W ostatnich dniach władze kilku europejskich krajów zdecydowały się na wywarcie dużej presji na swoich obywatelach, aby przyspieszyć akcję szczepień przeciwko koronawirusowi. W opinii części osób nowe zasady idą o krok za daleko i pokazują, że zmierzamy w kierunku segregacji ludzi.

 

Zmiany we Francji, Grecji i Wielkiej Brytanii


Na początek warto ustalić fakty, aby nikt nie miał wątpliwości z czym mamy do czynienia. Kilka dni temu prezydent Francji Emmanuel Macron podjął decyzję o tym, że każdy pracownik służby zdrowia będzie musiał przyjąć szczepionkę na koronawirusa. Bardzo mocno zaostrzono także zasady dotyczące zwykłych obywateli. Od teraz Francuzi będą mogli korzystać z kin czy teatrów wyłącznie w przypadku, kiedy zaszczepili się na covid, są ozdrowieńcami lub przedstawią negatywny test PCR. Począwszy od 1 sierpnia te same zasady będą dotyczyć wyjść do kawiarni, centr handlowych, placówek służby zdrowia, a także korzystania z samolotów i pociągów.

Ktoś zapyta: no i co z tego? Przecież dalej można zrobić sobie test!

Od października we Francji za testy PCR trzeba będzie płacić. A to oznacza w praktyce, że jeśli nie chcesz się zaszczepić, to będziesz musiał wydać kasę na test, który może Cię kosztować więcej niż samo wyjście do restauracji.

Mainstreamowe media zapiały z zachwytu nad natychmiastowym efektem wystąpienia Macrona, ponieważ w trakcie dwóch kolejnych dni na szczepienie zapisało się ok. 1,5 mln Francuzów. Dodajmy jednak, że po drugiej stronie barykady znalazła się taka sama, jeśli nie większa liczba osób, które natychmiast wybrały się na protesty. Poniżej możecie zobaczyć jak wyglądało to w Paryżu i Maryslii.

Protest w Marsylii

Kilkugodzinny zapis protestu w Paryżu

Jeśli więc dokładnie zapoznamy się z „propozycją” Macrona, to widzimy wyraźnie, że jest to krok w kierunku segragacji Francuzów. Nie szczepisz się? Zostajesz wykluczony z życia społecznego. Zostaje Ci pokornie siedzieć w domu oraz ewentualnie chodzić do pracy, by pracować na zasiłki dla imigrantów. Jeśli masz pracę, to zadbamy o to, byś popracował nieco dłużej (Macron przy okazji swojego wystąpienia po raz kolejny zapowiedział, że wiek emerytalny będzie podniesiony).

Tak, wiemy, część z Was powie, że to wszystko dla bezpieczeństwa i tak w ogóle to Macron ma rację, dzięki jego decyzjom Francja pokona koronawirusa. Do tego tematu odniesiemy się nieco niżej.

W tym miejscu dodamy jeszcze, że tuż po wystąpieniu prezydenta Francji, niemal identyczne zmiany wprowadziła u siebie Grecja.Tam również natychmiast doszło do protestów, spore manifestacje miały miejsce chociażby w Atenach i Salonikach.

Z kolei w poniedziałek brytyjski minister ds. Szczepień zapowiedział, że począwszy od września aby wejść do klubów nocnych i innych miejsc „gdzie gromadzą się tłumy” konieczne będzie przedstawienie certyfikatu zaszczepienia. Logika brytyjskich władz jest następująca: do września każdy dorosły będzie miał okazję się zaszczepić, a zatem negatywne testy nie będą już uznawane.

To też jest ciekawe, bo przypominamy sobie, że jeszcze kilka dni temu słyszeliśmy, że Wielka Brytania rezygnuje z obostrzeń, bo kto miał się zaszczepić, ten już to zrobił, a reszta ma wolną wolę. Okazuje się, że jednak nie jest tak pięknie i tutaj też mamy pierwsze oznaki segregacji. A tak przy okazji musicie wiedzieć, że brytyjski minister zdrowia zakaził się koronawirusem i wylądował na kwarantannie. To samo spotkało kilku innych ministrów, którzy ostatnio się z nim spotkali. Naturalnie wszyscy są zaszczepieni.

