Obserwując życie polityczno-społeczne coraz częściej zauważamy przemiany, które „kiedyś były nie do pomyślenia”. Oczywiście czasem te nowe zjawiska są wynikiem naturalnych procesów, chociażby rozwoju technologicznego. Ostatecznie nie ma nic dziwnego w tym, że np. obecność urządzeń takich jak smartfon zmienia ludzkie zachowania.

Co innego kiedy przemiany dokonują się w sposób, który jest zaplanowany przez jakąś konkretną społeczność, partię czy grupę interesu i narzucany reszcie społeczeństwa. A właśnie na takich przypadkach chcemy się skupić w tym tekście. Bardzo często takie procesy są możliwe dzięki przesuwaniu „okna Overtona”. Co to takiego?

W dużym skrócie: okno Overtona to koncepcja zakładająca, że idee, które wcześniej były odrzucane, mogą ostatecznie zostać zaakceptowane przez zwykłych ludzi. Wystarczy trochę popracować nad odbiorcą - zmanipulować go w odpowiedni sposób, zbombardować setkami newsów na ten sam temat, może nawet wystraszyć.

Jeśli ktoś dalej nie wie, o co dokładnie chodzi, to przedstawimy prosty przykład. Załóżmy, że w pewnym kraju lewica uważa, że podatek dochodowy powinien wynosić 15%, z kolei zdaniem prawicy powinien wynosić 5%. Jest zatem oczywiste, że ostatecznie podatek będzie wynosił między 5% a 15%. Ten obszar (od 5% do 15%) to właśnie okno Overtona. Taką stawkę podatku społeczeństwo jest w stanie zaakceptować bez jakichś większych protestów.

Co jednak w sytuacji kiedy dziesiątki posłów lewicy zaczną postulować podniesienie stawki do 40%? Kiedy w mediach pojawi się długa lista „ekspertów” tłumaczących, że bez dodatkowych wpływów do budżetu służba zdrowia się załamie? Kiedy część posłów prawicy stwierdzi, że ostatecznie może przystać na niektóre postulaty lewicy, więc podatek mógłby zostać podniesiony do 20%?

W takiej sytuacji okno Overtona przesuwa się i jest nim obszar między 20% a 40% podatku dochodowego. I kwestią czasu jest, kiedy podatek znacząco wzrośnie, a społeczeństwo nie zbuntuje się w jakiś znaczący sposób. Ostatecznie eksperci powiedzieli, że podwyżka podatku była konieczna.

 

Przykłady z minionych lat


Zdajemy sobie sprawę, że takie teorie mogą być dla niektórych nieprzekonujące. Dlatego też zwrócimy Wam uwagę na kilka zmian zaakceptowanych przez społeczeństwo bez większego buntu. Są to zmiany, które w żaden sposób nie poprawiają naszego życia, a wręcz przeciwnie - albo odbierają nam wolność, albo sprawiają, że jesteśmy biedniejsi, albo jedno i drugie. Te zmiany nie dokonują się zatem dlatego, że są dobre dla większej liczby osób, ale dlatego że ktoś po prostu przekonał ludzi, że trzeba iść w danym kierunku.

Przykład nr 1

W 2007 roku Stany Zjednoczone były państwem w dużej mierze kapitalistycznym. Dla większości Amerykanów było wówczas jasne, że należy brać odpowiedzialność za własne decyzje. Jeśli prowadzisz biznes, podejmujesz duże ryzyko i coś idzie nie po Twojej myśli - to bankrutujesz, ponosisz skutki swoich decyzji. Właśnie w taki lekkomyślny sposób zachowywały się wówczas największe banki, które rozdawały kredyty na lewo i prawo. Ostatecznie bańka na rynku pękła i zaczął się kryzys. Media zaczęły przekonywać ludzi, że nadchodzi koniec świata. Mądre głowy, które wcześniej twierdziły, że rynek nieruchomości nie ma większego wpływu na rozwój gospodarczy (Ben Bernanke, Janet Yellen) nagle zaczęły przekonywać, że trzeba ratować banki. I faktycznie tak się stało. W tamtym okresie społeczeństwo było na tyle wystraszone, że zaakceptowało zmiany.

