W mediach społecznościowych od czasu do czasu można zobaczyć jak ktoś chwali się bardzo wysokim, jednodniowym zyskiem, osiągniętym zazwyczaj albo na kryptowalutach albo na silnie lewarowanych kontraktach. Takie sygnały skłaniają wielu ludzi (zazwyczaj młodych) do zainteresowania się tradingiem i zarobienia milionów w krótkim czasie. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to trochę „zbyt piękne, by było prawdziwe”, ale mimo to całe rzesze traderów dzień po dniu zasilają konta brokerskie, licząc na to, że wystarczy komputer i odrobina dobrych chęci, by stać się milionerem. Na domiar złego sławny wyczyn grupy WallStreetBets, która wywindowała cenę akcji Game Stop ponad 20-krotnie w przeciągu kilku dni spowodował, że wielu nastolatków zainteresowalo się day tradingiem.


Kim jest day trader?


Szczególną, bardzo popularną kategorią traderów są day traderzy. Jak sama nazwa wskazuje, próbują oni zarabiać spekulując w krótkich odcinkach czasu – nieprzekraczających jednego dnia. Większość day traderów stara się nie przenosić otwartych pozycji na kolejny dzień, ponieważ wiąże się to ze sporym ryzykiem i dodatkowymi kosztami transakcyjnymi. W zamian za to próbują zarobić na zmianie ceny danego aktywa jedynie w trakcie trwania pojedynczej sesji giełdowej lub po prostu w krótkich odcinkach czasu jeśli aktywo jest notowane w trybie 24h, jak np. kryptowaluty.

Day Tradera dość łatwo poznać po tzw. setupie czyli układzie wielu monitorów pozwalającym jednocześnie na obserwację wielu aktywów, wskaźników, newsów itp. Oczywiście nie każdy Trader handluje w ten sposób, niektórym wystarczy zwykły laptop.

Inną charakterystyczną cechą są obserwowane przez tego typu giełdowych graczy wykresy krótkoterminowe, w których 1 świeca odzwierciedla zmianę ceny w trakcie kilku do kilkunastu minut transakcyjnych. Generalnie wszystko w day tradingu dzieje się szybko, czasem trzeba mieć refleks, emocje są niemałe i generalnie jest się przykutym do ekranu monitora niczym w trakcie gry komputerowej. To wszystko, a także „obietnica” astronomicznych zysków w krótkim czasie, przyciąga rzesze (głownie młodych) ludzi do day tradingu. Z kolei „celebryci” chwalący się wspaniałymi zyskami, ale już niekoniecznie stratami, tylko ten ruch napędzają.

 

Zabójczy lewar


Ostatnią typową cechą niemal każdego day tradera jest korzystanie z pożyczonych od brokera pieniędzy, czyli lewarowanie pozycji. Zarówno na rynku Forex, poprzez CFD (kontrakty na różnicę), czy w tradycyjnych kontraktach futures można wykorzystywać dźwignię finansową. Pozwala ona zajmować ogromne pozycje przy wykorzystaniu jedynie ułamka ich wartości w formie gotówki. Przykładowo: na zajęcie pozycji na CFD na indeks Nasdaq 100 o wartości 100 tys. $ potrzebujemy jedynie 3 tys. $.  W dodatku, póki otwarta w ten sposób pozycja nie będzie przeniesiona na kolejny dzień transakcyjny nic nie płacimy za te dodatkowe 97 tys. $, które otrzymaliśmy od brokera. To właśnie dlatego day traderzy tak chętnie wykorzystują dźwignię finansową. Pozwala im ona do pewnego stopnia za darmo dysponować kapitałem, którego w rzeczywistości nie mają. Zajmując większą pozycję mogą liczyć na większe zyski. Niestety, ten kij ma dwa końce…

Większe zyski wystąpią tylko wtedy kiedy mamy rację i cena aktywa podąży w korzystną dla nas stronę. W przeciwnym wypadku dźwignia finansowa oznacza większą stratę, która często kończy się wyczyszczeniem konta brokerskiego ze wszystkich środków, a nawet bankructwem. Jeśli macie 100$ i za tyle kupicie np. akcje to ich cena musi spaść o 100% zanim wszystko stracicie. Jeśli zastosowaliście mała dźwignię 1:2, czyli wykorzystaliście 50$ by kupić akcje za 100$ to potrzebny jest już jedynie 50% spadek aktywa i tracicie całą kwotę. Im większa dźwignia, tym mniejszy ruch ceny w niewłaściwym kierunku wyczyści Was z gotówki (patrz tabela).