DOPISEK: W trakcie pisania artykuł Macron oświadczył, że certyfikaty sanitarne jednak nie będą potrzebne w przypadku części galerii handlowych. Czyli wprowadził ograniczenia w kilku obszarach życia, a potem jeden z nich odblokował.

 

Czy należy zmuszać do szczepień?


Całkiem spora część osób mieszkających w Europie uważa, że powyższe decyzje rządzących nie mają nic wspólnego z segregowaniem ludzi. Ich logika jest następująca: „przecież nikt nikogo nie wyklucza, jeśli ktoś odrzuca szczepienia, to z własnej woli wyklucza się ze społeczeństwa”.

Taka logika zakłada, że normalny człowiek nie może mieć żadnych wątpliwości co do przyjęcia szczepionki na koronawirusa.

Z naszej perspektywy wygląda to zaś następująco: zdajemy sobie sprawę z tego, że w przypadku części osób szansa jaką daje szczepionka znacząco przewyższa ewentualne ryzyka. Dotyczy to zwłaszcza starszych osób, wśród których odsetek zaszczepionych jest najwyższy. My to szanujemy, bo przecież wolny wybór to podstawa funkcjonowania społeczeństwa. Jednocześnie musimy podkreślić, że jest mnóstwo osób, które do szczepionki na koronawirusa podchodzą z nieufnością i, uwaga, mają ku temu powody. Nie są to osoby, które odgórnie dyskwalifikują wszystkie szczepionki. Są to osoby, które w tym konkretnym przypadku mają bardzo duże wątpliwości. Pozwólcie, że wyjaśnimy na czym one polegają.

Przede wszystkim szczepionki na koronawirusa są wciąż na etapie badań, ich ostatnia faza kończy się na przełomie 2022/2023 (różne daty dla różnych szczepionek). Preparaty są dopuszczone warunkowo, całkowicie uzasadnione jest twierdzenie, że wciąż jest to eksperyment medyczny. Jeśli ktoś w nim uczestniczy, to jest to jego sprawa, ale faktem pozostaje, że o długofalowych skutkach szczepień nie wiemy prawie nic. Rzeczywistość to potwierdza - co jakiś czas pojawiają się informacje o niepożądanych skutkach. Najświeższym przykładem jest informacja o tym, że po szczepionce Johnson&Johnson zdarzają się rzadkie przypadki Zespołu Guillaina-Barrego.

To jednak tylko pierwszy z argumentów.

Część osób nie zaszczepi się, bo podejrzewają, że agresywniejsze mutacje koronawirusów nie pojawiły się w naturalny sposób, lecz pochodzą wprost z laboratorium. Ostatnie tygodnie sprawiły, że takich podejrzeń jest coraz więcej - ostatecznie Anthony Fauci, czyli jeden z najbardziej szanowanych naukowców w USA, już rok temu kłamał w sprawie źródła pochodzenia wirusa. Robił to, mimo że wirusolodzy informowali go, iż wirus nie wygląda naturalnie. Więcej o tym pisaliśmy tutaj.

Część osób uznaje, że zaszczepi się jedynie jeśli wszystko będzie się działo na tradycyjnych zasadach. Czyli: kupuję, producent ma zysk, ale jeśli coś mi się stanie, to producent płaci odszkodowanie. W praktyce Polacy na ewentualne odszkodowania będą zrzucać się sami. W USA, w razie niepożądanych skutków, wygranie indywidualnej sprawy przeciwko koncernowi będzie graniczyło z cudem. A zatem mamy do czynienia z sytuacją w której producent może tylko zyskać. I to wielu osobom się nie podoba. Dobrze pamiętają jak w 2008 roku na ulgowych warunkach potraktowano największe banki - to im wystarczy. Nie chcą kolejnych uprzywilejowanych branż.

Część osób nie zaszczepi się dlatego, że większość producentów ma na koncie długą listę kar. Przykładowo Pfizer w 2009 roku został ukarany 2,3 mld USD kary za wprowadzanie ludzi w błąd w kwestii leku Bextra (zwiększał ryzyko zakrzepic i zawałów). Z kolei w 2013 roku znowu kara, tym razem 491 mln USD za kłamstwa przy promocji leku Rapamune.

