Srebro najdroższe od 7 lat, złoto bliskie historycznego rekordu!


W poprzednich miesiącach wspominaliśmy o tym, że cena złota w wielu walutach jest na historycznych maksimach. Nie zmienia to jednak faktu, że międzynarodowi inwestorzy sugerują się głównie dolarową ceną metalu. Do tej pory była ona najwyższa we wrześniu 2011 roku, kiedy to uncja złota kosztowała 1920 USD. Ten rekord może jednak już wkrótce zostać pobity. Za sprawą ostatnich wzrostów złoto jest wyceniane na 1885 USD. Biorąc pod uwagę tempo niszczenia walut dodrukiem można dojść do wniosku, że historyczny rekord zostanie osiągnięty w ciągu najbliższych dni lub tygodni.

Czy to oznacza, że złoto jest dziś drogie i należy się go pozbywać? Naszym zdaniem metal jest drogi wyłącznie krótkoterminowo. Z kolei patrząc w dłuższej perspektywie, powinniśmy zwrócić uwagę na dwie istotne kwestie. Po pierwsze musimy wziąć pod uwagę inflację, a zatem cena 1920 USD z 2011 roku nie jest równa tej samej cenie obecnie. Dolar jest nieustannie dewaluowany. Przyjmijmy ostrożnie, że w ciągu tej dekady skumulowana inflacja w USA wyniosła 50%. A zatem cena złota musiałaby dojść do blisko 3 tysięcy dolarów, abyśmy mieli faktyczny rekord.

Po drugie, jeśli mielibyśmy się teraz pozbywać złota, to na co je zamienić? Na akcje? Przecież złoto na tle spółek giełdowych wciąż jest tanie - wystarczy spojrzeć na wskaźnik „Dow to Gold ratio”. A może powinniśmy zamienić złoto na REITy? Niestety, to podobny przypadek co akcje. Może więc zamienimy złoto na obligacje? Taki ruch ma sens jeśli jesteśmy przekonani, że lada dzień dojdzie do spadków. Wówczas obligacje USA podrożeją bardziej niż złoto.

Koniec końców dochodzimy do wniosku, że w zdywersyfikowanym portfelu złoto wciąż powinno zajmować dużą pozycję.

To jednak nie koniec ważnych wątków jeśli chodzi o metale. Dla srebra ostatnie tygodnie były jeszcze lepsze! Metal z niesamowitą siłą przebił ważny poziom 21 USD i jest dziś najdroższy od 7 lat!

Na tak silne wzrosty złożyło się kilka czynników. Po pierwsze, srebra po prostu brakuje na rynku. Po drugie, dla wielu inwestorów srebro wciąż jest metalem inwestycyjnym. Skoro więc waluty są psute na gigantyczną skalę, to i cena srebra wyraźnie rośnie. Po trzecie, srebro jest też traktowane jako metal przemysłowy, a rządy z całego świata nie przejmują się deficytami i ogłaszają różne programy infrastrukturalne, co podbija zainteresowanie np. srebrem czy miedzią.

Jest też jeden kluczowy czynnik, który wpłynął zarówno na wzrosty złota, jak i srebra. Chodzi o znaczne osłabienie dolara, który w ostatnich tygodniach potaniał o prawie 10% względem pozostałych głównych walut. To bardzo duży ruch.

Jeśli w tym momencie zastanawiacie się nad zakupem metali, bądź też redukcją ekspozycji na nie, to przypominamy, że 2 dni temu Trader21 nagrał dodatkowy filmik, w którym odpowiedział na pytania związane ze srebrem i złotem. Być może po jego obejrzeniu będzie Wam łatwiej podjąć decyzję co do dalszych ruchów inwestycyjnych.

 

Chiny: Trwa ciche ratowanie instytucji finansowych


W trakcie 2019 roku chińskie władze zdecydowały się na wyratowanie co najmniej 3 dużych banków. Były to Baoshang Bank, Bank of Jinzhou oraz Hangfeng Bank. W przypadku największego z nich, łączna wartość aktywów przekracza 200 mld USD, w przypadku najmniejszego jest to ok. 100 mld dolarów. Mówimy więc o sporych podmiotach.

Akcja ratowania banku w Chinach nie zawsze wygląda tak samo. Czasem władze oficjalnie przyznają, że jest to bailout, a czasem nazywa się to „przejęciem ze strony innych banków”, kontrolowanych przez rząd. Za każdym razem jednak powód jest ten sam - bank zaczyna mieć problemy z wypłacalnością, więc dochodzi do nacjonalizacji, aby zapobiec panice.

