Od zaprzysiężenia Joe Bidena na prezydenta Stanów Zjednoczonych minęły blisko 2 miesiące. W tym czasie nowy prezydent USA podjął decyzje co do składu swojej administracji i wydał długą listę dekretów. W ciagu tych kilku tygodni Biden i jego wybrańcy wypowiedzieli się na wiele istotnych tematów. Dzięki temu dzisiaj mamy znacznie więcej informacji na temat tego jak będą wyglądały kolejne 4 lata w wykonaniu prezydenta USA. To z kolei ma spore znaczenie z punktu widzenia globalnej gospodarki.

 

Konflikt z Chinami nie ucichnie


Począwszy od lat 70-tych Chiny coraz bardziej otwierały się na świat i stały się czymś w rodzaju fabryki dla krajów rozwiniętych. To tam przeniosła się produkcja - po prostu tak było taniej. Dzięki temu Chiny mogły stopniowo wychodzić z biedy, natomiast społeczeństwa (głównie te z zachodu) miały dostęp do tanich produktów. Z dekady na dekadę pozycja Pekinu rosła aż w końcu Chińczycy zaczęli stawać się równorzędnym rywalem USA, przynajmniej na niektórych obszarach. Z kolei przeniesienie fabryk do Chin sprawiło, że zwykli Amerykanie zaczęli mieć coraz większe trudności ze znalezieniem dobrze płatnej pracy. Niezadowolenie rosło, co zauważył Donald Trump. Obiecał on „ponownie uczynić Amerykę wielką” i między innymi za sprawą tej zapowiedzi wygrał wybory w 2016 roku. Amerykanie chcieli zahamować proces globalizacji, gdyż czuli, że to właśnie dzięki niemu Chiny wzmacniają swoją pozycję.

Trump nie ograniczył się do deklaracji. Rozpoczął wojnę handlową z Chinami, wprowadzając cła na różne produkty pochodzące z Państwa Środka (ale nie tylko, czasem obrywało się także Europie).

Właśnie takie działania Trumpa stały się głównym argumentem dla jego przeciwników, którzy wytykali mu hamowanie globalnej gospodarki i wywoływanie inflacji. Kiedy zaś wybory wygrał Biden, to miliony osób były przekonane, że relacje z Chinami znacząco się poprawią.

Błąd.

Pierwsze tygodnie prezydentury Bidena pokazują, że nie dojdzie do jakiejś przełomowej poprawy. Po prostu Chiny stały się rywalem nr 1 dla Stanów Zjednoczonych i tego nie da się zmienić ani ignorować. Dlatego też nie usłyszeliśmy o żadnym znoszeniu ceł wprowadzonych przez poprzedniego prezydenta USA.

Najlepszym komentarzem w tej sprawie jest wypowiedź Antony’ego Blinkena, czyli sekretarza stanu w administracji Bidena. Stwierdził on, że „prezydent Trump miał rację stosując znacznie ostrzejsze podejście do Chin”.

A zatem wygląda na to, że dwie największe gospodarki świata nadal znajdują się na kursie kolizyjnym. Z kolei taryfy wprowadzone przez Trumpa mogą pozostać z nami na dłużej i dotyczy to także ceł na niektóre produkty żywnościowe z Europy. Tym samym pod znakiem zapytania stoją dwa logiczne argumenty, które mogły przemawiać za Bidenem (normalizacja stosunków z Chinami i zniesienie ceł).

 

Biden niczym Obama 2021


Zarówno Barack Obama, jak i Joe Biden są przedstawicielami Partii Demokratycznej. Nie jest to jednak jedyny powód dla którego obecna prezydentura może przypominać rządy Obamy. Kiedy przyjrzymy się administracji Bidena to okaże się, że jest w niej ogromna liczba działaczy, którzy podlegali Obamie. Wspomniany Antony Blinken pełnił funkcję sekretarza stanu także podczas drugiej kadencji Obamy.

Salman Ahmed został dyrektorem ds. Planowania polityki w Departamencie Stanu, a jeszcze kilka lat temu należał u Obamy do Rady Bezpieczeństwa Narodowego.

Xavier Becerra został delegowany przez Bidena do kierowania opieką zdrowotną. Ten sam człowiek odegrał sporą rolę przy wprowadzaniu ObamaCare.

John Kerry ma się zająć sprawami klimatycznymi, natomiast u Obamy pełnił funkcję sekretarza stanu.

Jen Psaki została nowym sekretarzem prasowym Białego Domu, z kolei w administracji Obamy pełniła funkcję rzeczniczki głównej Departamentu Stanu.

Dobrze znana czytelnikom bloga Janet Yellen została wybrana przez Bidena na sekretarza skarbu. To właśnie ona kierowała Rezerwą Federalną w trakcie drugiej kadencji Obamy. Była wówczas krytykowana przez Republikanów za opóźnianie podwyżek stóp procentowych, co miało dać Hillary Clinton przewagę w wyborach w 2016 roku.