Część osób nie zaszczepi się, bo przeszli covid. Tak po prostu, jedni znieśli chorobę lepiej, drudzy gorzej. W związku z tym mają w organizmie przeciwciała. W tej kwestii sporo jest sprzecznych informacji, ale jednak większość analiz sugeruje, że osoby, które przeszły covid w 2020 roku, są dziś chronione lepiej niż osoby, które przyjęły dwie dawki szczepionki. Takie wnioski można wysnuć chociażby na podstawie danych z Izraela czy Szwecji.

Część osób nie zaszczepi się, gdyż uważają, że tak naprawdę zmasowana akcja szczepień nie sprawi, że ich wolność przestanie być ograniczana. Czy mają podstawy by tak sądzić? Oczywiście. Pierwotna narracja była następująca: „niech 70-80% społeczeństwa w pełni się zaszczepi (dwie dawki), a wrócimy do normalności”. Na początku roku Izrael szybko zapewnił sobie status jednego z liderów szczepień. Obecnie oficjalnie w pełni zaszczepionych jest 5,3 mln obywateli (łącznie dorosłych jest niecałe 6 mln). I co? Po pierwsze Izrael właśnie po raz kolejny przesunął w czasie termin, kiedy do tego kraju będą mogli przylatywać zaszczepieni turyści. Po drugie jako pierwszy kraj na świecie wprowadził trzecią dawkę szczepionki, tzw. przypominającą. Co zatem zostało z pierwotnej narracji? Niewiele.

Część osób nie zaszczepi się, ponieważ uważa, że w zakresie leczenia koronawirusa tworzony jest monopol lub oligopol. Dziwi ich, że promowane są jedynie szczepionki, podczas gdy z różnych rejonów świata docierają informacje o lekach, które przynoszą dobre efekty. Gdyby ktoś 2 miesiące temu zerknął na nagłówki, to mógłby odnieść wrażenie, że za chwile w Indiach trupy będzie trzeba zbierać z ulic jakimiś specjalnymi pojazdami. Statystyki zakażeń i zgonów faktycznie wystrzeliły… by po kilku tygodniach spaść. Chwilę przed wystrzałem zakażeń zaczęto w Indiach stosować lek zwany iwermektyną. Eksperci twierdzą jednak, że tego leku nie można stosować na większą skalę, gdyż jest on dopiero na etapie badań (podobnie jak szczepionki). Z kolei w Zjednoczonych Emiratach Arabskich bardzo pomocny w walce z covidem okazał się sotrovimab. W Polsce sporo mówiło się o amantadynie, ale badania rozpoczęto dość późno (był to wydatek 5 mln zł, podczas gdy na szczepionki polski rząd wydał 3 mld zł czyli 600 razy więcej pieniędzy). A jednak zdecydowana większość ekspertów, naukowców czy polityków, którzy tak troszczą się o nasze zdrowie, nie wykazuje specjalnego zainteresowania innymi metodami leczenia. Szkoda, bo gdyby tak zrobili, to rozwialiby wątpliwości u wielu osób.

Część osób reaguje niechętnie, gdyż w kwestii szczepień rozpętano gigantyczną akcję propagandową. Wydano spore środki na kampanię reklamową, w związku z czym wiele osób zastanawia się dlaczego z podobnym animuszem nie walczymy z chorobami, które zbierają dużo gorsze żniwo. Dlaczego nie ma takich nakładów na promowanie zdrowej diety. Przykładowo otyłość i choroby z nią związane każdego roku skutkują ogromną ilością zgonów. Czemu w tym kontekście nie ma potężnych kampanii, przecież liczy się nasze zdrowie, prawda?

Dla porównania wklejamy najczęstsze powody zgonów w Chinach i we Włoszech na przełomie lutego i marca 2020.

Tak całkiem serio, to uważamy, że nie powinno być żadnych kampanii reklamowych z pieniędzy podatników. Te pieniądze powinny zostać w naszych portfelach, aby każdy mógł zadbać o swoje zdrowie, np. Kupując żywność lepszej jakości.