Rok 2020 przyniósł nowe trudności gospodarcze, więc ratowanie kolejnych podmiotów było kwestią czasu. Potwierdziło się to kilka dni temu. Chiński regulator poinformował o przejęciu 9 instytucji finansowych (głównie ubezpieczycieli). Łączna wartość aktywów w ich zarządzaniu to 150 mld USD. Oficjalnie powodem przejęcia było łamanie prawa i podejmowania zbyt dużego ryzyka, ale w rzeczywistości są to kolejne firmy, które muszą zostać przejęte przez większych graczy, byleby tylko świat nie usłyszał o bankructwach.

Chiński regulator poinformował też, że w kolejce do przejęcia jest 5 kolejnych podmiotów.

Naszym zdaniem to dopiero początek. W Chinach działa długa lista lokalnych banków, które są stosunkowo słabo dokapitalizowane. Jednocześnie poziom niespłacanych kredytów (tzw. NPL - non-performing loans) stale rośnie. W kolejnych miesiącach małe lokalne banki będą stopniowo wchłaniane przez te większe. Na końcu giganci zostaną wyratowani z pieniędzy podatników. Będziemy mieć więc powtórkę scenariusza z USA z 2008 roku. Efektem będzie ograniczenie konkurencji i kumulacja władzy w rękach nielicznych.

 

Inflacja w Polsce nie odpuszcza


Narodowy Bank Polski poinformował, że inflacja bazowa (tj. po wyłączeniu cen żywności i energii) wyniosła 4,1%. To najwyższy wynik od 19 lat! Z kolei inflacja znana jako wskaźnik CPI wyniosła 3,3% w ujęciu rocznym.

Pamiętajmy, że są to dane rządowe, które nijak mają się do rzeczywistości. Aby się o tym przekonać, wystarczy co jakiś czas wybrać się na zakupy.

Jednocześnie Rada Polityki Pieniężnej utrzymuje stopy procentowe na rekordowo niskim poziomie 0,1%. Domyślamy się, że jest to spowodowane obawami RPP o ponowne spowolnienie gospodarki w drugiej połowie roku. Wówczas wiele firm nie będzie mogło już opierać się na programach rządowych i przyjdzie pora by zmierzyć się z rzeczywistością.

Nie zmienia to jednak faktu, że póki co każdy Polak trzymający środki na lokacie traci i to znacząco. W związku z tym coraz więcej osób szuka rozwiązania, które pozwoliłoby mu przechować majątek. Ostatnie 5000 lat wskazuje, że najlepszym wyjściem jest zakup złota lub srebra. Oczywiście obecne ceny są dość wysokie, więc dla niektórych ratunkiem może okazać się zakup od innej osoby prywatnej, po cenie niższej niż u dilera. Takie możliwości będzie oferować giełda Independent Metals, którą już za kilka dni zaprezentujemy na blogu.

 

Koronawirus sprzyja najbogatszym


Panika wokół koronawirusa sprawiła, że dziesiątki milionów osób wylądowały na bruku i większość z nich nieprędko wróci do pracy. Spora grupa miała też problem z dostępem do opieki lekarskiej, gdyż priorytetowo traktowano osoby zarażone wirusem. Upadły setki tysięcy małych firm.

Czy jest więc jakaś grupa, która po tych kilku szalonych miesiącach może być zadowolona? Owszem. Tak się dziwnie składa, że panika przyniosła zysk wąskiej grupce najbogatszych.

Dla przykładu, Jeff Bezos, właściciel Amazona, ma dziś w posiadaniu o 35 mld USD więcej niż na początku 2020 roku. Z kolei Mark Zuckerberg powiększył swój majątek o 18 mld (z 70 mld w 2019 roku do 88 mld obecnie). Dałoby się wymienić kilka podobnych przypadków (np. Bill Gates), a pamiętajmy że zyski właścicieli koncernów farmaceutycznych są w drodze (ktoś przecież musi kupić szczepionki).

Znacie nas i wiecie, że nie przeszkadza nam kiedy ktoś powiększa swój majątek. To na co chcemy zwrócić uwagę, to sposób zarabiania pieniędzy. Największe spółki stały się niesamowicie uprzywilejowane. Po pierwsze, skupowanie aktywów przez banki centralne w ostatnich 12 latach doprowadziło do gigantycznej bańki w akcjach na której skorzystały zwłaszcza wybrane, najmodniejsze spółki. Po drugie, w tym roku, pod pretekstem lockdownu i spowolnienia gospodarczego, wprowadzono w USA mnóstwo zmian na których skorzystali najbogatsi. Rezerwa Federalna zaczęła skupować dług największych przedsiębiorstw, zapewniając im dostęp do taniego kredytu. Małe biznesy zeszły na dalszy plan - one mogą upadać.

