli zaś chodzi o Izrael to wciąż w głowie tkwią nam słowa Kissingera, który kilka lat temu stwierdził, że „w ciągu 10 lat nie będzie Izraela na mapie”. Przypominamy sobie tą wypowiedź także wtedy, gdy bogate izraelskie rodziny przenoszą się do Polski o czym szerzej piszemy niżej.

 

Koszmar z powieści Orwella staje się rzeczywistością


Dokładnie rok temu, 20 grudnia 2017 roku ukazał się na blogu artykuł zatytułowany „Indywidualne stopy procentowe, czyli wizja Orwella w praktyce”. Opisywaliśmy w nim chińskie zamiary wprowadzenia systemu oceniającego każdego obywatela z osobna. Zgodnie z założeniami wszyscy Chińczycy mieliby otrzymywać lub tracić punkty m.in. ze względu na:

- historię kredytową,

- zdolność do spłacania zadłużenia,

- dane personalne (np. wykształcenie),

- upodobania (poświęcasz dużo czasu na gry komputerowe – dostajesz etykietkę lenia i tracisz punkty),

- relacje międzyludzkie (punkty przyznawane w oparciu o np. aktywność na portalach społecznościowych).

W przypadku osób, które będą regularnie gromadzić punkty udostępnione zostaną przywileje typu: wypożyczanie auta bez konieczności zapłaty kaucji, łatwiejsza aplikacja na zagraniczny wyjazd, łatwiejszy dostęp do kredytu.

W przypadku osób, które nie będą się zachowywać tak jak życzą tego sobie urzędnicy w komitecie centralnym, możliwe są kary takie jak: uniemożliwienie zaciągnięcia kredytu, ograniczona prędkość internetu, ograniczony dostęp do dobrych szkół czy restauracji.

Niestety, wygląda na to, że we wspomnianym artykule znacząco pomyliliśmy się pisząc, iż „wprowadzenie programu w 2020 roku nie wydaje się być realne”. W rzeczywistości Chiny szybkim krokiem zmierzają w kierunku rozpoczęcia programu określanego jako Social Credit System, a realna data na dziś to koniec 2020 roku.

Mało tego, w maju br. chiński rząd zablokował 11,1 mln obywateli możliwość latania samolotami, a 4,2 mln osób odciął od dostępu do kolei wysokich prędkości. Wygląda więc na to, że system w praktyce rozpoczął swoje działanie w tym roku, co z czystym sumieniem zaliczamy do najważniejszych wydarzeń geopolitycznych. Ostatecznie chodzi o całkowitą kontrolę nad państwem zamieszkałym przez ponad 1,3 mld osób.

W ramach ciekawostki chcemy dodać, że chiński rząd zobowiązał producentów aut elektrycznych, aby ich pojazdy wysyłały raporty o lokalizacji (także różne dodatkowe informacje). Chodzi o ponad 200 producentów, w tym Tesle, VW, BMW, Forda, Nissana czy Mitsubishi.

 

Europejski bunt narodów


Marzeniem wielu osób zasiadających w Parlamencie Europejskim jest jedna wielka Europa ze scentralizowaną władzą. Z ich perspektywy najlepiej byłoby żeby zanikły wszelkie różnice wynikające z narodowości – wówczas zmalałyby szanse na rozerwanie Unii Europejskiej od środka.

Ostatnie miesiące pokazały dobitnie jak trudna do zrealizowania będzie wizja totalitarnego państwa europejskiego.

Wszystko zaczęło się tak naprawdę jeszcze pod koniec 2017 roku kiedy to Katalończycy ogłosili niepodległość. Oczywiście niezadowolenie mieszkańców tego regionu było skierowane głównie w stronę Madrytu, ale odłączenie Katalonii mogłoby oznaczać kolejne głosowania dot. niepodległości w innych rejonach Hiszpanii. Kto wie czy podobne tendencje nie pojawiłyby się w kolejnych państwach Europy, a to już stanowiłoby duży problem dla przyszłości strefy euro.

Ostatecznie Madryt opanował sytuację, a sprawa niepodległości Katalonii upadła (przynajmniej na jakiś czas). W międzyczasie w Austrii nowym kanclerzem został 32-letni Sebastian Kurz, który swój sukces polityczny zapewnił sobie m.in. poprzez wyrażanie sprzeciwu wobec bezmyślnej polityki imigracyjnej UE.