Część osób nie chce się szczepić, bo widzą, że politycy którzy tak troszczą się o nasze zdrowie, podejmują jednocześnie bardzo szkodliwe decyzje, których nie da się usprawiedliwić. Przypomnijmy kilka z nich: w zeszłym roku mieliśmy do czynienia z zamykaniem lasów i nakazem przebywania we własnych domach czy mieszkaniach. Następnie wprowadzono obowiązek noszenia maseczek na zewnątrz - i mimo, że pojawiły się badania pokazujące, iż jest to idiotyzm, to minister zdrowia czekał kilka kolejnych tygodni aby znieść ten nakaz. Co więcej, ukazały się badania dowodzące, że zakażenia do których dochodzi „na dworze” stanowią jakiś ułamek procenta wszystkich tego typu przypadków, a mimo to rząd dalej zakazywał organizacji zajęć sportowych dla dzieci. Skoro jesteśmy przy dzieciach, to może warto dodać, że Amerykańska Rada Pediatrów uznała, iż wszystkie dzieci od 2. roku życia w górę powinny nosić maski podczas zajęć w przedszkolach i szkołach. W tym przypadku nawet nie wiemy jak to skomentować, więc napiszemy tylko, że w wieku 3 lat dziecko dopiero uczy się funkcjonować wśród rówieśników, obserwuje ich reakcje i nastroje. Jak niby ma to robić, kiedy wszyscy wokół noszą maseczki?!

Inna sprawa, że bardzo wiele zakazów/nakazów/obostrzeń wprowadzonych przez polityków jest wprowadzane niezgodnie z prawem. W Polsce mieliśmy już wiele przypadków, w których sąd anulował mandaty za brak maseczek. W Hiszpanii Trybunał Konstytucyjny orzekł właśnie, że wprowadzona w marcu 2020 roku przymusowa izolacja społeczna z powodu pandemii była nielegalna. Takich informacji będzie jeszcze więcej - szkoda tylko, że pojawiają się one dość późno, bo wiele wystraszonych osób dostosowuje się do bezprawnych nakazów, zamiast normalnie żyć.

Część osób nawet by się zaszczepiło, bo w ich uznaniu ma to sens, ale widzą, że im większy odsetek społeczeństwa przyjmie szczepionkę, tym łatwiej jest politykom wprowadzić segregowanie ludzi. Tymczasem wolność całego społeczeństwa jest dla tych osób ważniejsza niż ich własne bezpieczeństwo. Żeby uzupełnić ten wątek, dodamy, że na wspomnianych protestach we Francji były też zaszczepione osoby, którym kompletnie nie podoba się jakakolwiek segregacja.

Część osób nie chce się zaszczepić, gdyż uważają, że wokół koronawirusa jest zbyt dużo manipulacji. Pierwszym przykładem może być WHO, które najpierw zmieniło definicję pandemii, a później dwa razy zmieniało definicję odporności stadnej (pierwotnie mogła być ona zapewniona dzięki przejściu choroby przez większość populacji lub dzięki szczepieniom, potem w definicji mowa była tylko o szczepieniach, teraz wspominają obie opcje ale faworyzują szczepienia).

Drugim przykładem są kraje zachodnie w których wielokrotnie zawyżano liczbę chorych i zmarłych na koronawirusa. Trzecim przykładem są eksperci i media straszące kolejnymi falami zachorowania, mimo że powszechnie wiadomo, iż tego typu działania wywołują stres, który przekłada się na większą liczbę problemów z psychiką u ludzi. Chyba nie powinno się tak robić, gdy dbamy o ludzkie zdrowie?

Część osób nie zaszczepi się, gdyż nie podoba im się, że stworzono pozory jakby na świecie była już tylko jedna choroba. Nie podoba im się, że minister zdrowia z powodu koronawirusa forsował przekładanie zabiegów. Tymczasem wokół wciąż pełno osób ma problemy z sercem, doznaje udarów itd. Obrazu dopełnia ostatni wywiad z kierowniczką Centrum Onkologii Dziecięcej w Warszawie, która stwierdziła, że obecnie trafiają do nich dzieci w wyjątkowo złym stanie. Jej zdaniem główny powód, to wprowadzenie teleporad, które uniemożliwiają szybkie rozpoznanie choroby.