Można więc powiedzieć, że przekonano ludzi, że można być „zbyt dużym, by upaść”. Wmówiono im, że są takie podmioty, które powinny być traktowane na specjalnych warunkach, bo są wyjątkowo ważne. Oczywiście tak „uformowane” społeczeństwo potem stało się jeszcze bardziej potulne. Dlatego też w USA w 2020 roku nie było najmniejszego problemu z tym żeby:

- zacząć zapewniać wyjątkowo niskie koszty kredytu dla dużych firm (skup obligacji korporacyjnych przez FED przy jednoczesnym niszczeniu małych firm poprzez lockdowny),

- dofinansować koncerny farmaceutyczne pod kątem prac nad szczepionką (jednocześnie w razie niepożądanych skutków szczepionek Amerykanie mają niemal zerowe szanse by uzyskać odszkodowania od koncernów dotowanych z ich podatków).

Być może ktoś w tym miejscu zaprotestuje i powie, że już w 1998 roku ratowano sytuację po tym jak upadł stworzony przez noblistów fundusz LTCM. Ta sytuacja była jednak całkiem inna. W tamtym przypadku straty pokrywały największe banki, które zdecydowały się w ten lub inny sposób współpracować z funduszem. Po prostu zapłaciły za swój wybór. Tak to powinno wyglądać.

Przykład nr 2

Poprawność polityczna. Przykład tak szeroki, że można byłoby napisać o nim trzy książki. Jak to jest, że słowo „murzyn” nagle stało się niemal zakazane, a bajka o Murzynku Bambo jest przez część osób postrzegana jako rasistowska? Czy taki sposób myślenia w jakikolwiek sposób poprawia standard życia czarnoskórych osób? Nie wydaje nam się.

Ta „antyrasistowska” propaganda doprowadziła do wielu absurdów. Przykładem może być gest klękania, w ramach przeprosin za rasizm i wieki niewolnictwa. Wyobraźcie sobie, że osoby, które wykonują taki gest, oglądają potem na Netflixie serial o brytyjskim dworze królewskim z XVI wieku i widzą, że królowa jest czarnoskóra. I oczywiście takie osoby nie zaprotestują, bo mogłoby to urazić czarnoskórych. Tego typu myślenie jest efektem przesunięcia okna Overtona - podporządkowani ludzie nie mówią tego co myślą, jeśli mogłoby to zostać uznane za coś kontrowersyjnego.

Zastanówcie się przez chwilę jak gigantycznych nakładów wymaga tak durna propaganda. Bo chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że to zwykły przypadek, iż największe koncerny medialne uparcie działają w ten sposób i na każdym kroku doszukują się przejawów rasizmu i szkodliwego wpływu „białych”.

Przykłady? W ostatnich tygodniach mogliśmy się przekonać, że jeśli czarnoskórzy atakują Azjatów, to prawdziwymi winowajcami są… biali ludzie.

Źródło: yahoo.com

Kolejnym przykładem jest Twitter, który zrobi wszystko, żeby walczyć z dezinformacją. No, chyba że akurat muzułmanin z Syrii przeprowadza zamach i ktoś nazywa go „białym, chrześcijańskim terrorystą”. Wtedy Twitter nie ma z tym żadnego problemu.

Źródło: blazemedia.com

Wydaje się to Wam durne i zakłamane? Macie rację. Ale przynosi efekty. Większość mediów uparcie przesuwa okno Overtona. Nieśmiała część społeczeństwa, jak również Ci, którzy nie mają czasu uważnie śledzić tych wszystkich wydarzeń, po prostu się dostosują.