Stworzono całą infrastrukturę mającą zapewnić stabilizację największym przedsiębiorstwom. Z kolei pakiety pomocowe dla mniejszych biznesów były wprowadzane dużo później. Właśnie w ten sposób ogranicza się konkurencje. Ostatecznie bogaci stają się jeszcze bogatsi, a biedni jeszcze biedniejsi.

Warto też wspomnieć, że to uprzywilejowanie nie dotyczy wyłącznie prezesów największych firm, ale też dyrektorów. Rozjazd pomiędzy wynagrodzeniami dyrektorów i zwykłych pracowników dotarł do rekordowych poziomów. Przez ostatnie 40 lat w Ameryce pensja przeciętnego pracownika wzrosła o 11% (po uwzględnieniu inflacji). Z kolei wynagrodzenia dyrektorów wzrosły o ok. 1000%. W efekcie pensja CEO jest średnio 278 razy wyższa niż zarobki zwykłego pracownika.

Można się domyślać, że skoro ten rok jest tak ciężki, to spółki wprowadziły cięcia pensji dyrektorskich? Owszem, w wielu firmach tak się stało. Mało kto mówi jednak o tym, że Ci sami dyrektorzy zaczęli nagle otrzymywać o 50% więcej w akcjach i opcjach. Mało tego, dyrektorzy zazwyczaj sprzedają akcje i opcje z dodatkowym zyskiem, bo Rezerwa Federalna dba o utrzymywanie cen aktywów na wysokich poziomach. Czy ktoś jeszcze pamięta, że działania FEDu miały skupiać się na zapewnieniu stabilności waluty? W praktyce bank centralny USA za pomocą dodruku oraz specjalnych mechanizmów dba o interesy wąskiej grupy osób, jednocześnie prowadząc dolara do upadku.

Im dłużej to obserwujemy, tym mocniej skłaniamy się ku pewnemu wnioskowi. Niewykluczone, że FED i reszta banków centralnych przez kolejny rok, dwa lub trzy będą panować nad sytuacją na rynkach. W tym czasie jednak nierówności w zarobkach pogłębią się jeszcze bardziej i ludzie wyjdą na ulice. Okaże się, że zamiast spodziewanego kryzysu finansowego, będzie kryzys społeczny. Pamiętajcie, że te miliony osób, które właśnie lądują na bezrobociu, są całkowicie nieobliczalne. Wśród nich jest naprawdę wielu takich, którzy chcieliby wrócić do pracy. Niestety system w coraz większym stopniu służy garstce osób i nie przejmuje się resztą.

 

Indywidualni inwestorzy wchodzą w stan euforii


Półtora miesiąca temu, widząc duży optymizm na rynkach, pozbyliśmy się nieco akcji i poszliśmy w stronę złota oraz obligacji. Następnie akcje przez kilka dni spadały, po czym przyszły kolejne wzrosty. Były one na tyle silne, że dziś rynek jest w stanie euforii. Co istotne - chciwość jest widoczna głównie wśród indywidualnych inwestorów, z których wielu zaczęło przygodę z rynkiem wiosną tego roku.

Aktualne nastroje dobrze obrazują dwa poniższe wykresy. Na pierwszym z nich widzimy wysoki optymizm wśród tej mniej doświadczonej części rynku, która kieruje się raczej emocjami, a nie rozumem (tzw. Dumb money - kolor bordowy). Znacznie bardziej sceptyczni są dziś tzw. Smart money, czyli bardziej doświadczona grupa inwestorów.

Oczywiście duży rozjazd pomiędzy dumb i smart money nie oznacza, że rynek akcji od razu straci 30-40%. Jest to raczej poważne ostrzeżenie.

Drugi ciekawy wykres pokazuje stosunek opcji put i call kupowanych przez indywidualnych inwestorów (niebieski kolor). Jak odczytać ten wykres? Jeśli niebieska linia jest bardzo nisko, to znaczy, że inwestorzy nabywają dużo więcej opcji call (gra na wzrosty) niż put. Czyli są nastawieni bardzo optymistycznie. Z kolei jeśli niebieska linia jest bardzo wysoko, to inwestorzy kupują stosunkowo dużo opcji put (gra na spadki).

Zauważcie, że tuż przed zamrożeniem globalnej gospodarki, indywidualni inwestorzy nabywali wyjątkowo dużo opcji na wzrosty. Stracili na tym. Następnie w drugiej połowie marca zaczęli skupować duże ilości opcji na spadki. Na tym także stracili. A dzisiaj? Dzisiaj nastroje są jeszcze bardziej euforyczne niż przed koronawirusem. Na koniec podkreślmy to raz jeszcze: optymizm dotyczy indywidualnych inwestorów, a to przecież oni tracą na giełdzie najwięcej środków.


Independent Trader Team