FED wyratował rynek


Na początku czerwca optymizm na rynku akcji wzrósł do skrajnie wysokich poziomów. Mieliśmy również do czynienia ze stosunkowo dużym pesymizmem na rynku obligacji. Korekta wisiała w powietrzu, a Trader21 nagrał nawet krótkie video w którym zwrócił uwagę na euforię wśród inwestorów. Spadki zaczęły się 9 czerwca, z kolei 11 czerwca główne indeksy w USA straciły po ponad 5%. W piątek (12-go czerwca) doszło do lekkiego odbicia, natomiast w poniedziałek kontrakty futures zapowiadały dalsze spadki. W tym momencie jednak interweniował FED.

Rezerwa Federalna oznajmiła, że rozszerzy przedstawiony w marcu program SMCCF, o którym pisaliśmy w artykule Dodruk jakiego jeszcze nie było. Na czym polega zmiana? W prostych słowach: FED znalazł lukę prawną, która umożliwi mu skupowanie długu dużo większej liczby przedsiębiorstw niż wcześniej sądzono. To istotne, bo w ramach SMCCF bank centralny może przeznaczyć na rynek wtórny nawet 250 mld dolarów w ciągu 5 miesięcy - o ile tylko zajdzie taka potrzeba.

Dla formalności dodamy, że FED nie może samodzielnie skupować długu przedsiębiorstw. W tym celu powstał specjalny wehikuł inwestycyjny (Special Purpose Vehicle – SPV).

Ostatecznie deklaracja FED-u powstrzymała dalsze spadki, która na normalnym rynku byłyby czymś naturalnym (zwłaszcza kiedy optymizm wśród inwestorów sięga 95%).

Trudno powiedzieć w którym momencie nerwowość wróci na rynek, ale w tym przypadku interwencja banku centralnego okazała się wystarczająca.

Z perspektywy inwestorów to oczywiście dobra wiadomość. W praktyce jednak takie skupowanie długu prowadzi do utrzymywania na rynku firm, które powinny upaść. W ten sposób tworzą się tzw. Spółki-zombie, które nie są w stanie robić nic poza rolowaniem swojego zadłużenia. Kwestia jest o tyle istotna, że spółki typu zombie stanowią już 1/5 amerykańskiego rynku.

Dalsze funkcjonowanie tego typu firm sprawia, że gospodarka nie może się oczyścić z nieefektywnie działających podmiotów. Drugi skutek: na rynek nie mogą wejść nowe, bardziej innowacyjne spółki, które doprowadziłyby do wzrostu produktywności.

 

Klienci bukmacherów przenieśli się na giełdę


Część Czytelników słyszała już być może o platformie transakcyjnej Robinhood. Stała się ona bardzo popularna, zwłaszcza wśród młodych spekulantów, którzy starają się zarobić kupując i sprzedając modne spółki giełdowe. Aby oddać skalę popularności Robinhood wspomnijmy, że w trakcie I kwartału 2020 roku założono tam 3 mln kont, podczas gdy Charles Schwab, TD Ameritrade oraz ETrade przyciągnęły łącznie 1,5 mln nowych klientów.

W poprzednich latach wzrost popularności Robinhood wynikał z dwóch głównych przyczyn. Po pierwsze platforma umożliwiała kupowanie i sprzedawanie akcji z bardzo niskimi, a nawet zerowymi prowizjami. Po drugie akcje w USA rosły w szybkim tempie.

Z kolei 2020 rok przyniósł pewną zmianę, która sprawiła, że na giełdzie przybyło spekulantów. Otóż ze względu na koronawirusa w większości krajów na całym świecie odwołano wydarzenia sportowe. A zatem skurczyła się oferta bukmacherów i klienci musieli poszukać innych rozrywek. Tymczasem po panice z lutego i marca oraz interwencji FEDu, akcje zaczęły mocno odbijać. Wyjątkowe wzrosty notowały linie lotnicze oraz przedsiębiorstwa zajmujące się organizacją rejsów. Kwietniowe odbicie notowań przyciągnęło na rynek hazardzistów, którzy uznali, że uda się kupić akcje i chwilę później wcisnąć je komuś innemu po wyższej cenie, zanim całe to domino się posypie.

