Od kilku miesięcy obserwujemy nasilenie reklam platform do handlu na Forexie. Reklamy oczywiście obiecują krociowe zyski czy możliwość obracania znacznymi sumami mając tylko minimalny kapitał. Kto by nie chciał zarabiać milionów obserwując wykresy przez kilka godzin dziennie siedząc z laptopem w wygodnym fotelu. Jak jest naprawdę z handlem na Forexie?

Otóż kontrakty terminowe mają ponad 150-letnią historię. W przeszłości gdy producent np. pszenicy chciał zagwarantować sobie stabilną cenę, podpisywał umowę na sprzedaż plonów przyszłorocznych po cenie X. Kupującym był pośrednik, który liczył na to, że w przeciągu kilku miesięcy cena wzrośnie i zainkasuje różnice. Pośrednik brał na siebie ryzyko, producent miał zapewniony zbyt przy rozsądnej cenie. Każdy był zadowolony.

Przez lata handel kontraktami terminowymi rozrósł się niebywale. Można obstawiać wzrost czy spadek kursów walutowych, stóp procentowych, cen surowców, wartości indeksów, ceny akcji. Szczytem absurdów są kontrakty na pogodę. Dzienne obroty na platformach kształtują się na poziomie 4 bilionów USD czyli jakieś 9 razy więcej niż roczne PKB Polski.

Platformy handlowe z całego świata przypominają dziś jedne wielkie kasyno. O pierwotnej idei zapewnienia płynności rynkom produkcyjnym już dawno zapomniano. Dziś liczy się tylko wirtualny zysk pochodzący z ruchu ceny we właściwą stronę. Dostarczeniem produktu stojącym za kontraktem zawraca sobie głowę mniej niż 2 % uczestników rynku.

Aby zysk mógł być wygenerowany ktoś musi oczywiście dostarczyć kapitał. To  właśnie do nich skierowane są reklamy Forex’u. Ponad 85% uczestników zabawy z Forexem  to mężczyźni do 35 roku życia. 75% z nich ma wyższe wykształcenie. Zazwyczaj mają stabilne dochody i brak obciążeń (duże hipoteki, rodzina). Czy można sobie wyobrazić profil osoby o większej skłonności do ryzyka?

O to właśnie chodzi, dostarczyciel kapitału ma mieć ekstremalnie wysoki poziom akceptacji ryzyka. Jak inaczej wytłumaczyć korzystanie z 50-cio krotnej czy wyższej dźwigni finansowej. Ruch waloru w niewłaściwą stronę o 2 % i po naszym wkładzie.

Statystyki są nieubłagane. Około 90% osób traci środki w ciągu kilku tygodni od rozpoczęcia przygody z Forexem. 5 % utrzymuje środki (ma minimalne zyski z kontraktów wystarczające na pokrycie prowizji), 3 % zyskuje nieznacznie, natomiast mniej niż 2% wszystkich kont notuje nadzwyczajne zyski. Większość zapytanych czemu gra na Forexie, deklaruje w pierwszej kolejności możliwość szybkiego zarobienia znacznych środków. Adrenalina lub zrobienie czegoś ekscytującego jest na drugim miejscu. Mniej niż 2 % zdeklarowało chęć oszczędzania na przyszłość w ten sposób.

Czemu zatem odsetek generujących znaczne zyski jest tak niski? Otóż jest to rynek stworzony oraz całkowicie kontrolowany przez kartel. Gra na Forex’ie jest moim zdaniem grą znaczonymi kartami.

