Postanowiłem na chwilę odejść od metali szlachetnych i przejrzeć jak wygląda rynek akcji.

Od marca 2009 akcje zwyżkowały na skutek programów pompowania gotówki do systemu. Działo się tak zarówno na rynkach USA jak i Europy Zachodniej. Wyjątkiem są oczywiście kraje tzw. PIIGS. W obecnej chwili mamy znacznie przeszacowane akcje zarówno pod względem ceny do zysku oraz ceny do dywidend, jakie spółki wypłacają akcjonariuszom. Niemalże na całym świecie mamy recesję niezależnie od tego jak bardzo rządzący majstrują przy statystykach. Bezrobocie rośnie, popyt spada więc firmy zmniejszają produkcję. W takiej sytuacji nie ma możliwości aby zyski firm rosły.

Większość inwestorów zapewne kupuje akcje oczekując, że ich cena wzrośnie zapominając, że kupują część przedsiębiorstwa, którego zadaniem jest produkowanie dla właścieli strumienia gotówki w postaci dywidendy.

Dawniej cena akcji zależała właśniej od tego strumienia. Gdyby nie masowy druk środka płatniczego na całym świecie ceny akcji zapewne byłyby na poziomach z 2009 roku jeżeli nie niżej. W każdym razie pompowanie cen akcji pieniędzmi wziętymi z powietrza do poziomów oderwanych od realiów musi się ostatecznie skończyć. Im bardziej ceny oderwane są od fundamentów tym szybciej nastąpi ich urealnienie.

W całym zachodnim świecie banki centralne zwiększają podaż pieniądza jak oszalałe. Robią to jednak aby ratować system bankowy, który jest na skraju załamania. Rynek dyrewatów (największe globalne kasyno) osiągnął poziom 13-letniego globalnego PKB. Największe banki tj. JP Morgan posiadają ekpozycję na dyrewaty (instrumenty pochodne) szacowaną na 69 bilionów dolarów. Jako zabezpieczenie tych transakcji mają aktywa wartości niespełna 1,8 biliona USD czyli 38 razy mniej. To tak jakbyśmy obstawiali jakiś zakład o wartości 3,8 miliona mając w formie zabezpieczenia 100 tyś. Wystarczy, że nasz walor zmieni się w cenie o 3 % i jesteśmy bankrutami.

Bank Lehman Brother, który zapoczątkował panikę na giełdach w 2008 roku posiadał raptem 155 miliardów aktywów będących zabepieczeniem innych dyrewatów. Pomimo, że był 12 razy mniejszy od JP Morgana był w stanie doprowadzić do bessy, w której indeksy spadły od 50 do 80 %. Ze względu na silne powiązania między bankami, dziś upadek jednego banku pociągnie za sobą kaskadę kolejnych i przecena z jaką mieliśmy do czynienia w 2008 będzie się wydawała tylko małą korektą w porównaniu do tego co nas czeka.

Czy zatem prognozując spadki na giełdach nie powinniśmy zająć tzw. krótkiej pozycji? I tak i nie. Moim zdaniem przed nami  niewątpliwie duże spadki na giełdach. Będą one miały charakter bardziej nagły niż te z 2008 roku. Znów usłyszymy o tzw. czarnym łabędziu, o tym iż nikt nie mógł tego przewidzieć, itp. bzdury. Spadki dotkną zarówno akcji jaki i obligacji rządowych, do których zaufanie już dawno wygasło. Trzymają one cenę tylko ze względu na interwencyjne zakupy przez FED czy ECB, co jest całkowicie niezgodne ze statutem tego drugiego. Desperacka sytuacja zmusza do desperackich czynów.

Wróćmy zatem do prognozowanych spadków na giełdach. Z jednej strony będzie to świetna okazja do zarobienia znacznych pieniędzy, z drugiej strony mamy zagrożenie krachu systemowego. Mianowicie, aby grać na spadki musimy wykupić opcję put lub kontrakt terminowy lub jeden z wielu ETF’ów.

W przypadku opcji płacimy jej wystawcy kwotę x. Kiedy dochodzi do spadków indeksów poniżej konkretnych poziomów nasza opcja zyskuje na wartości i możemy albo ją sprzedać albo poczekać do jej wygaśnięcia i zainkasować zysk wypłacony przez jej wystawcę.

W przypadku zawarcia kontraktu terminowego uczestniczymy w grze o sumie zerowej. Jeżeli dany index spadnie tak jak zakładaliśmy my zyskujemy, druga strona traci.

Pewnym ułatwieniem jest kupno tzw. ETF’ów, które bedą shortowały dany index dla nas. ETF’y (Exchange Traded Fund) są to fundusze, których zadaniem jest wierne odwzorowywanie rynków lub w przypadku niektórych działanie odwrotne czyli index w dół, fundusz do góry. Czytając prospekt funduszu wszystko wygląda pięknie, jednak wchodząc w szczegóły często okazuje się, że wynik funduszu rozjeżdża się z indexem, do którego powinien się odnosić.

Problemy z shortowaniem akcji w obecnej sytuacji są dwa. Po pierwsze, musi się zrealizować scenariusz spadków na giełdach. Tu jestem dość spokojny. Widzę natomiast problem z wypłacalnością drugiej strony. Otóż może się okazać, że spadki na giełdach zostaną wywołane bankructwem pewnego banku w efekcie nadmiernego zalewarowania. Jako, że system bankowy jest powiązany jak nigdy dotąd bank taki będzie wierzycielem innego banku. Ten też bank, będzie stroną w transakcji z trzecim i tak kaskadowo dojdzie do implozjii systemu w ciągu kilku dni.

Obawiam się sytuacji, w której nominalnie nasz kontrakt czy opcja zyskają znacznie na wartości lecz druga strona transakcji może być niewypłacalna.

Kiedy w 2008 roku upadał Lehnam Brothers, zamrożona została kwotę 155 miliardów USD będąca zabazpieczeniem wielu transakcji. Były to pieniądze 8 tys. klientów detalicznych jak i banków inwestycyjnych. Kwota ta może wydawać się duża lecz jak odnieść ją do 4,7 biliona w posiadaniu 3 największych banków zalewarowaną 30-krotnie.

Sceptycy podniosą oczywiście, że problem dotyczy USA czy Europy Zachodniej, polskie banki natomiast są bezpieczne. W teorii tak też jest. Polskie banki prowadzą dość konserwatywną politykę inwestycyjną i są zdecydowanie w lepszej kondycji niż banki w USA. Mądre przysłowie mówi jednak: “kiedy USA kichnie, Europa ma katar”, co pięknie odwzorowuje sytuację na rynkach finansowych.

O ile analizując obecną sytuację makroekonomiczną  i wyceny akcji bardzo skłaniałbym się do ich shortowania o tyle problem jest  natury systemowej. Jak pokazała historia przy upadku Lehmana, MF Global, Dexii czy kilku innch banków nasze inwestycje mogą przynieść nominalnie znaczny zysk lecz w praktyce możemy ich nie otrzymać. Będą one oczywiście naszą wierzytelnością w cyfrowym systemie rozliczeń i tam pozostaną.

Już w 2003 roku legendarny inwestor Warren Buffet podsumował, “Dyrewaty są bronią masowej zagłady” i miał on 100% rację. Shortując rynek stajemy sie częścią procesu. Kilka lat temu shortowanie rynków ograniczało się tylko do zajęcia pozycji, kiedy walor wydawał się drogi. Tym razem poza i tak trudnym zadaniem wyczucia rynku musimy się liczyć z niewypłacalnością “kontrahenta”.

Trader 21

Niezależny Portal Finansowy