Poza wspomnianymi spółkami, napływ spekulantów na rynek doprowadził również do spektakularnych wzrostów mniej znanych firm. Przykładem jest tutaj Nikola, producent samochodów elektrycznych, który tak de facto nie wyprodukował jeszcze żadnego auta. Nie zanotował choćby dolara przychodu. A jednak kapitalizacja tej spółki przebiła w pewnym momencie rynkową wartość Forda.

Podsumowując, podczas następnego spotkania bankierzy centralni z FEDu mogą sobie pogratulować kolejnego sukcesu. Ich działania sprawiają, że giełda krok po kroku zamienia się w kasyno, gdzie jakiekolwiek analizy fundamentów czy nastrojów przestają mieć sens. Można liczyć jedynie na szczęście lub dostęp do informacji.

 

Kto wspiera zamieszki, plądrowanie sklepów i przewracanie pomników?


W niedawnym artykule Chaos w USA. Trwa globalne pranie mózgów odnieśliśmy się do zamieszek w Stanach Zjednoczonych i Europie. Doszło do nich tuż po tym jak policjant doprowadził do śmierci George’a Floyda. W związku z tą sytuacją zaczęto nagłaśniać problem rasizmu w USA.

Jeśli ktoś zerknął do naszego artykułu lub po prostu zapoznał się ze statystykami dot. morderstw w USA to wie, że prędzej moglibyśmy mówić o rasizmie czarnych wobec białych. Twarde dane statystyczne wydają się jednak nikogo nie interesować.

Warto zauważyć, że do napędzenia zamieszek na taką skalę oraz siania dalszej propagandy potrzebne są pieniądze. I te pieniądze się pojawiły. Duże korporacje mocno zaangażowały się we wsparcie dla różnych organizacji zwalczających problem rasizmu. Niektóre z nich, jak Minnesota Freedom Fund wspierały finansowo uczestników zamieszek. Można więc powiedzieć, że największe korporacje pośrednio wsparły ludzi, którzy wyszli na ulice plądrować sklepy i przewracać pomniki. O jakie korporacje i jakie pieniądze chodzi?

Mowa o setkach milionów dolarów przekazanych (m.in. przez Sony, Walmart czy Microsoft) w ciągu kilku dni na długą listę organizacji zwalczających rasizm. Nie chcemy tutaj wrzucać wszystkich tych inicjatyw do jednego worka, więc podrzucamy jedynie stronę, na której opisano dokładnie jakie inicjatywy wsparła dana korporacja.

Generalnie jednak są tam przypadki, które nie pozostawiają większych wątpliwości co do intencji. Chociażby dotacje Microsoftu dla organizacji takich jak Black Lives Matter czy właśnie Minnesota Freedom Fund.

 

BlackRock umacnia pozycję dzięki interwencjom FEDu


Przed kilkoma tygodniami opublikowaliśmy artykuł „Dodruk jakiego jeszcze nie było” w którym opisywaliśmy różne programy wprowadzone przez FED. Jeden z nich odnosił się do skupowania ETFów dających ekspozycję na obligacji korporacyjne.

W kolejnych tygodniach FED skupił spore ilości ETFów zarówno na obligacje korpo o najwyższym ratingu, jak i te bardziej ryzykowne. Warto jednak zauważyć, że do przeprowadzenia tego programu (a także dwóch innych) wynajęta została firma Blackrock, czyli największy emitent ETF-ów na świecie, zarządzający kapitałem o wartości 7,4 bln dolarów.

W Internecie pojawiła się analiza zakupów jakie FED dokonał na rynku obligacji korporacyjnych między 12 maja a 19 maja. Na zakupy przeznaczono 1,6 mld dolarów. Wśród 5 najczęściej nabywanych funduszy znalazły się 2 ETFy iShares, należące faktycznie do firmy Blackrock.

Z jednej strony cała sytuacja nie budzi większego oburzenia w USA, gdyż właściciel Blackrock zaoferował brak jakichkolwiek prowizji w przypadku skupowania przez FED jego ETF-ów. Z drugiej strony Blackrock jest w bardzo uprzywilejowanej pozycji, gdyż ściąga kapitał do swoich funduszy, umacniając w ten sposób pozycję na rynku. Poza funduszami Blackrocka, środki z FEDu trafiają głównie do ETF-ów emitowanych przez Vanguarda oraz State Street. W ten sposób, podobnie jak w amerykańskim sektorze bankowym, tworzy się mała grupa firm które przejmują kontrolę nad rynkiem. Już dziś łączny udział Blackrock, Vanguard oraz State Street w rynku funduszy typu ETF wynosi 81%. Zapewne w kolejnych latach za sprawą działań FEDu zbliżą się do 90%.