W skrajnych przypadkach, jeśli broker nie oferuje ochrony rachunku przed ujemnym saldem, strata może być tak dotkliwa, że stracicie nie tylko wszystko co posiadaliście na rachunku brokerskim, ale wpadniecie w poważne długi.

Skoro lewar jest tak niebezpieczny to dlaczego traderzy go stosują? Z dwóch powodów: z chciwości i konieczności.

 

Ograniczenia w day tradingu


Jeżeli day trader zarabia na zmianie ceny jedynie w ciągu jednego dnia to jest ograniczony do dziennej zmienności, a ta zazwyczaj jest niewielka. W przypadku popularnych par walutowych jak chociażby EUR/USD średnia dzienna zmienność z ostatnich 10 tygodni wynosi jedynie 0,85%, w przypadku innych, bardziej egzotycznych nieco więcej.

Źródło: investing.com

Oznacza to, że gdyby ktoś idealnie danego dnia wstrzelił się w dołek, a następnie w górkę to mógłby zyskać 0,85%. W praktyce to raczej mało prawdopodobne i potencjalne zwroty z inwestycji są znacznie niższe. Inwestując w indeksy giełdowe, surowce czy pojedyncze spółki można spodziewać się w ciągu dnia nieco większej zmienności, ale niewiele większej. Średnia dzienna zmienność głównych indeksów w USA to ok. 1%.

Trudno w to uwierzyć, ale większość zysku jaki można wygenerować na akcjach odbywa się „pomiędzy sesjami” i to zmiana już na otwarciu notowań generuje największe zwroty. Na poniższym wykresie możecie porównać wynik indeksu S&P z lat 2000-2020 przy uwzględnieniu wyłącznie zmiany cen poza sesjami giełdowymi (linia niebieska) i tych w trakcie trwania sesji (linia czerwona).

Widzimy, że oprócz załamania rynku w trakcie pandemii, zdecydowana większość wyniku jest wypracowana poza dziennym obrotem na giełdzie i jeśli chcemy zarabiać, wskazane jest inwestowanie długoterminowe. W zasadzie tradując zupełnie pasywnie, ale wyłącznie w trakcie sesji, ponieślibyśmy w tym okresie stratę. To ogromna przewaga inwestorów długoterminowych nad traderami. W zasadzie inwestując odpowiednio długo na rynku akcji można być niemal pewnym pozytywnych zwrotów, a tradując codziennie przez nawet 100 lat nie można być pewnym niczego. Trafnie tę kwestię ujął Warren Buffett: „Albo zarabiasz pieniądze we śnie, albo umierasz pracując, aby zarobić pieniądze.” Wspomniany inwestor wielokrotnie wypowiadał się bardzo negatywnie, i o day traderach i ogółem o spekulantach giełdowych.

Biorąc pod uwagę, że w ciągu 1 dnia niewiele da się zarobić, day traderzy muszą wykorzystywać dźwignię finansową lub skrajnie zmienne aktywa. Tylko lewar pozwoli im sensownie zarabiać, zwłaszcza jeśli dysponują małym kapitałem. Przecież 0,5% z 1 tys. to tylko 5$ - gra niewarta świeczki. Lepiej zalewarować swoją pozycję przynajmniej 100x i zamienić 5$ w 500$ - tak właśnie myśli większość day traderów, nie licząc się za bardzo z ryzykiem. Pod tym względem day trading przypomina hazard.

 

Jeśli nie lewar, to co?


Alternatywą dla dźwigni finansowej mogą być po prostu aktywa o bardzo dużej zmienności i te również są na celowniku day traderów. Niestety, podobnie jak w przypadku dźwigni, duża zmienność to nie tylko potencjalnie duży zysk, ale również ryzyko szybkiej utraty kapitału. Ponadto cechą charakterystyczną zmiennych aktywów jest zazwyczaj ich mała kapitalizacja i ograniczona (przynajmniej z początku) płynność. To powoduje, że większość traderów pada ofiarą dużych instytucji finansowych lub swoich lepiej poinformowanych „kolegów”. Dzięki typowemu pump&dump wyczyszczono już nie jeden portfel.