Przykład nr 3

Akceptacja dla ataku na inny kraj. W przypadku napaści na Afganistan zachowanie amerykańskiego społeczeństwa było w dużej mierze zależne od nastrojów po atakach na World Trade Center. Nas jednak interesuje kolejna wojna, czyli amerykański atak na Irak. Na samym początku XXI wieku, społeczeństwo amerykańskie nie było wyjątkowo wrogo nastawione do Iraku. Oczywiście postać Saddama Husajna mało komu kojarzyła się dobrze, ale nie oznaczało to, że Amerykanie popierali wojnę.

Prawda jest jednak taka, że kiedy Saddam Husajn podjął próbę sprzedawania ropy za walutę inną niż dolar, wydał na siebie wyrok. Potwierdził to prezydent Bush, który w kwietniu 2002 roku stwierdził, że będzie dążył do usunięcia Husajna. Problemem pozostawał brak poparcia społecznego. Dlatego też rozkręcono gigantyczną nagonkę na Irak, który został fałszywie przedstawiony jako kraj posiadający broń masowego rażenia. Amerykanie byli straszeni powtórką z WTC, a nawet gorszymi scenariuszami.

W efekcie wiosną 2003 roku sondaże pokazywały, że poparcie dla agresji na Irak wynosiło od 47% do 60%. Okno Overtona zostało przesunięte medialną nagonką. Stany Zjednoczone mogły atakować, nie wywołując jednocześnie wielkich protestów na krajowym podwórku. Tak też się stało.

Późniejsze sondaże (np. z 2007 roku) pokazały, że poparcie dla wojny znacząco spadło. To już jednak nie miało znaczenia. Politycy i ich sponsorzy dopięli swego.

Przykład nr 4

Ostatnie 1,5 roku zakazów, obostrzeń i różnych regulacji. Zauważcie jak daleko zabrnęło ograniczanie wolności zwykłych ludzi. O ile na początku dyskutowano nad odwoływaniem wydarzeń rozrywkowych, to stosunkowo szybko dobrnęliśmy do sytuacji w której:

- zakazywano spacerów po lesie,

- nakazano nosić maseczki podczas spacerów,

- uniemożliwiono młodzieży uczestniczenie w zajęciach sportowych.

Oczywiście sam fakt pojawienia się takich pomysłów można już uznać za przesunięcie okna Overtona. Coś, co wydawało się abstrakcją, nagle zostaje wprowadzone. Co gorsza, dziennikarze poszli krok dalej. W telewizji i radiu pojawili się eksperci, którzy zaczęli uzasadniać takie decyzje. Nie mogli wykorzystać w tym celu badań naukowych, bo te były przeciwko nim. Dlatego też przyjęli inne rozwiązania. Pierwszym z nich było straszenie koronawirusem, bez używania jakichkolwiek merytorycznych argumentów. Drugim było kultowe już odwołanie do krajów zachodnich. Wydaje się, że w tym roku najczęściej używanym przykładem była Wielka Brytania w której obywateli na wiele miesięcy „uziemiono” (dopuszczalne były głównie wyjścia do pracy i sklepu). I właśnie Wielka Brytania w oczach ekspertów urastała do tego rozsądnego państwa, które podjęło zdecydowane kroki, pozamykało ludzi w domach i postawiło na szczepienia.

Co ciekawe, ta sama Wielka Brytania wciąż znajduje się w światowej czołówce pod względem COVIDowych zgonów w przeliczeniu na milion obywateli. Wyprzedza nie tylko Polskę, ale też chociażby Szwecję, gdzie obostrzenia były symboliczne.

Zwykli ludzie zostali do tego stopnia zbombardowani informacjami na temat koronawirusa, że dziś tak naprawdę każdy pomysł polityków może zostać przyjęty. Paszporty covidowe, ograniczenia w odwiedzaniu rodziny, zamknięcie boisk - wszystko to albo już obowiązywało, albo obecnie jest wprowadzane. Oczywiście przy okazji gospodarka zostanie rzucona na kolana, ale to politykom nie przeszkadza - więcej osób będzie można „kupić” politycznymi obietnicami. Okno Overtona ponownie zostanie przesunięte.