Część osób uważa, że politycy już pod koniec 2020 roku rozważali zmuszanie ludzi do przyjęcia szczepionki, mimo że wtedy wiedza na ich temat była jeszcze mniejsza niż dziś. I te osoby mają rację, co potwierdzają maile ministra Dworczyka (niestety, w tym momencie nie możemy znaleźć grafiki w lepszej jakości).

Część osób uważa, że podejrzane są przypadki młodych osób umierających krótko po szczepieniu. Mowa tu chociażby o dziennikarce Gazety Wyborczej czy trenerze łucznictwa, który śmiał się, że po szczepionce na pewno wyrośnie mu trzecia ręka. Tych przypadków jest więcej i jeśli ktoś jest ich ciekaw to znajdzie je zebrane na facebookowym profilu Phila Koniecznego.

Podsumowując, wydaje się, że osoby, które odmówiły szczepienia, mogły mieć ku temu konkretne powody. A to z kolei oznacza, że szczepienie nie jest oczywistością i nie można do niego zmuszać, jak robi się to we Francji czy Grecji.

 

Nasze przemyślenia


Wzruszenie może człowieka ogarnąć, kiedy widzi jak bardzo europejscy politycy troszczą się o zdrowie i życie obywateli. Pomyślcie tylko jak wielka zmiana musiała się dokonać w tych ludziach, skoro jeszcze kilka lat temu te same osoby biernie przyglądały się jak do Europy napływały tysiące terrorystów i nie byli oni w żaden sposób kontrolowani. Potem miały miejsce zamachy, w bardzo wielu krajach zachodnich wzrosły statystyki gwałtów, a ogólny poziom bezpieczeństwa spadł.

Całkiem serio: jak można wierzyć w dobre intencje tych polityków?

Obecne wydarzenia nie dają najmniejszych podstaw, by sądzić, że to skrajne ograniczanie swobód obywatelskich ma się zakończyć. Wszelkie rozporządzenia czy obostrzenia powodują jeszcze większy chaos. Przykładem z ostatnich tygodni niech będzie Wielka Brytania, która ustaliła konkretne kryteria do spełnienia, aby osoby z danego kraju mogły bez problemów przylecieć do UK. Polska te kryteria spełniła po czym Brytyjczycy i tak nie zmienili zasad dotyczących Polaków.

Tworzy się złudzenie, że wyszczepienie 80-90% dorosłej populacji ma rozwiązać problem. Temat Izraela opisaliśmy już wyżej, ale to nie jedyny taki przypadek. Kolejnym jest Wielka Brytania, gdzie liczba przypadków szybko rośnie. Ktoś powie w tym miejscu, że zgony są dużo rzadsze i będzie to prawda - czemu w takim razie utrzymuje się zasadę zgodnie z którą zakażony koronawirusem idzie na kwarantanne, tak jak brytyjscy ministrowie? Przecież to kolejny element paraliżujący życie społeczne i gospodarcze. Kolejny przykład to Japonia - w dużej mierze zaszczepione społeczeństwo, a igrzyska i tak odbywają się bez publiczności (może z wyjątkiem polityków, ale to wyższa kasta). Można więc powoli dojść do wniosku, że zwykli ludzie są zwodzeni - obiecuje się im powrót do normalności, ale nic takiego nie następuje.

A może rację ma coraz większa grupa lekarzy, którzy zachęcają by koronawirusa traktować jak chorobę z którą i tak będziemy się musieli zmagać? Ostatecznie kraje i stany, które nie wariują z powodu covida, radzą sobie całkiem nieźle. Szwecja, Meksyk, Teksas - wszędzie tam ludziom zostawia się więcej wolności, gospodarka nie jest tak obciążona, dzieci funkcjonują normalnie i widują swoich rówieśników, mniej dorosłych jest narażonych na choroby psychiczne (to wątek powiązany z normalnie działająca gospodarką).

Naprawdę rozumiemy, że ktoś obawia się wirusa, ale dane mimo wszystko mówią same za siebie. W przypadku młodych osób śmiertelność to mniej niż 0,1%. W przypadku zdecydowanej większości populacji (wszystkie osoby do 50. roku życia) śmiertelność nie przekracza 0,3%. Do 1% dochodzimy w przypadku osób w wieku 60-65 lat.