Na czym to polega?

Firmy albo grupy traderów zajmujące się pump and dump wynajdują spółki o mikro kapitalizacji i stosunkowo małym free float (łączna wartość akcji znajdująca się w obiegu). Procedura pompowania akcji jest najłatwiejsza dla spółek, których dzienne obroty są na minimalnym poziomie. Dzięki temu mały kapitał może doprowadzić do znacznych wzrostów cen akcji. Zazwyczaj wszystkie te warunki spełniają tzw. penny stocks, czyli spółki z ceną poniżej 1$ (niektórzy traderzy uważają, że poniżej 5$). Osoby odpowiedzialne za pump&dump zaczynają skupować akcje z rynku (często w porozumieniu z zarządem danej spółki), a nawet odkupywać je od siebie nawzajem tym samym windując ich cenę. Akcje faktycznie nie zmieniają właściciela. Rośnie natomiast cena akcji oraz obroty, co wygląda obiecująco.

Przeciętny trader myśli, że skoro cena akcji (albo innego aktywa) wzrosła kilkanaście czy kilkadziesiąt procent w ciągu tygodnia, to chyba coś jest na rzeczy i warto otworzyć pozycję, jeśli nie na dłużej to chociaż spróbować szczęścia w ciągu kilku najbliższych sesji. Jeśli tak nie myśli, to do akcji wchodzą „naganiacze” klientów na przewartościowane walory. Obecnie mają oni ułatwioną sprawę dzięki powszechności mediów społecznościowych jak Reddit (patrz WallStreetBets) czy Twitter.

Gdy masy zalewarowanych traderów wywindują cenę aktywa w stratosferę jest to idealna okazja do pozbycia się akcji zarówno przez dawnych właścicieli, jak i naganiaczy zajmujących się manipulowaniem cenami. W ten sposób naprawdę zarabia tylko garstka osób, które zainicjowały ruch aktywa w górę (lub w dół w przypadku shortowania), reszta to dawcy kapitału.

Tak było z akcjami Game Stop…

…gdzie dość wyraźnie widać po ruchu ceny i wolumenie kiedy osoby najbardziej zainteresowane tymi akcjami weszły na rynek, a kiedy dołączył tłum traderów.

Tak było też niemal ze wszystkimi shitcoinami…

…a nawet na polskim podwórku dowody na pump&dump możemy znaleźć.

W tym przypadku wystarczył jeden celebryta polskiej sceny tradingowej, by zaistniało podejrzenie manipulacji cenami. Akcje grupy Merlin – firmy z giełdy Newconnect jeszcze w maju 2018 roku były notowane po 13 gr, dwa miesiące później osiągnęły cenę 2.15 zł.

1. 5 lipiec 2018: Money.pl jako pierwszy publikuje artykuł “Milioner na deskorolce i Merlin wspólnie stworzą kryptowalutę“.

2. Już przed tą publikacją kurs Merlina wzrósł z 16 groszy do ponad 94 groszy.

3. Kolejne dwa dni po ukazaniu się tego artykułu to bardzo mocne wzrosty notowań Merlina aż do 2,15 zł.

4. Następnie w ciągu zaledwie dwóch sesji doszło do największego, dziennego handlu akcjami Merlina, po czym kurs drastycznie spadł. 7 lipca na koniec dnia jedna akcja była już warta jedynie 1.53 zł. Ostatecznie na początku stycznia 2019 roku cena Merlina spadła do 0,10 zł, czyli o 92% licząc od szczytu "pompy".