Lloyd Austin został wybrany na sekretarza Obrony i niestety nie jest to wybór, który mógłby napawać optymizmem. Ten sam człowiek w czasie prezydentury Obamy przez 3 lata odpowiadał za amerykańskie operacje wojskowe na Bliskim Wschodzie. Nadzorował wsparcie USA dla Arabii Saudyjskiej podczas kampanii wojskowej przeciwko Jemenowi (dziś w tym kraju miliony zagrożone są śmiercią z głodu). Przy okazji Austin ma również ścisłe powiązania z największymi spółkami zbrojeniowymi, takimi jak Raytheon Technologies.

Poza tym Merric Garland został wybrany na prokuratora generalnego (przez Obamę wybrany do Sądu Najwyższego), a Tom Vilsack wrócił na to samo stanowisko, które miał u Obamy (sekretarz ds. Rolnictwa).

Oczywiście sam fakt, że administracja Bidena jest zbliżona do administracji Obamy to żadna zbrodnia. Zwracamy jednak na to uwagę, gdyż można się spodziewać, że najbliższe 4 lata będą w wielu aspektach podobne, do prezydentury Obamy. Wówczas Stany Zjednoczone dryfowały w kierunku socjalizmu. Z kolei na arenie międzynarodowej doprowadziły do 6 konfliktów zbrojnych, co oczywiście nie przeszkodziło w przyznaniu Obamie pokojowej Nagrody Nobla.

Podkreślmy, że były to głównie konflikty na Bliskim Wschodzie. I to naszym zdaniem może być jeden z najbardziej negatywnych efektów zmiany w Białym Domu. W okresie rządów Trumpa na Bliskim Wschodzie nie wybuchł żaden nowy konflikt, poprawiły się stosunki między Izraelem a niektórymi państwami arabskimi, a najgorszym wydarzeniem z tego okresu było napięcie na linii USA - Iran. Z nową administracją i osobami pokroju Austina, ten spokojniejszy okres na Bliskim Wschodzie może szybko dobiec końca.

O tym jak poważne są to kwestie niech świadczy przypadek Libii, która do 2011 roku należała do najbardziej rozwiniętych krajów Afryki. Po napaści ze strony USA ta sytuacja kompletnie się zmieniła. Ze względu na drastyczny spadek standardu życia wielu Libijczyków wyjechało z kraju, a PKB Libii jest dziś na podobnym poziomie co w 2004 roku (ta statystyka i tak nie oddaje spadku poziomu życia zwykłych Libijczyków).

Wracając do prezydentury Bidena, to o czym piszemy w pewnym sensie już się realizuje. W ubiegłym roku administracja Trumpa umówiła się z Talibami, że ostatnia grupa amerykańskich wojskowych (2500 żołnierzy) wycofa się z Afganistanu 1 maja 2021 roku. Tymczasem nowa administracja już dała do zrozumienia, że nie będzie przestrzegać warunków ustalonych z Talibami. Powód? Talibowie mają utrzymywać kontakty z Al-Kaidą.

Ciekawy argument, biorąc pod uwagę, że nawet Hillary Clinton (kolejna twarz Demokratów) w swoich mailach przyznawała, że sojusznicy USA wspierają terrorystów.

Tak czy inaczej, nawet jeśli była szansa, że amerykańskie wojsko opuści Afganistan, to w chwili obecnej takiej możliwości niestety nie ma.

 

Rywale testują Bidena


Nowy prezydent USA rozpoczął swoją prezydenturę w dość trudnym dla kraju okresie. Rywale Stanów Zjednoczonych, zdając sobie sprawę z wewnętrznych problemów Ameryki, zaczęli sprawdzać czy nowe władze będą działać także na arenie międzynarodowej czy skupią się na sprawach krajowych.

W okresie ostatnich 2 miesięcy zdecydowanie najbardziej aktywne były Chiny. Po pierwsze lotnictwo chińskie co najmniej dwukrotnie naruszyło przestrzeń powietrzną nad Tajwanem. Dla przypomnienia: Chiny postrzegają Tajwan jako separatystyczną prowincję, natomiast Tajwan postrzega siebie jako suwerenne państwo. Głównym dostawcą broni dla Tajwanu pozostają Stany Zjednoczone. Stosunki na linii USA - Tajwan nie są sprecyzowane, jednak z różnych porozumień można wywnioskować, że Stany Zjednoczone zobowiązują się do pomocy Tajwanowi w utrzymaniu niezależności od Chin.