W obecnym świecie manipulowane są ceny wszystkich najważniejszych aktywów począwszy od stóp procentowych co opisywałem w artykule Skandal z Liborem, kończąc na walutach czy surowcach. W takim środowisku ryzyko szybkiego pożegnania się ze swoimi środkami jest ogromne. Załóżmy jednak, że się mylę i mamy wolny rynek, a wszelka manipulacja to kolejna teoria spiskowa. Teoretycznie zatem powinniśmy mieć szansę na zysk ok. 50%. Tylko czy aby ktoś inny nie ma lepszej sytuacji wyjściowej:

- Insiders – są to grupy osób pochodzące z najbliższego kierownictwa spółek. Znają oni firmy od podszewki. Wiedzą o zdarzeniach wpływających na cenę dużo szybciej niż pozna je przeciętny inwestor. Wykorzystywanie poufnych informacji do osiągania zysków jest oczywiście zakazane lecz w praktyce insider trading jest powszechnie stosowane gdyż jest trudne do wykrycia. Co więcej wielu polityków jak np. kongresmeni w USA są wyłączeni z ograniczenia dotyczącego handlu z wykorzystaniem informacji niejawnych.

- Insiders 2.0
Kursy walutowe nie zależą już dziś od gospodarki danego kraju lecz od tego co zrobi dany bank centralny. Jak wiadomo główne banki centralne należą do największych banków komercyjnych lub są od nich zależne poprzez Bank of International Settlements. Zatem zapowiedź czy dany bank centralny zwiększy podaż pieniądza czy zmieni stopy procentowe są dobrze znane pewnym grupom interesu z wyprzedzeniem. Informacja ta pozwala zająć bezpieczną pozycję w kontraktach i czekać aż zrealizuje się wcześniej ustalony scenariusz po czym zainkasować zysk od „dostarczycieli kapitału”.

- Front Running – duże zlecenia są w stanie wywołać określny ruch na danym walorze. Wiedząc o tym określone grupy składają swoje zlecenia wiedząc co wydarzy się w określonym czasie. Trzy lata temu londyński trader Andrew Maquire z 3 tygodniowym wyprzedzeniem informował o planowanym ataku na srebro. Atak nastąpił dokładnie jak opisał to Andrew. Takich przypadków jest mnóstwo. Zazwyczaj Front Running dotyczy godzin lub minut lecz jest to praktyka dość popularna w głównych centrach handlu jak Londyn czy NY.

Argumenty na pewno nie przekonają wielu początkujących graczy. Obracając pieniędzmi na wirtualnym portfelu wypracowali jednak zysk i nadszedł czas na pomnażanie realnych pieniędzy. Różnicę pomiędzy zabawą, a ryzykowaniem ciężko zarobionych pieniędzy stanowią emocję, które są głównym wrogiem.

Nawet jeżeli wyzbędziemy się emocji całkowicie to pozostaje wypracowanie własnego systemu. Każdy gracz go podobno ma. W systemie światowego handlu kontraktami terminowymi ponad 80% transakcji jest oparta o algorytmy. Algorytmy na naszą, znowu niekorzyść są pisane przez najwybitniejszych matematyków czy statystyków. Najlepsze mózgi na świecie są zatrudniane przez Goldmann Sachs czy JP Morgan aby wynajdywać wzorce zachowań, które następnie zostaną wykorzystane przez automaty.

Inny aspekt stanowi dostęp do informacji. W świecie zdominowanym przez High Frequency Trading (dzieło Goldmana) miliardy informacji są zbierane, a następnie wykorzystywane do zawarcia transakcji. Inwestorowi zostaje niestety analizowanie wykresów i korzystanie z ogólnie dostępnych, zdezaktualizowanych danych.

Przykładem jak trudne jest wygenerowanie jakiegokolwiek zysku przy użyciu kontraktów terminowych są liczne fundusze typu ETF mające naśladować rynek. Zdecydowana większość z nich odbiega od rynku i to w dużym stopniu.

Przykład: kupujemy fundusz, który ma za zadanie zarabiać na spadku ceny obligacji danego kraju. Teoretycznie powinien on pożyczyć obligacje, sprzedać je natychmiast i odczekać aż spadnie cena. Następnie odkupić je taniej i oddać właścicielowi wraz z małą prowizją od pożyczonych obligacji.