 

Nowy Ład, czyli kolejne przesunięcie okna Overtona


Ogółem w ostatnich 20 latach dyskusja publiczna czy to w Europie czy w USA mocno przesunęła się w stronę większej inwigilacji obywateli i większego wpływu państwa na gospodarkę. Nasiliła się też presja związana z szeroko rozumianą polityczną poprawnością. Wyżej wymienione historie już się wydarzyły i ponowny powrót do normalności będzie wymagał czasu. Jedyne co da się zrobić to reagować na bieżące wydarzenia. Na przykład wtedy, kiedy partia rządząca prezentuje kolejne pomysły na to, jak uczynić z Polski raj na ziemi.

Oczywiście odnosimy się teraz do Nowego Ładu, który PiS zaprezentował w ostatnią sobotę. Jeśli ktoś nie miał okazji posłuchać lub poczytać, to w kilku punktach streścimy planowane zmiany:

- kwota wolna zostaje podniesiona do 30 tys. złotych rocznie,

- składki zdrowotnej nie będzie można odliczyć od podatku,

- wprowadzony zostanie dodatkowy 9% podatek na NFZ (nadal będzie on uparcie nazywany składką),

- drugi próg podatkowy wzrośnie z obecnych 85 tys. do 120 tys. złotych,

- partia rządząca będzie pomagać osobom, które zarabiają ale nie posiadają w danej chwili 10% wkładu własnego koniecznego do pozyskania kredytu hipotecznego,

- różnego rodzaju bony i dopłaty w przypadku kredytów hipotecznych dla wybranych gospodarstw domowych (np. Wielodzietnych).

Ok, mamy z grubsza opisane zmiany, a teraz już najprostszym językiem, co one oznaczają:

- osoby słabiej zarabiające zapłacą nieco mniej podatku, będą dostawać do ręki średnio więcej o 100-200 złotych miesięcznie (to za sprawą podniesienia kwoty wolnej od podatku),

- cała reszta zapłaci więcej lub dużo więcej,

- efektywne oprocentowanie tych, którzy do tej pory płacili 17%, wzrośnie do 24,75%,

- efektywne oprocentowanie tych, którzy do tej pory płacili 32%, wzrośnie do 39,75% (przy czym próg podatkowy będzie nieco wyższy),

- ok. 600 tys. Firm rozliczający w PIT dochód z działalności gospodarczej efektywnie zamiast 19 proc. Zapłaci łącznie ze składką (podatkiem na NFZ) średnio 28%,

- znacząco spadną wpływy do budżetu, gdyż wzrośnie motywacja do przeniesienia się do szarej strefy lub zastosowania optymalizacji podatkowej,

- dojdzie do napompowania gigantycznej bańki na rynku nieruchomości, co oznacza wspaniały okres dla deweloperów i banków, o ile poza granicami naszego kraju nie wybuchnie jakiś duży kryzys.

Dodamy tutaj jeszcze jedną ważną kwestię dotyczącą przedsiębiorców, dla których oficjalnie opodatkowanie wzrośnie do 28%. Nie zapominajmy, że są oni także zmuszeni płacić tysiąc złotych miesięcznie na ZUS. To oznacza, że jeśli przykładowy przedsiębiorca zarabia 10 tyś. Złotych, to zapłaci tysiąc ZUSu (10% swoich dochodów), następnie 19% dotychczasowego podatku dochodowego oraz 9% dodatkowo na NFZ. To daje nam łącznie podatek 38%!

Generalnie te zmiany w Polsce przejdą, bo patrząc na krótką metę są pozytywne dla sporej liczby Polaków (oni dostaną więcej, a to czy ich firma zbankrutuje albo czy szef przeniesie ją do innego kraju, to już długofalowe skutki).