Kilka miesięcy później we Włoszech odbyły się wybory parlamentarne, które padły łupem uniosceptyków. Był to kolejny przypadek kiedy typowo lewicowe partie przegrywają, a władzę przejmują populiści mocno podkreślający przynależność narodową.

Efektem wyborów było powstanie rządzącej obecnie koalicji Ligi oraz Ruchu Pięciu Gwiazd. Trzeba pamiętać, że do faktycznego zatwierdzenia rządu doszło po tym, jak eurosceptycy zrezygnowali z mianowania na ministra finansów Paolo Savony, czyli przeciwnika euro. Na tym etapie było już wiadomo, że Włosi nie będą chcieli porzucić wspólnej waluty, przynajmniej nie w tamtej sytuacji. Nie oznaczało to jednak końca problemów z rządem Włoch. Kolejny konflikt rozgorzał o wysokość deficytu i został (częściowo) zażegnany dopiero niedawno. Następne tarcia na linii UE – rząd Włoch są jeszcze przed nami.

Problem buntu pojawił się też w jednym z tych krajów, który miał uczyć inne państwa członkowskie jak tworzyć społeczeństwo oparte na unijnych wartościach, czyli m.in. zamiłowaniu do socjalizmu i biurokracji. Mowa oczywiście o Francji. W ciągu kilkunastu miesięcy od wyborów prezydenckich, poparcie dla Emmanuela Macrona spadło do 18%, a informacja o wprowadzeniu kolejnego podatku od benzyny wyciągnęła naród na ulice. W trakcie masowych protestów doszło do starć w których zginęło 5 osób, a kilkaset zostało rannych.

W przypadku Włoch mamy póki co polityczne przekomarzania, ale Francja to już nie przelewki. Docierające do nas informacje sygnalizują, że francuskie władze liczą się z tym, iż bunt obywateli przybierze jeszcze na sile. Obecna sytuacja polityczna musi prowadzić do wzrostu popularności narodowców dowodzonych przez Marine Le Pen. Warto wspomnieć, że we Francji na ulicę wyszli w dużej mierze pracujący Francuzi dla których kolejny podatek jest oznaką szukania funduszy potrzebnych na sfinansowanie socjalu dla imigrantów. Ciekawostką jest z kolei obecność na ulicach transporterów z logiem UE – czyżby unijna armia już działała?

Rzadko prognozujemy wydarzenia z tak dużą pewnością jak ma to miejsce w przypadku Europy Zachodniej. Obecnie jesteśmy przekonani, że kolejne wybory do Parlamentu Europejskiego okażą się wielkim sukcesem partii uniosceptycznych, wspieranych przez organizację Steve’a Bannona, byłego doradcę Trumpa. Po drugiej stronie pozostanie wciąż spora grupa lewicowych polityków, wspieranych przez fundacje typu Open Society George’a Sorosa (notabene wybranego „Człowiekiem Roku” przez Financial Times – odznaczono go m.in. za walkę z antysemityzmem, a to przecież Żyd który jako 14-latek pomagał konfiskować majątki innych Żydów). Koniec końców, Parlament Europejski zostanie podzielony między globalistów oraz amerykańskich konserwatystów. Tendencje narodowe przybiorą na sile, co będzie na rękę Trumpowi, któremu lepiej negocjować z państwami z osobna niż z UE jako całym blokiem.

Jeszcze jedno – ktoś może być zdziwiony że we Francji wrze. My naprawdę nie zdziwimy się jeśli w przyszłym roku podobne rzeczy będą mieć miejsce w Niemczech. Zwłaszcza, że gospodarka sygnalizuje już spowolnienie. Póki biznes się kręci, ludzie przymykają oko na wiele spraw. Kiedy jednak do spadku bezpieczeństwa dochodzą niższe możliwości finansowe, dalszy rozwój wypadków może zaskakiwać. W kontekście kolejnej dekady uznajemy za całkiem realny częściowy rozpad Niemiec (np. secesja Bawarii). Nie musimy dodawać, że również trzymanie euro w portfelu w dłuższym terminie wydaje się być obarczone gigantycznym ryzykiem.  

 

RPA na drodze do totalnego upadku


Wciąż niewielu wie, że najbardziej rasistowskim państwem na świecie jest Republika Południowa Afryki gdzie morderstwa białych farmerów są na porządku dziennym. Statystyki dotyczące tej kwestii są fałszowane co opisaliśmy w artykule „Jak rasizm może zniszczyć gospodarkę?”.