Jest to wirus groźny głównie dla osób najstarszych, to one są najbardziej narażone. Jeśli chodzi o los reszty społeczeństwa - można zacząć się zastanawiać czy działania polityków nie robią więcej złego niż dobrego. My ze swojej strony, jeszcze bardziej niż rok temu, jesteśmy przekonani, że cały ten cyrk fundowany przez polityków, ekspertów i media ma tak naprawdę dać możliwość zapanowania nad przemieszczaniem się ludzi, zapobiegania buntom czy protestom, a wszystko dlatego, że w kolejnych latach gigantyczna liczba osób zostanie uzależniona od pomocy państwa. Zauważcie, że kiedy niemal wszyscy skupiali się na kwestiach zdrowotnych, bardzo mocno ograniczono wolność zwykłych obywateli, a do tego część z nich straciła pracę. Przyjrzyjcie się konkretnie kto ją stracił.

Jak widać, w USA problem dotknął przede wszystkim najbiedniejsze, najsłabiej zarabiające osoby. Po chwilowym odbiciu, zatrudnienie w tej grupie ponownie zaczęło spadać. Poprawiła się za to sytuacja w najlepiej opłacanych zawodach, a majątek 500 najbogatszych osób na świecie wzrósł w zeszłym roku o niemal 2 bln dolarów. Klasie średniej, która zazwyczaj posiada pewne oszczędności, zafundowano z kolei dodatkowy podatek w postaci wyższej inflacji.

Tak czy inaczej ten 23% spadek zatrudnienia wśród najsłabiej zarabiających osób w USA skutkuje tym, że kolejne miliony osób stają się uzależnione od państwa. W Europie to zjawisko jest widoczne w dużo mniejszym stopniu, ale na Starym Kontynencie wiele krajów już wcześniej poszło w stronę socjalu, w związku z czym odsetek obywateli uzależnionych od państwa jest dość spory.

Dokąd nas to wszystko zaprowadzi? W obecnej sytuacji sporo jest głosów sugerujących, że tylko silne, autorytarne państwa mogą sobie poradzić z pandemią. Chiny są podawane jako główny przykład, ale jednocześnie wiele krajów uznawanych za demokratyczne zaczyna ograniczać swobody obywateli, łamiąc przy tym własne konstytucje. Mamy złą informację: duża władza skupiona w rękach polityków nigdy nie zostanie wykorzystana tylko do tego, by sprawnie zwalczyć epidemię. Będzie wykorzystywana dużo szerzej. W wersji light będzie to rujnowanie prywatnych przedsiębiorstw i przejmowanie ich udziałów w rynku przez państwowe firmy. W wersji hard będzie to zakrojona na szeroką skalę napaść na prywatną własność, co zawsze kończy się zamordyzmem. Finalnie, kiedy mamy już do czynienia z typowo autorytarnym państwem, możliwe jest stworzenie obozów pracy w których niewinni ludzie traktowani będą jak niewolnicy. Myślicie, że przywołujemy czasy II Wojny Światowej? Nieprawda, mowa o tym co tu i teraz, czyli sytuacji Ujgurów w Chinach.

Jeśli ktoś zobaczył ten filmik, to pewnie nie zdziwiło go specjalnie, że przy okazji brutalnego wykorzystywania ludzi przez władzę, zarobić potrafią też korporacje. One zawsze zadbają o swój PR - na świecie będą pokazywać siebie jako zwolenników tolerancji i wolności, a po cichu skorzystają z niewolników. Skoro wspomnieliśmy o historii to ona też pokazuje, że przesadna władza w rękach polityków nie kończy się niczym dobrym. Tymczasem dziś władze w wielu krajach chcą zafundować nam system w którym to właśnie państwo ma bardzo dużo do powiedzenia, jego siła oddziaływania jest spora. Podamy więc jeszcze jeden przykład pokazujący, że nic w tym dobrego. Jest nim komunistyczna Kuba, gdzie miejscowa ludność właśnie powstała przeciwko władzy.

Zgadnijcie co w tej sytuacji zrobił Reuters.

Wrzucił newsa w którym jacyś oficjele przestrzegają przed protestami, które mogą sprzyjać wzrostowi zakażeń. 