Tak czy inaczej, jakoś te podwyżki podatków dla reszty trzeba obronić. I tutaj obserwujemy kolejne przesuwanie okna Overtona. Zarówno partia rządząca, jak i wszyscy jej zwolennicy, zaczynają nam tłumaczyć, że:

- opłaty na NFZ będą i tak niższe niż w zachodnich krajach, tam na opiekę zdrowotną wydaje się więcej, zatem nie mamy co narzekać,

- opodatkowanie pracy jest przecież dużo wyższe chociażby w takich krajach jak Włochy,

- a tak w ogóle to te 9% nie jest podatkiem, tylko składką (to już argument stosowany wyłącznie przez polityków, bo tylko oni potrafią tak kłamać w żywe oczy).

Jak reagować w takiej sytuacji? Zacznijmy może od tego, że skoro chcemy porównywać się z krajami zachodnimi, to róbmy to na całego. Porównajmy na jakim poziomie są zarobki w Polsce, a na jakim w Europie Zachodniej. Poniżej kilka spostrzeżeń, które dobrze oddają sytuację w której jesteśmy:

1. Mediana zarobków w Polsce jest niższa niż francuski zasiłek dla bezrobotnych.

2. Wspomniana mediana w Polsce oscyluje w okolicach 3 tysięcy złotych netto (czyli na rękę), podczas gdy ten sam wskaźnik dla całej Unii Europejskiej (nie tylko krajów zachodnich) wynosi 6,5 tysiąca złotych netto.

3. Dotychczasowy drugi próg, postrzegany w Polsce jako bardzo wysokie zarobki (85 tysięcy złotych rocznie) ustanowiony jest na poziomie niemieckiej płacy minimalnej.

Powyższe porównania uzupełnimy jeszcze dwoma cytatami. Pierwszy to słowa Andrzeja Sośnierza, który należy do Porozumienia Jarosława Gowina. Jakby nie było, mowa o koalicjantach PiS, z tą różnicą, że pan Sośnierz potrafi czasem powiedzieć kilka szczerych słów. Nowy Ład skomentował tak:

Na Zachodzie ludzie nie żyją lepiej, bo tak postanowili. Oni idą do restauracji dlatego, że mają silną gospodarkę, ciężko pracowali, mają silne państwo, które ma duże zasoby. Sama próba naśladowania życia na wyższym poziomie bez wskazania, skąd się mają wziąć pieniądze, jak się ma rozwijać przedsiębiorczość, to droga donikąd.

Niżej z kolei mamy słowa Miltona Friedmana, który u progu lat 90-tych podpowiadał Polakom w którą stronę powinni prowadzić swój kraj.

Polska nie powinna naśladować bogatych krajów zachodnich, bo nie jest bogatym krajem zachodnim. Polska powinna naśladować rozwiązania, które kraje zachodnie stosowały, gdy były tak biedne, jak Polska.

Pomimo upływu lat, słowa te wciąż pozostają aktualne, ponieważ jak przyznaje Andrzej Sośnierz wciąż nie jesteśmy na tym poziomie co kraje zachodnie. Nie stać nas na to, by blokować gospodarkę na rzecz różnego rodzaju dopłat, chociażby dla rodzin wielodzietnych.

A jeśli ktoś uważa, że podobnie mówiono 5 lat temu przy okazji wprowadzania 500+ i ostatecznie wszystko się udało, to niech zwróci uwagę:

- na to, że w tym czasie cały czas zadłużaliśmy się na koszt przyszłych pokoleń, a wiele krajów było w stanie zrównoważyć swój budżet (z naszego regionu Czechy czy Niemcy),

- na to, że program zakończył się kompletną klapą i przyniósł efekty odwrotne od oczekiwanych, co potwierdza grafika pokazująca liczbę zgonów i narodzin w Polsce.