Gdyby Chiny podporządkowały sobie Tajwan, byłoby to jednocześnie znaczące wzmocnienie pozycji Państwa Środka na Morzu Południowochińskim. A to właśnie ten rejon określa się jako główne miejsce ścierania się wpływów Chin i USA.

Manewr chińskiego lotnictwa spotkał się póki co ze słowną krytyką ze strony Stanów Zjednoczonych.

Zamieszanie wokół Tajwanu miało miejsce pod koniec stycznia, natomiast w połowie lutego jeden z chińskich okrętów wojennych wpłynął na wody japońskie. Później dołączyły do niego jeszcze łodzie chińskiej straży przybrzeżnej. Wzbudziło to dość duże napięcie po stronie japońskiej, również dlatego, że Chiny niedawno przyjęły prawo pozwalające straży przybrzeżnej na ostrzeliwanie obcych statków.

Ostatecznie chińskie statki wycofały się do tzw. Strefy przyległej, tuż za japońskimi wodami, jednak Pekin po całym zajściu określił wody Morza Wschodniochińskiego swoim „nieodłącznym terytorium”.

Wygląda więc na to, że Chiny zdecydowały się szybko sprawdzić jak daleko mogą się posunąć w stosunku do sojuszników USA.

Nie tylko Pekin testował reakcje nowego prezydenta USA. Rosja dość stanowczo rozprawiła się z Aleksiejem Nawalnym, zsyłając go do łagru. Jednocześnie projekt Nordstream 2 ponownie posuwa się do przodu. Prezydent Niemiec stwierdził, że na Nordstream należy spojrzeć w szerszej perspektywie historycznej i dał do zrozumienia, że rurociąg ma być rekompensatą dla Rosjan za niemiecką agresję na Związek Sowiecki.

Oczywiście ukończenie Nordstream 2 byłoby ciosem dla interesów Stanów Zjednoczonych. Tutaj pojawia się pytanie czy administracja Bidena w końcu zareaguje w sposób podobny do Trumpa, czy może Amerykanie „odpuszczą” ten temat w zamian za inne korzyści.

 

Demonizowanie broni palnej


Biden skorzystał z 3. rocznicy strzelaniny w Parkland na Florydzie, aby odnieść się do tematu dostępu do broni. Stwierdził, że nie można bezczynnie czekać na kolejną podobną sytuację i trzeba zacząć działać. Wezwał Kongres do wprowadzenia „zdroworozsądkowych reform” prawa dotyczącego broni i wymienił tutaj „zakaz broni szturmowej i magazynków o dużej pojemności oraz zniesienie immunitetu dla producentów broni, którzy świadomie wprowadzają ją na amerykańskie ulice”.

Z jednej strony Biden zdaje sobie sprawę z tego, że dostęp do broni to świętość dla bardzo dużej części Amerykanów. Z drugiej - określił się jako przeciwnik wolnego dostępu i musi coś robić w tej kwestii. Naszym zdaniem będzie próbował działać krok po kroku, wykorzystując ewentualne wydarzenia (np. strzelaniny) do demonizowania broni palnej.

Wychodzimy jednak z założenia, że problemem nie jest broń, lecz ludzie. W Szwajcarii liczba broni w przeliczeniu na obywatela jest najwyższa na świecie, a jednak nie ma z tym problemów. Utrudnianie dostępu do broni to domena polityków, którzy nie są w stanie utrzymać porządku we własnym kraju bądź też starają się wprowadzać coraz większy zamordyzm i obawiają się reakcji ludzi. Biorąc pod uwagę absurdy z którymi mamy do czynienia od wiosny 2020 roku, wolny dostęp do broni jest bardzo potrzebny, aby w ostateczności zwykli ludzie mogli bronić się przed agresją poszczególnych rządów.

Zakaz posiadania broni sam w sobie nie jest żadną receptą na bezpieczeństwo. Wystarczy wspomnieć, że w wielu stanach USA np w Nowym Jorku, gdzie dostęp do broni jest mocno ograniczony, przestępczość utrzymuje się na wysokim poziomie. Z perspektywy złodziei czy porywaczy wymarzonym obszarem do działania jest właśnie miejsce, gdzie broń jest niedostępna dla zwykłych obywateli. Wtedy poziom bezpieczeństwa bandyty znacząco wzrasta (nie zostanie postrzelony podczas włamania czy napadu).

 

Walka o równouprawnienie na wszystkich frontach


Niekończąca się walka o równouprawnienie kobiet, mniejszości etnicznych czy seksualnych również będzie jednym z głównych motywów prezydentury Bidena. Ostatnie tygodnie pokazały to dobitnie. Oczywiście niektórym osobom może się wydawać, że są to absurdy całkowicie nieszkodliwe dla reszty społeczeństwa. To nieprawda.