 

Stop lossy


Część działalności day traderów stanowią także stop lossy. To automatycznie realizowane zlecenia zamknięcia pozycji w przypadku, gdy cena przekroczy określony przez tradera pułap. Bardzo często zarzuca się nam, że nie stosujemy stop lossów. Niektóre osoby twierdzą, że to takie niebezpieczne ich nie używać i że narażamy się na kiepskie wyniki skoro nie odcinamy się od strat. Powiedzmy sobie jasno, dla inwestora stop loss jest kompletnie zbędny, ponieważ zazwyczaj pojedyncza pozycja stanowi od 1-3% wartości portfela. Nawet jeśli cena aktywa spadnie do 0, np. spółka zbankrutuje to oznacza to jedynie 1-3% straty dla całości portfela, czyli mniej więcej tyle ile trzeźwo myślący trader jest skłonny zaryzykować na jednej pozycji. Tyle, że w przypadku day tradingu zalewarowanie jest tak silne, że 2% strata może szybko przerodzić się w 20% stratę lub większą. Stąd powszechny u traderów stop loss. Tego typu zlecenie ma zabezpieczać przed niekontrolowanymi spadkami, ale w rzeczywistości jest:

a) nieskuteczne

b) prowadzi do przedwczesnego zamykania pozycji

Stop loss nie ustrzeże nikogo przed luką cenową. Jest to sytuacja, w której dane aktywo zamyka notowania z określoną ceną, a kolejnego dnia już na otwarciu ma cenę znacznie niższą lub znacznie wyższą. Wyobraźmy sobie teraz sytuację, w której trader otworzył dużą zalewarowaną pozycję np. na akcje Facebooka 2 lutego 2022 tuż przed ogłoszeniem wyników finansowych za ok. 320$. Stop loss został umieszczony na poziomie ok 280$.

Następnego dnia okazuje się, że jednak tym razem ogłoszone wyniki były wyjątkowo kiepskie i notowania Facebooka lecą na łeb na szyje poza regularnymi godzinami handlu. Spółka ma cenę otwarcia o 24% niższą niż cena z poprzedniego dnia. Stop loss zadziałał, ale nie przy 280$, lecz znacznie niżej przy ok. 240$ za akację, a trader traci ponad 2x więcej kapitału niż był skłonny zaryzykować.

Takie zdarzenie nie musi koniecznie dotyczyć dni powiązanych z ogłoszeniem wyników finansowych przez spółkę. Każdy negatywny news jaki pojawi się poza godzinami handlu (szczególnie niebezpieczne są tu weekendy) może doprowadzić do sporej luki cenowej i to nie tylko na akcjach, ale również na kontraktach na surowce i wielu innych aktywach.

Znakomitym przykładem może być tutaj sytuacja na rynku ropy naftowej z 2020 roku.

17 marca 2020 (piątek) kontrakty terminowe na ropę kończyły dzień z ceną 18$ za baryłkę. Wielu traderów widząc małą zmienność założyła, że już dużo taniej być nie może i pozostawiła na weekend otwarte pozycje. W poniedziałek 20 marca, luka cenowa wyniosła aż 37%, co w przypadku zalewarowanych pozycji skończyło się w wielu przypadkach bankructwem ponieważ stop loss nawet jeśli był postawiony to został ominięty. Po 5 godzinach kontrakty na ropę osiągnęły wartości ujemne. Odbicie było również gwałtowne i kolejna luka cenowa z 20 na 21 kwietnia była jeszcze większa. To właśnie takie niecodzienne przypadki wywołują lawinę bankructw u traderów, którzy szukają szybkiego zysku i dotyczy to zarówno osób początkujących jak i starych wyjadaczy popisujących się na co dzień swoimi wynikami.

Stop loss jest jednak nie tylko nieskuteczny, lecz w wielu wypadkach jest wykorzystywany przez dużych graczy na rynku przeciwko traderom. Mowa tutaj o wybijaniu stop lossów, które zazwyczaj są umieszczane w dość oczywistych miejscach. Pomijamy fakt, że „smart money” czyli brokerzy i duże instytucje finansowe doskonale wiedzą, gdzie są największe skupiska stop lossów. Tak naprawdę nie trzeba być geniuszem by również to wiedzieć. Pomaga w tym analiza techniczna

Na poniższym przykładzie mamy notowania spółki, które mają tzw. linię wsparcia. To poziom ceny, przy którym zazwyczaj dochodziło do odbicia. Oczywistym jest, że większość traderów umieści zlecenie stop loss poniżej tego wsparcia.

Dla instytucji finansowych to doskonała okazja. Najpierw sprowadzając cenę do poziomów przy których aktywują się stop lossy, cena spada a następnie kupują aktywo po wyjątkowo atrakcyjnej cenie. Czy day trader może jakoś temu przeciwdziałać? W zasadzie nie. Wszystko dzieje się dość szybko i nigdy nie wie czy to jedynie próba wybicia stop lossów czy faktyczna zmiana trendu na spadkowy.