Niestety, dla osób rządzących RPA samo podtrzymywanie nienawiści wobec białych nie było wystarczające. Od dłuższego czasu politycy dążyli do tego by umożliwić odbieranie ziemi białym farmerom i przydzielanie jej pozostałym mieszkańcom. Zamach na własność prywatną był wspierany przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który jak wiadomo zawsze jest chętny do pomocy gdy trzeba doprowadzić kraj do upadku.

Ostatecznie w grudniu Zgromadzenie Narodowe RPA zmieniło konstytucję tak, aby możliwe było odbieranie białym farmerom ziemi bez wypłacania jakiejkolwiek rekompensaty. Zmiany zostały wprowadzone w imię sprawiedliwości społecznej, która nie ma oczywiście nic wspólnego z samą sprawiedliwością.

Problem, który wydaje się w tym momencie dotyczyć tylko białych farmerów, niebawem będzie dotyczył całego kraju. Produkcje rolna zostanie przekazana w ręce ludzi, którzy nie mają zielonego pojęcia m.in. o technologii stosowanej przy uprawach. Śmierć głodowa może zajrzeć w oczy obywatelom RPA dużo szybciej niż ktokolwiek się tego spodziewa.

Naszym zdaniem obecne władze w RPA są sponsorowane przez konkretne grupy interesu, których celem jest przejęcie ziem bogatych w surowce po możliwie najniższej cenie. Zanim do tego dojdzie potrzebne jest wcześniejsze doprowadzenie kraju do ruiny gospodarczej. Wówczas biali ludzie będą zapewne witani w RPA w podobny sposób jak farmerzy powracający do Zimbabwe.

 

Polska i Węgry skupują złoto


W poprzednich latach często pisaliśmy o bankach centralnych nabywających złoto, jednak zawsze chodziło o kraje ze Wschodu: Rosję, Chiny, Indie czy Turcję. Ten rok przyniósł pod tym względem małą odmianę.

W okresie od lipca do października zakupów złota dokonywał Narodowy Bank Polski. Przez 4 miesiące NBP nabył 25,7 ton kruszcu, powiększając tym samym polskie rezerwy do 128 ton (wzrost o ok. 25%). Były to pierwsze od 20 lat zakupy złota w wykonaniu polskiego banku centralnego.

Tą samą drogą poszedł Bank Centralny Węgier, który powiększył rezerwy z 3,1 do 31,5 ton (wzrost o ponad 900%).

Obecny system finansowy charakteryzuje się kluczową rolą dolara amerykańskiego jako globalnej waluty rezerwowej. Upadek wiary w tą walutę oznacza koniec systemu w obecnej postaci. Z kolei widok banków centralnych skupujących złoto może skłaniać do myślenia czy coś jest na rzeczy, czy nie lepiej odejść od dolara na rzecz złota. Dlatego też zarówno polski jak i węgierski bank centralny musiały otrzymać zgodę od finansowych elit na przeprowadzenie takiej operacji.

W naszej opinii taka przychylność finansjery wobec NBP może mieć powiązanie ze sprowadzaniem się nad Wisłę bogatych rodzin żydowskich. Ostatecznie przeprowadzając się na lata, wybierają one kraj w którym będzie można liczyć na stabilną sytuacje, także pod kątem pozycji danego kraju w przyszłym systemie finansowym. Jeśli siła waluty danego kraju w nowym systemie będzie choć częściowo uzależniona od aktywów materialnych, to zakupy złota z pewnością są dobrym pomysłem. To oczywiście tylko nasze dywagacje, być może z czasem usłyszymy więcej na ten temat.

Widząc nasilanie się antysemityzmu w Europie Zachodniej, można powiedzieć, że Polska jest w tym momencie idealnym miejscem dla Żydów mieszkających na Starym Kontynencie. Biorąc pod uwagę ich znaczenie w sektorze finansowym, przeprowadzki Żydów do naszego kraju mogą być dla Polski korzystne. Trzeba jednak liczyć się z tym, że z czasem na naszym podwórku będziemy mieć do czynienia z „równymi i równiejszymi” wobec prawa. Z drugiej strony – od zawsze tak to w Polsce wyglądało.

 

Jest to nasz ostatni artykuł przed świętami, dlatego też chcielibyśmy złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku. Mamy nadzieję, że najbliższy czas będzie dla Was pełen spokoju, a kolejny rok przyniesie wiele sukcesów i radości.


Trader21 oraz Zespół Independent Trader