Warto również pamiętać, że o ile np. Blackrock nie pobiera prowizji od zakupów ze strony FEDu, to pobiera opłaty za zarządzanie. Nie są one oczywiście wysokie - dla ETFu LQD jest to 0,15%. Jeśli jednak przemnożymy tą wartość przez miliardy pompowane z FEDu (może to być nawet 250 mld dolarów) to zobaczymy, że jest to całkiem opłacalny biznes. Kto wie czy jeszcze większą zaletą dla Blackrocka nie jest fakt, że osoby prowadzące cały program skupu obligacji korpo wiedzą dokładnie do których aktywów popłynie kapitał z FEDu i mogą zarobić krocie na tzw. Front runningu.

 

Dramat oszczędzających w Polsce


Z opublikowanych kilka dni temu danych wynika, że Polska jest krajem z najwyższą inflacją w całej Unii Europejskiej. Oficjalnie wynosi ona 3,4%.

Oczywiście realna inflacja jest jeszcze wyższa. Dla przykładu ceny produktów żywnościowych w trakcie ostatniego roku wzrosły o 6,5%, a to przecież spora część budżetu gospodarstw domowych.

Wspominamy o tym również dlatego, że pod koniec maja Rada Polityki Pieniężnej obniżyła główną stopą procentową do historycznie niskiego poziomu 0,1%. Przypomnijmy, że oznacza to z jednej strony niższe koszty kredytu, a z drugiej niższe odsetki z lokat.

W takiej sytuacji osoba, która chciałaby zaoszczędzić trochę kapitału, może liczyć na roczne oprocentowanie lokaty rzędu 0,5% lub 1%. Jeśli jednak uwzględnimy inflację, szybko okaże się, że kapitał „pracujący” na lokacie, w rzeczywistości przynosi nam stratę. I to sporą! Pod tym względem Polska jest na jednym z ostatnich miejsc wśród tych bardziej cywilizowanych krajów.

Efekt jest taki, że Polacy usilnie szukają sposobów, by nie dać się inflacji. Pomimo koronawirusa na rynek nieruchomości wciąż napływa sporo kapitału. Zauważalny jest wzrost zainteresowania metalami szlachetnymi. Nie możemy też zapominać, że wiosna przyniosła znaczny wzrost liczby kont brokerskich - Polacy otwierali je, by skorzystać z przecen na rynku akcji.

Z tych trzech sposobów walki z inflacją, naszym zdaniem najlepszym jest zakup metali szlachetnych. W kolejnych miesiącach będziemy mieć świetne warunki do wzrostu cen złota i srebra - dodruk będzie kontynuowany, a stopy procentowe pozostaną na niskich poziomach. Drugim, choć już nie tak bezpiecznym rozwiązaniem, jest zakup akcji. Polska giełda jest stosunkowo nisko wyceniona, ale jakiekolwiek kłopoty w USA mogą sprawić, że również GPW będzie spadać. Dopiero na trzecim miejscu umieścilibyśmy inwestycję w nieruchomości. Akurat ta grupa aktywów drożała mocno już w poprzednich latach. Trzeba też brać pod uwagę, że spowolnienie gospodarcze może sprawić, że najemcy będą domagać się obniżenia czynszy.

 

Szach mat dla ludzkości


Poniżej publikujemy nagranie, które przez większość społeczeństwa potraktowane zostanie jako „zbiór teorii spiskowych”. Problem w tym, że te teorie stają się rzeczywistością na naszych oczach.

Dla przypomnienia jest to filmik z 2013 roku.


Zespół Independent Trader

 

Podziękowania


Na koniec kilka słów od Polskiej Akcji Humanitarnej do wszystkich osób, które kupiły książkę „Inteligentny Inwestor XXI wieku”.

Chcemy Wam bardzo serdecznie podziękować za zakup książki „Inteligentny Inwestor XXI wieku”. Przy okazji każdego zakupu niesiecie pomoc głodnym i niedożywionym dzieciom w Polsce. Do tej pory dzięki Waszemu zaangażowaniu otrzymaliśmy 300 000 zł, co oznacza 60 000 darmowych posiłków i kolejne uśmiechy na twarzach naszych dzieciaków.

Dziękujemy!


Zespół Polskiej Akcji Humanitarnej