W praktyce często taniej jest kupić krótki kontrakt (zyskuje gdy cena spada) na obligacje kraju X. Zależnie od ilości sprzedanych jednostek funduszu, musi on kupić daną ilość kontraktów na dany miesiąc za co płaci prowizję oraz jeżeli stosuje dźwignię odsetki od środków pożyczonych za zakup zalewarowanej części. W kolejnym miesiącu część kontraktów wygaśnie i należy je odnowić płacąc prowizję i tak w nieskończoność. Nazywa się to rolowaniem kontraktu.

Innym przykładem ryzyka, z którym muszą się zmierzyć inwestorzy są nagłe ruchy waloru. W teorii można zabezpieczyć się przez znaczą stratą stosując zlecenia stop loss. Zlecenie takie jest nieaktwne do czasu, aż cena zbliży się do poziomu, przy którym rośnie nasza strata po czym aktywuje się ograniczając stratę do danego poziomu. W teorii wszystko działa fajnie.

W praktyce gdy zmiana ceny danego aktywa następuje nagle lub nasz poziom ceny zostaje pominięty (skokowy spadek ceny srebra ostatnio lub uranu po katastrofie w Fukushimie) nasz stop loss może się nie zrealizować lub zrealizować z dużym opóźnieniem co przy dużej dźwigni może generować nieograniczone straty.

Kolejne zagrożenie stanowi możliwość zasad, wg. których funkcjonują giełdy. Gdy np. cena zmienia się nie po myśli kartelu władze CME co wielokrotnie robiły mogą zwiększyć wymagany depozyt wywołując spadek ceny lub zmniejszyć go aby wywołać wzrost. Mogą też jak w przypadku walki z Braćmi Hunt, najpierw zwiększyć depozyt do 100% wartości kontraktu po czym nakazać likwidację długich kontraktów do danego dnia i jednocześnie przyjmować krótkie wywołując krach.

Mam nadzieję, że po przeczytaniu powyższego artykułu wielu poczatkujących inwestorów zda sobie sprawę z ryzyka jakie niosą liczne reklamy forexu.

Pewnym wygranym jest operator giełdy, który zgarnia prowizję oraz odsetki od wirtualnego kredytu na pokrycie lewaru niezależnie od tego czy generujemy zyski czy straty. Drugim wygranym jest kartel, który poprzez dostęp do technologii oraz informacji o stanie rynku zapewnia sobie ogromną przewagę. Przeciętny Kowalski z pewnością raz na jakiś czas będzie miał kilka trafnych strzałów, które szczególnie mocno wbiją się w pamięć. W ostatecznym rozrachunku niestety 90% graczy opróżni swój portfel w ciągu kilku tygodni.

Nie twierdzę, że forex jest zły z założenia lecz należy zrozumieć najpierw podstawowe zasady inwestowania by później wybrać odpowiedni instrument, a nie od razu rzucać się na głęboką wodę na podstawie kilku wykresów jakie sugerują reklamy. Bazowanie na analizach technicznych na manipulowanym rynku o zmiennych zasadach w mojej opinii przypomina walkę z wiatrakami i nie ma absolutnie nic wspólnego z inwestowaniem.

Ustawianie stóp procentowych, o czym wspominałem wcześniej jest faktem. Wiele banków zapłaciło grzywny idące w setki milionów dolarów czy funtów. Są to jednak grosze ponieważ wiedza odnośnie wysokości przyszłych stóp, od których zależą ceny niemalże wszystkich instrumentów pochodnych pozwoliła zarobić dziesiątki miliardów w tym samym czasie. Tu znowu zwykły inwestor gra w ciemno przeciwko rynkowi, który ustala ktoś inny.

W poprzednim przykładzie opisywałem przykład piętnowany (przynajmniej publicznie) przez agencje nadzoru. W przypadku ostatniego rajdu na metale, doszło do nadzwyczajnego spotkania w Białym Domu. Największy spadek od 30 lat, do którego doszło następnego dnia nie mógł być czymś przypadkowym.

Trader21