 

Wyniki


Czy pomimo tych wszystkich przeszkód, godzin spędzonych przed monitorem, pomimo tego całego stresu day traderzy zarabiają? Wystarczy wczytać się w komunikaty na niemal każdej platformie brokerskiej obsługującej Forex czy kontrakty CFD. Znajdziecie tam informację, którą broker najchętniej by ukrył, ale nie może bo wymaga jej regulator czyli Unia Europejska.

Przypomina to trochę notatkę o szkodliwości palenia widoczną na każdej paczce papierosów. Ma za zadanie poinformować uczestników rynku, że na lewarowanych instrumentach się traci. Wg. brokerów od ok. 70% do 80% osób handlujących kontraktami CFD lub na rynku Forex traci. To bardzo podrasowane wyniki, w rzeczywistości statystyki wyglądają o wiele gorzej:

Jedne z pierwszych badań nad kontami brokerskimi wykonano jeszcze przed pęknięciem bańki internetowej w 2000 roku. Wynikało z nich, że średnioroczny zwrot najbardziej zyskownych day traderów w latach 1991-1996 wyniósł 11,4%, podczas gdy rynek akcji w tym czasie rósł średniorocznie o 17,9%.

W 2011 roku przeanalizowano konta day traderów z Tajwanu za okres 15 lat. Jedynie 15% z nich była w stanie generować jakiekolwiek zyski lub wychodziła na zero. W 2013 roku wynik był jeszcze gorszy – jedynie 1% traderów był w stanie wygrać z rynkiem.

W 2020 roku analiza kont brazylijskich day traderów wykazala, że tylko 3% jest w stanie generować jakiekolwiek zyski. We wnioskach stwierdzono, że „osoby fizyczne praktycznie nie mogą zarabiać na życie na co dzień handlując na giełdzie. Obserwujemy wszystkie osoby, które rozpoczęły handel dzienny w latach 2013-2015 na brazylijskim rynku kontraktów terminowych na akcje, trzecim pod względem wolumenu na świecie. Odkryliśmy, że 97% wszystkich osób, które wytrwały dłużej niż 300 dni, straciło pieniądze. Tylko 1,1% zarabiało więcej niż brazylijska płaca minimalna, a tylko 0,5% więcej niż początkowa pensja kasjera – wszystko w otoczeniu dużego ryzyka utraty kapitału”.

 

Podsumowanie


Opisaliśmy tylko kilka przeszkód utrudniających życie day traderom. Jest ich znacznie więcej, a jedną z nich jest ich własna psychika, która lubi płatać figle. Skrajne emocje od chciwości do strachu przed utratą całego kapitału nie wpływają na nas dobrze i lepiej ich unikać. Ekscytacja związana z szybkim zarobkiem bywa uzależniająca. Czasem mamy wrażenie jakby day traderzy traktowali giełdę jak plac zabaw albo grę komputerową, a to chyba nie tędy droga. W końcu tu chodzi o rzeczywisty kapitał, który warto budować jak najwcześniej i przede wszystkim starać się go nie tracić. Wtedy jest szansa, że magia procenta składanego uczyni z nas milionerów w krótszym czasie niż się z początku spodziewaliśmy. Inną kwestią są opłaty brokerskie, koszty utrzymania dźwigni finansowej itp. W końcu więcej płacimy wykonując kilkaset czy nawet kilka tysięcy transakcji rocznie niż kilkanaście jak ma to miejsce w przypadku większości inwestorów.

Uważamy, że day trading ma wiele cech wspólnych ze zwykłym hazardem czy graniem w Totolotka. To taki „podatek od głupoty”, odprowadzany do brokerów i instytucji finansowych przez osoby niedojrzałe i niecierpliwe. Jeśli ktoś uważa, że 10-20% zwrot w długim termnie jest niewystarczający to najprawdopodobniej nie osiągnie na rynkach kapitałowych nic szczególnego oprócz bankructwa. Ostatecznie w day tradingu zawsze wygrywa kasyno, czyli broker.

 

Independent Trader Team