Swoją drogą, domyślamy się, że tak jak podczas wprowadzania 500+ część osób wierzyła we wzrost przyrostu naturalnego, tak podczas wprowadzania podatku na NFZ część osób będzie wierzyła w poprawę sytuacji w służbie zdrowia. Otóż w tym miejscu zapewniamy Was (możecie wrócić do tego tekstu za 5 lat), że nowy podatek nie poprawi niczego. Różnica będzie polegała na tym, że czarna dziura jaką jest NFZ pochłonie jeszcze więcej pieniędzy. Kolejki do specjalisty nie ulegną skróceniu. Lekarze nadal będą wyjeżdżać. A my wszyscy, szukając odpowiedniego poziomu usług, będziemy na coraz większą skalę korzystać z prywatnych wizyt.

 

Podsumowanie


Globalnie idziemy w stronę socjalizmu. Być może nawet uprawnione będzie stwierdzenie Komunizm 2.0, w którym, oprócz państwa, sporą rolę odgrywać mają także międzynarodowe korporacje. Zmiany są spore, a będą jeszcze większe. Czeka nas regularne atakowanie własności prywatnej, jak również klasy średniej (vide Nowy Ład). Aby społeczeństwo je zaakceptowało, konieczne jest adekwatne przesuwanie okna Overtona, nad czym usilnie pracują sponsorowani politycy, dziennikarze i wszelkiej maści „eksperci”. Skąd wiemy, że sponsorowani? Bez odpowiednich korzyści nie promowaliby bzdur, które wprowadzano chociażby w trakcie ostatniego 1,5 roku.

Z drugiej strony Polska wcale nie musi popełniać tych samych błędów co USA, Europa Zachodnia i niektóre kraje Ameryki Południowej. Może też spojrzeć na wschód, gdzie wiele krajów azjatyckich wciąż uznaje, że bogactwo bierze się z pracy i oszczędności. Można również przyjrzeć się krajom Europy Środkowej i Wschodniej, które albo podatki obniżają albo przynajmniej ich nie podnoszą. Najważniejsze jednak, by Polacy nie dali sobie wmówić, że skoro jakiś ważny zachodni kraj robi jakąś głupotę, to powinniśmy go naśladować. A jeśli ktoś nie jest przekonany, niech wsiądzie w samochód i jedzie do Włoch, zapytać czym kończy się ciągłe opodatkowywanie pracy i wprowadzenie kolejnych pracowniczych przywilejów. Następnie niech wybierze się do Hiszpanii i zapyta czym kończy się brak szacunku do własności prywatnej. I w ogóle, będąc w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych, niech zapyta czym kończy się pompowanie bańki na rynku nieruchomości i zapewnianie łatwego kredytu. Podkreślmy, że Nowy Ład wciągnie nas dokładnie w to samo bagno, które w 2008 roku skończyło się dramatem wielu rodzin.

To, o czym piszemy, ma również wpływ na decyzje inwestycyjne. Wybierając dziś spółki do portfela:

- najmniej emocji wywołują spółki z Europy Zachodniej, co najwyżej wybrani giganci są w stanie płacić dobrą dywidendę, ale ich perspektywy na pewno nie powalają na kolana,

- ostrożnie podchodzimy do spółek z USA, które w większości są po prostu drogie, a władze federalne obierają kierunek na socjalizm,

- z entuzjazmem patrzymy na rynki azjatyckie (Singapur, Hong Kong), gdzie można znaleźć wiele tanich spółek i REITów, które nie są blokowane lockdownami.

Polska może wybrać do której grupy chce należeć. Póki co na naszej giełdzie jest stosunkowo tanio, a wiele firm ma spory potencjał. Wszystko to może jednak zostać popsute, kiedy pozwolimy politykom niszczyć gospodarkę. Wówczas wiele kreatywnych osób z potencjałem wyjedzie z kraju, przeniesie swoje firmy. Chociażby do Singapuru.

 

Independent Trader Team