Przypomniał im, że mogą w ten sposób roznosić wirusa. Tymczasem Kubańczycy walczą z komunizmem, czyli dużo groźniejszym wirusem, który dziś zagraża również Europie. Zagraża mocniej niż covid.

 

Podsumowanie


Oddawanie naszej wolności politykom, którzy nie zasługują na jakiekolwiek zaufanie i są kompletnie nieprzewidywalni, może się skończyć tragicznie. Tym bardziej nie widzimy powodów, aby zwykli ludzie mieli zgadzać się na stosowanie segregacji. Ostatecznie chodzi o chorobę, która ma całkowitą śmiertelność w przedziale 0,2-0,4%, a narzuconym rozwiązaniem mają być szczepionki, które mogą wzbudzać wątpliwości.

Uwaga: ten artykuł nie ma na celu sugerować, że zaszczepieni powariowali, albo że niezaszczepieni są szaleńcami. Wręcz przeciwnie - zwracamy uwagę, że obie grupy mogą mieć swoje argumenty. A skoro tak, to nie można stosować przymusu w stosunku do żadnej z grup. Politycy jednak tworzą presję i jest ona zgodna z zasadą „dziel i rządź”. O co chodzi? W skrócie: polityka polega na tym, by nasi przeciwnicy zwalczali siebie nawzajem. W tym wypadku dla polityków wymarzona jest sytuacja w której ludzie „gryzą się” między sobą. Wtedy nie widzą szkód wyrządzanych przez polityków. Zwykli ludzie są w stanie zauważyć manipulacje rządzących, jedynie jeśli stoją po stronie wolności. Jeśli jednak spora część obywateli daje się przekonać do zamordyzmu, to momentalnie mamy dwa obozy nastawione przeciwko sobie.

Zdajemy sobie sprawę, że część z Was dalej jest przekonana, iż wszystko to co widzimy dookoła to tylko środki mające na celu opanowanie sytuacji, a kiedy to się uda, to szybko wrócimy do normalności. Że to wszystko to naturalna reakcja polityków, że nic tu nie jest planowane. Jeśli więc, Drogi Czytelniku, dalej tak uważasz, to wpisz w komentarzu co konkretnie sprawi, że nabierzesz wątpliwości. Co sprawi, że zaczniesz podejrzewać, że na naszych oczach odbywa się przeobrażenie globalnej gospodarki w trakcie którego stracimy sporą część naszych swobód. Napisz i wróć za pół roku do tego wątku.

My mamy swoje przewidywania i podzielimy się nimi z Wami. Jeśli nie spełni się co najmniej połowa z nich, to nigdy więcej nie napiszemy ani słowa o szczepionkach.

1. W teorii Białoruś i Ukraina powinny mieć w drugiej połowie roku 10 razy większy odsetek zgonów na covid niż Izrael (mają 10 razy mniejszy odsetek zaszczepionych i słabszą służbę zdrowia). Ale tak się nie stanie.

2. Osoby, które zaszczepiły się dwiema dawkami Pfizer/Moderną/Astrą będą mieć w przyszłym roku w kilku krajach utrudnione wyjścia do barów czy dyskotek. Okaże się, że bycie „w pełni zaszczepionym” to jednak co najmniej 3 dawki szczepienia.

3. Niezależnie od tego jak dobre będą wyniki badań dla iwermektyny, nie zostanie ona wprowadzona do szerokiego zastosowania ani w Polsce, ani UK, ani USA.

4. Niezależnie od tego, jak silne okażą się dowody względem Anthony’ego Fauci, nie pójdzie on do więzienia.

5. Niezależnie od tego ile w Polsce zaszczepi się ludzi, usłyszymy o czymś takim jak V fala, a wiosną 2022 roku będą utrzymywane znaczne ograniczenia dotyczące mobilności ludzi.

6. Mimo, że badania dowiodły bezsensu noszenia maseczek na powietrzu, w Polsce ponownie zostanie wprowadzona ta zasada.

7. Rzekomy fundusz odszkodowawczy w Polsce nie wypłaci jakichkolwiek odszkodowań wcześniej niż w 2022 roku. Swoją drogą, i tak będą to środki z kieszeni samych podatników.


Independent Trader Team