Weźmy pierwszy z brzegu przykład. Mamy na myśli osobę, którą Bidena nominował na asystenta sekretarza zdrowia (czyli dość istotne stanowisko, biorąc pod uwagę obecną sytuację). Mowa o Dr Richard Levine. Biologicznie mężczyzna, uważa się jednak za kobietę i każe się nazywać Rachel Levine.

Poprzednio Richard Levine kierował Departamentem Zdrowia w Pensylwanii. W okresie wzrostu zakażeń koronawirusem w Pensylwanii zachorowało i zmarło wiele starszych osób mieszkających w domach opieki zdrowotnej. Zgonów mogło być mniej, jednak Levine zdecydował o tym, by przenieść wielu zainfekowanych pacjentów ze szpitali z powrotem do domów opieki zdrowotnej, a to znacząco pogorszyło sytuację.

Ogółem, pomimo wiosennego lockdownu a następnie utrzymywania obostrzeń, liczba zgonów w Pensylwanii przekraczała średnią dla całych Stanów Zjednoczonych.

Mimo to Biden wyznaczył Levine na stanowisko asystenta sekretarza zdrowia. I co? I nikt nie pyta o kompetencje czy skuteczność, za to media chętnie piszą o pierwszej osobie transpłciowej, która obejmie stanowisko urzędnika federalnego. Naszym zdaniem efektywność w działaniach urzędnika jest ważniejsza od tego, czy uważa się on za kobietę, konia czy może identyfikuje się jako drugie wcielenie Napoleona Bonaparte.

Krytycznie trzeba spojrzeć także na dekret Bidena pozwalający osobom transseksualnym rywalizować w męskich lub żeńskich konkurencjach sportowych na podstawie deklaracji o swojej płci. Jest to wręcz wymarzona okazja dla mężczyzn nieudaczników, którzy przez lata nic nie wygrali, aby teraz zmienić płeć i wygrywać w rywalizacji kobiet. Jednocześnie ten dekret jest też atakiem wobec kobiet, które ponoć Demokraci mieli chronić.

Oczywiste? Tak, w Polsce jest to oczywiste. Jeśli jednak ktoś w USA stwierdzi, że jest to „niesprawiedliwe wobec biologicznych kobiet” to natychmiast jest wrzucany do jednego worka ze zwolennikami segregacji rasowej. I w taki sposób to wszystko się kręci.

Warto też dodać, że podobne zasady jak w przypadku sportowców, zostały wprowadzone w wojsku. W tym przypadku chodzi po prostu o to, że dzięki decyzji Bidena osoby transseksualne będą mogły służyć w armii USA. Łatwo wyobrazić sobie jak wpłynie to na morale żołnierzy.

 

Dodatkowe kwestie


Kończąc temat negatywów, warto jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że Stany Zjednoczone ponownie zaczęły sprzyjać organizacjom, które działają pod dyktando globalistów. O ile Donald Trump zdecydował o blokadzie dotacji dla Światowej Organizacji Zdrowia, to już Joe Biden zdecydował się te dotacje ponownie przywrócić. Podobnie było z porozumieniem paryskim, z którego Trump się wycofał, a Biden ponownie do niego przystąpił.

Po stronie plusów Bidena można zapisać niektóre decyzje dotyczące wstrzymania deportacji imigrantów. Oczywiście tutaj poszczególne sprawy nieco się różnią, ale generalnie nie można przyjmować, że każdy imigrant przybywa po to, by żyć z zasiłków. Plusem jest również wycofanie poparcia dla saudyjskiej operacji w Jemenie.

 

Podsumowanie


Najważniejszy wniosek jest taki, że zaledwie 2 miesiące po zaprzysiężeniu Bidena, główne argumenty za jego wyborem… przestały istnieć. Możemy być pewni utrzymania napiętej sytuacji na linii USA - Chiny, a dodatkowe cła wprowadzone przez Trumpa dalej funkcjonują.

Administracja Bidena jest bardzo podobna do administracji Obamy. Za rządów tego ostatniego gospodarka Stanów Zjednoczonych wyglądała nieźle na tle Europy, ale słabo na tle reszty świata. Jeszcze gorzej wyglądały poczynania USA na arenie międzynarodowej. Naszym zdaniem w kolejnych latach na Bliskim Wschodzie wybuchną kolejne wojny, podobnie jak było to za czasów Obamy.

Z perspektywy Polski trudno dostrzec jakiekolwiek pozytywy prezydentury Bidena. Dzisiaj jeszcze bardziej oczywiste wydaje się, że nie powinniśmy tak mocno stawiać na jednego sojusznika - mamy na myśli USA. Powinniśmy natomiast zadbać o bliskie relacje z większą grupą liczących się krajów, prowadząc biznesy z Chinami, USA, UE, Rosją, Turcją itd. W ten sposób jesteśmy w stanie budować swoje bezpieczeństwo.

 

Independent Trader Team